Krzysztof Ogiolda

Prof. Jończy: Młodzi Polacy już nie chcą pracować tak ciężko jak pokolenie ich rodziców

Prof. Romuald Jończy: – Wiadomo już, że w nieodległej perspektywie seniorzy nie będą w stanie utrzymać się sami. Prof. Romuald Jończy: – Wiadomo już, że w nieodległej perspektywie seniorzy nie będą w stanie utrzymać się sami.
Krzysztof Ogiolda

Dobra koniunktura gospodarcza nie trwa wiecznie – mówi prof. Romuald Jończy. - Za dwa, trzy lata najprawdopodobniej wystąpi recesja. A wydatki na cele społeczne trzeba będzie ponosić dalej.

Wielu ludzi zabiega o pożyczki dla biznesu. Gospodarka w regionie szybko się rozwija?
Działa tu kilka czynników. Kiedy po raz pierwszy wypowiadałem się na ten temat – był rok 1997 – praca za granicą była bardzo dochodowa. Bardziej przedsiębiorczy Ślązacy potwierdzali podwójne obywatelstwo i wyjeżdżali. Tutaj pracowało się za 2-3 złote za godzinę. Mówiłem wtedy, że w Polsce wzrost płac i cen przy stabilnej złotówce zmniejszy opłacalność pracy za granicą. I zmniejszała się, choć jeszcze w momencie wchodzenia do Unii zarabiało się na Zachodzie sześć razy więcej niż w Polsce. Teraz ta relacja wynosi około trzy do jednego, ale płace w Polsce są mocno zróżnicowane. Osoby zarabiające średnio na Zachodzie otrzymują mniej więcej tyle pieniędzy, co dobrze zarabiające u nas.

To tłumaczy, dlaczego wielu ludziom nie opłaca się wyjeżdżać, nie – że zakładają własny biznes.
Wyjazd za granicę po to, by się tam dorobić, ma mniej sensu. Jednocześnie odwaga podejmowania działalności gospodarczej wzrosła. W śląskiej społeczności pożyczanie uchodziło kiedyś za coś wstydliwego, niemal za kradzież. Kredytów prawie nikt nie zaciągał, bo to było zachowanie na granicy patologii. Poza tym po 1989 roku kredyty były drogie, bo wysoka była inflacja. Dziś, jak na Zachodzie, wielu korzysta z korzystnych, nisko oprocentowanych kredytów i wielu możliwości wsparcia z UE. Przy bogatszym i więcej konsumującym społeczeństwie bardziej opłaca się zostać na miejscu i prowadzić działalność, niejednokrotnie eksportować.

Wzrostem gospodarczym – także w skali Polski – bardzo się rządzący chwalą i szczycą.
Mówimy chętnie o wzroście gospodarczym i spadku bezrobocia, ale nie zauważamy, że miejsc pracy w Polsce istotnie nie przybyło. To jest wzrost znikomy, a w wielu branżach wręcz ich liczba spadła. W dodatku rozwój rynku pracy dokonał się tylko w dużych ośrodkach. Zakończone przeze mnie badania na obszarach wiejskich dowodzą, że ludzi pracujących w Polsce jest w tych wsiach mniej niż pięć lat temu.

Ale mamy bezrobocie tak niskie jak Niemcy.
Tak, ale ono nas nie informuje o sytuacji na rynku pracy. Mówi tylko, ile osób się zarejestrowało i zgłosiło formalną gotowość do podjęcia zatrudnienia. Nie – ile osób pracuje, płaci podatki i dźwiga ciężar obciążeń podatkowych i ubezpieczeniowych. Stopa bezrobocia zmniejszyła się, bo w ostatnich latach wyjechali z kraju młodzi ludzie, absolwenci, dla których zatrudnienia nie było. To wprowadza do naszego myślenia bezzasadny optymizm. W 7-8 największych aglomeracjach kraju ma miejsce intensywny rozwój, pojawiają się inwestycje i nowe miejsca pracy. Natomiast w mniejszych miastach – powiatowych, powojewódzkich i na obszarach wiejskich – jak powiedziałem – pracy ubyło.

Młodzi nadal wyjeżdżają?
Blisko połowa kończy w tej chwili studia. Jeśli miejsc pracy nie przybywa, a zwłaszcza nie przybywa ich dla osób wysoko wykwalifikowanych, to sam fakt, że podjęli studia, wypycha ich w kierunku dużych miast i zagranicy. Szkoły kończą obecnie roczniki prawie trzy razy mniej liczne niż w końcu lat 50. i spośród tych nielicznych roczników na peryferiach pozostanie średnio co piąta osoba. I jeszcze jedna prawidłowość: Poza wielkimi miastami nie dość że pracy nie przybywa, to szczególnie brakuje jej dla kobiet pracujących częściej w usługach i administracji skupionych w dużych ośrodkach. Na miejscu jest pracy mało, a szczególnie brakuje jej dla kobiet. W efekcie 60-70 procent uciekającej z peryferii młodzieży stanowią młode kobiety. A to one wpływają na dzietność. Pogłębia się więc zapaść demograficzna.

  • "Mamy Polaków w Polsce o wiele mniej, niż nam się wydaje. Rząd nie chce o tym mówić, samorządy też, bo mają w tym interes"
  • Ukraińcy nie przyjeżdżają do nas dlatego, że w Polsce jest tak świetnie, tylko dlatego, że na Ukrainie jest tak źle. To ich tu trzyma

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Krzysztof Ogiolda

Jestem dziennikarzem i publicystą działu społecznego w "Nowej Trybunie Opolskiej". Pracuję w zawodzie od 22 lat. Piszę m.in. o Kościele i szeroko rozumianej tematyce religijnej, a także o mniejszości niemieckiej i relacjach polsko-niemieckich. Jestem autorem książek: Arcybiskup Nossol. Miałem szczęście w miłości, Opole 2007 (współautor). Arcybiskup Nossol. Radość jednania, Opole 2012 (współautor). Rozmowy na 10-lecie Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, Gliwice-Opole 2015. Sławni niemieccy Ślązacy, Opole 2018. Tajemnice opolskiej katedry, Opole 2018.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.