Powstaje nowa Trylogia. Zagłoba i Wołodyjowski na szlakach zwycięstw I Rzeczypospolitej

Czytaj dalej
Paweł Stachnik

Powstaje nowa Trylogia. Zagłoba i Wołodyjowski na szlakach zwycięstw I Rzeczypospolitej

Paweł Stachnik

Starałem się maksymalnie „pisać Sienkiewiczem”, a z drugiej strony chciałem, żeby było to zrozumiałe dla ludzi współczesnych. W Trylogii jest dużo długich wstawek łacińskich i dużo staropolszczyzny, która dziś mogłaby być uciążliwa dla czytelników, więc tego unikałem. Niemniej, cały czas dokładałem wysiłków, żeby książka była napisana w stylu przypominającym narrację Sienkiewicza i czytelnicy mogli to od razu odczuć - mówi Adam Stawicki, autor książki „Mrok Północy”, będącej prequelem Trylogii Henryka Sienkiewicza.

Ile razy czytał pan Trylogię?
Różnie, w zależności od części. „Potop” czytałem jakieś osiem razy, „Ogniem i mieczem” pięć razy, natomiast „Pana Wołodyjowskiego” tylko raz, bo był dla mnie zbyt smutny.

A czy jest pan człowiekiem odważnym?
Mam nadzieję, że tak, choć okazałoby się to pewnie w momencie próby.

Pytam, bo nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że porwał się pan na narodową świętość. Żeby uzupełniać Sienkiewiczowską Trylogię trzeba być człowiekiem naprawdę odważnym.
Początkowo pisałem to dla siebie. Miałem taką potrzebę, żeby móc przeczytać, co działo się przed czasami opisanymi w Trylogii, bo wydawało mi się, że są to bardzo ciekawe czasy. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nikt ich wcześniej nie opisał. W międzyczasie moja córka zaczęła pracować nad swoją książką, więc pomyślałem sobie, dlaczego nie ja? Nic nie mówiąc nikomu pisałem sobie w tajemnicy. W pewnym momencie ujawniłem się przed rodziną i okazało się, że tekst się podoba. To mnie zachęciło. Gdy skończyłem, zacząłem szukać wydawcy. Zainteresowało się krakowskie wydawnictwo Astra, które od razu zdecydowało się opublikować książkę. Od pierwszego kontaktu do wydania powieści minęły zaledwie cztery miesiące. Wracając zaś do odwagi: część osób zarzuciła mi, że żeruję na świętości i że podrabiam Sienkiewicza. Nie. To rodzaj mojego hołdu dla tego pisarza, którego uwielbiam. Dlatego starałem się, żeby moja powieść napisana była typowym stylem Sienkiewicza i żeby charakter jego postaci był zachowany

Na czas akcji swojej książki wybrał pan początek XVII w. A więc okres przed wydarzeniami Sienkiewiczowskiej Trylogii, która zaczyna się w 1648 r. Skąd taki właśnie okres?
Gdy zacząłem myśleć o swoim projekcie, od razu założyłem, że będą trzy części. A od początku XVII w. pojawiają się w naszej historii bardzo ciekawe wydarzenia. Po pierwsze wojna ze Szwecją w Inflantach i bitwa pod Kircholmem, jedna z najbardziej znanych bitew w historii polskiego oręża. Potem mamy wyprawę na Moskwę i bitwę pod Kłuszynem. A na koniec mamy walki z Turkami i bitwę pod Chocimiem. W ten sposób niejako naturalnie kształtuje się nowa Trylogia i łatwo oprzeć ją na bardzo ciekawych wydarzeniach historycznych. Jednocześnie Sienkiewicz zostawił furtkę do takiego rozwiązania. Oto w „Ogniem i mieczem” Zagłoba ma 70 lat, więc 50 lat wcześniej jako młodzian mógł brać w nich udział. W roku 1600 mógł być dziarskim młodzieńcem pełnym werwy i pomysłów.

Sprecyzujmy, że akcja „Mroku Północy” toczy się podczas polsko-szwedzkiej wojny inflanckiej trwającej w latach 1600-1611. To dość mało znany konflikt.
Rzeczpospolita walczyła wtedy ze Szwecją o tereny w Inflantach, w tym o Estonię, którą król Zygmunt III Waza włączył do Polski. Rzeczywiście, o wojnie tej słyszeli ci, którzy głębiej interesują się historią. Nie jest ona tak znana jak wojny z Turkami czy wyprawy na Moskwę. Jednym z moich celów było dotarcie do szerszego grona czytelników z opowieścią dziejącą się właśnie w czasie tej wojny i to opowieścią, której bohaterowie byliby postaciami z krwi i kości. W ten sposób chciałem przemycić wiedzę historyczną. Sam przyznaję, że wcześniej wiedziałem o bitwie pod Kircholmem, ale szczegóły tego konfliktu nie były mi już tak bliskie. Wojny inflanckiej nie znamy. Mam nadzieję, że czytając „Mrok Północy”, jakaś część czytelników dowie się, jak ona wyglądała i jak się toczyła. A była to wojna bardzo dramatyczna. Gdy czytamy w „Ogniem i mieczem” i w „Potopie”, że najpierw następowała katastrofa, a dopiero potem przychodziło otrzeźwienie, to taką samą sekwencję mamy podczas wojny inflanckiej. W jednej ze scen opisuję, jak zdesperowany hetman Jan Karol Chodkiewicz w geście rozpaczy chciał się wysadzić w ostatnim z inflanckich zamków, żeby wstrząsnąć sumieniem narodu. To nie jest mój wymysł, to absolutna prawda, tak było, Chodkiewicz naprawdę miał taki zamiar. Opisując takie sytuacje, chcę pokazać, jak wiele możemy stracić, lekceważąc rozmaite zagrożenia dla naszego kraju.

Czy ta wojna jest atrakcyjna dla pisarza? Czy ma efektowne momenty mogące porwać czytelnika?
Zawsze dziwiłem się, że Sienkiewicz, pisząc Trylogię, nie zdecydował się na umieszczenie akcji właśnie podczas wspomnianych przeze mnie wcześniejszych wojen toczonych przez Rzeczpospolitą. Być może zdecydowały o tym ówczesne względy cenzorskie. Jak wszyscy lubimy Trylogię, to niektórzy mogą się jednak czuć zawiedzeni, że opisy bitewne dotyczą często niewielkich potyczek, w dodatku wyolbrzymionych przez autora. Natomiast wielkie bitwy - pod Beresteczkiem, Warszawą, Chocimiem - są potraktowane dość skrótowo. Natomiast w przypadku wojny inflanckiej mamy taką obfitość bitew, w których Polacy wspinali się na wyżyny kunsztu wojskowego, że opisywanie ich jest przyjemnością. Myślę, że miłośnicy batalistyki będą zadowoleni, bo w „Mroku Północy” jest jej znacznie więcej niż w Trylogii Sienkiewiczowskiej.

Sienkiewicz, pisząc swoje dzieło, korzystał z prac historycznych i pamiętników z epoki. A pan na czym się opierał?
Najbardziej pomocna była wydana w 1938 r. „Wojna inflancka” historyka Stanisława Herbsta. Bez niej moja książka nie mogłaby powstać. Wprawdzie obejmuje ona tylko pierwszą część tego konfliktu w latach 1600-1602, ale obfitość wydarzeń, dokładność ich opisu, liczba nazwisk, jakie się tam pojawiają, są nieocenione. Korzystałem też z wielu innych opracowań i biografii, ale Herbst zdecydowanie był najważniejszy.

Co przy pisaniu stwarzało największą trudność?
Zdecydowanie opisy życia codziennego, ubiorów, jedzenia. Znacznie prościej opisywało mi się sprawy żołnierskie. Musiałem sięgać do rozmaitych źródeł, żeby poznać te realia i właściwie je odtworzyć. Samo ustalenie wyglądu ówczesnych inflanckich zamków nie było łatwe, bo większość z nich dziś już nie istnieje. Trzeba było sięgać po XVI- i XVII-wieczne opisy oraz współczesne ich wizualizacje. Po takim Kokenhausen została dziś kupka gruzów, po innych twierdzach podobnie.

Na bohaterów „Mroku Północy” wybrał pan młodego Onufrego Zagłobę i ojca Michała Wołodyjowskiego - Jerzego. Czy ten wybór od razu był oczywisty? Czy brał pan też pod uwagę kogoś innego?
Od początku było dla mnie jasne, że główną postacią mojej książki będzie Zagłoba. Do niego zaś pasował mi ojciec pana Michała - młody porucznik Jerzy Wołodyjowski. Potem dołożyłem postać kobiecą - Julię Kurczówną, a już w trakcie pisania przyszła mi do głowy druga postać kobieca - Konstancja de Lorche. To ostatnie nazwisko również jest hołdem dla Sienkiewicza i pochodzi z jego „Krzyżaków”. Pojawiły się zarzuty, że zapożyczyłem z „Wiedźmina” postać Borcha herbu Trzy Kawki. Od razu mówię wprost - nigdy nie czytałem książek o Wiedźminie, więc to zupełny przypadek.

Zagłoba i Wołodyjowski z „Mroku Północy” są tacy jak u Sienkiewicza. Te pierwszy to bufon, pieczeniarz, miłośnik jedzenia, picia i kobiecych wdzięków. Ten drugi to cnotliwiec i świetny żołnierz. Nie kusiło pana, by dołożyć im czegoś od siebie?
Uznałem, że nie ma takiej potrzeby. Postać Zagłoby należało oczywiście odmłodzić, ale jednocześnie zależało mi, żeby pokazać, że wszystkie znane z Trylogii przechwałki tego bohatera nie były samym koloryzowaniem. I że jego opowieści, jakim to był niegdyś żołnierzem, bawidamkiem i opojem, nie były tylko fantazją. Uznałem, że część tych relacji powinna być jednak prawdą i starałem się to pokazać w książce. Mam nadzieję, że mi się udało. Natomiast Wołodyjowski to gorący patriota, cnotliwy człowiek i dobry żołnierz. Od samego początku ta postać była dla mnie pełna cnót rycerskich.
Dodam, że pisząc „Mrok Północy”, starałem się wyobrazić sobie te postacie i stworzyłem w tym celu hipotetyczną obsadę filmową. Wołodyjowskiego i Zagłobę musieliby zagrać mniej znani młodzi aktorzy, ale w innych rolach widzę popularnych artystów. Na przykład Piotr Adamczyk mógłby być czarnym charakterem hrabią Bergiem, Jakub Wesołowski królem Zygmuntem III Wazą, Maciej Musiał Wilhelmem Kettlerem, Marcin Perchuć wojewodą Jerzym Farensbachem, Kinga Preis kniahinią, Artur Żmijewski kniaziem, a znany z serialu „W labiryncie” Piotr Skarga wydaje mi się idealny, by zagrać… księdza Piotra Skargę.

W powieści historycznej wzorowanej na Sienkiewiczu nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Wprowadził pan dwie białogłowy towarzyszące wspomnianym dwóm bohaterom.
Początkowo miała być tylko jedna postać żeńska - ukochana Jerzego Wołodyjowskiego. W pewnej chwili przyszło mi jednak do głowy, że Zagłoba również powinien mieć partnerkę, mimo że on przecież kochał wszystkie kobiety. Zależało mi też, żeby obie bohaterki kobiece były kontrastowe.
Tak jak Zagłoba i Wołodyjowski różnią się charakterami, tak samo różnią się ich partnerki - Julia Kurczówna i Konstancja de Lorche. Starałem się, żeby wszystkie te postacie nie były mdłe, miały wyraziste charaktery i żeby jakoś wzajemnie się uzupełniały.

Czy pracował pan nad językiem, aby był zbliżony do frazy Sienkiewicza?
Starałem się maksymalnie „pisać Sienkiewiczem”, a z drugiej strony chciałem, żeby było to zrozumiałe dla ludzi współczesnych. W Trylogii jest dużo długich wstawek łacińskich i dużo staropolszczyzny, która dziś mogłaby być uciążliwa dla czytelników, więc tego unikałem. Niemniej, cały czas dokładałem wysiłków, żeby książka była napisana w stylu przypominającym narrację Sienkiewicza i czytelnicy mogli to od razu odczuć. Pisząc „Mrok Północy”, jednocześnie cały czas czytałem którąś z części Trylogii, najczęściej było to „Ogniem i mieczem”.

Czy pańskim zdaniem jest w dzisiejszej Polsce zapotrzebowanie na taką historyczną literaturę powieściową?
Myślę, że takie zapotrzebowanie jest zawsze i taka literatura jest potrzebna. Zwłaszcza że jest jej na naszym rynku księgarskim mało. Jesteśmy zalani książkami kryminalnymi, sensacyjnymi i fantastycznymi, natomiast powieści historycznych nie ma zbyt wielu. Uważam, że jest miejsce na rynku dla takiej literatury i że znajdą się dla niej czytelnicy. Dodam, że na Facebooku istnieje grupa dyskusyjna „Trylogia Henryka Sienkiewicza”, która ma 10 tysięcy członków.

A jak książka została przyjęta?
W 80-90 procentach głosy czytelników są bardzo pozytywne. Wiele osób już pyta, kiedy będzie druga część. Zdarzają się osoby, które mimo znacznej objętości książki szybko ją pochłonęły i bardzo im się podobała. Doceniają, że jest to nawiązanie do Sienkiewicza i do stylu Sienkiewiczowskiej literatury.

„Mrok Północy” to pierwszy tom nowej Trylogii. O czym będą dwie kolejne części?
Część druga ukaże się w 2024 r. i będzie nosić tytuł „Korona carów”. Jej akcja toczyć się będzie podczas wojny polsko-moskiewskiej i dymitriad (1609-1618), a punktem kulminacyjnym stanie się bitwa pod Kłuszynem. Z kolei część trzecia - „Braterstwo krwi” - ma się ukazać za dwa lata. Wydarzenia będą się toczyć w latach 1619-1621 wokół wojny polsko-tureckiej i bitwy pod Cecorą oraz obrony Chocimia. Kircholm, Kłuszyno i Chocim to trzy największe polskie bitwy początku XVII w. i trzy wielkie zwycięstwa polskiego oręża. Moi bohaterowie, Zagłoba i Wołodyjowski, będą uczestniczyć w tych wszystkich wydarzeniach i oczywiście w tych bitwach.

Podobno część książki została napisana na krakowskich Plantach…
Bardzo lubię Kraków i bardzo chętnie do niego z żoną wracam. A ponieważ lubię przesiadywać na Plantach, to pewna część „Mroku Północy” rzeczywiście tam powstała.

Nasz rozmówca

Adam Stawicki (ur. w 1976 r.), politolog, dziennikarz i urzędnik samorządowy. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, warszawiak z urodzenia, z zamiłowania historyk i varsavianista. „Mrok Północy” jest jego literackim debiutem. Wydawcą jego nowej Trylogii jest krakowska oficyna Astra.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.