Włodzimierz Knap

Poselskie swawole. Skuteczne zastosowane liberum veto

Tadeusz Reytan na obrazie Jana Matejki Fot. fot. Wikipedia Tadeusz Reytan na obrazie Jana Matejki
Włodzimierz Knap

Rozmowa. W styczniu 1652 po raz pierwszy w sejmie zostało skutecznie zastosowane liberum veto. Partykularyzm posłów towarzyszył nam zawsze.

- Sejm z I Rzeczypospolitej a obecny to przepaść?

- W epoce nowożytnej całkowicie inne było rozumienie demokracji. Rządy większości kojarzyły się szlachcie z dążeniem do absolutyzmu. Obawiała się ona, że król, dzięki swoim możliwościom finansowym, jest w stanie zbudować potężne stronnictwo, które byłoby w stanie zagrozić złotej wolności szlacheckiej. Członkowie tego stanu byli przekonani, że demokracja ma polegać na uzyskaniu zgody wszystkich obywateli, czyli szlachty. Demokracja, w jej rozumieniu, miała uwzględniać zdanie także mniejszości. Na sejmach starano się znaleźć kompromis, a szukano go, jak to określano, na drodze „ucierania” stanowisk. W efekcie na sejmach długo debatowano o wielu kwestiach, choć zdarzały się przypadki, że głosy mniejszości ignorowano.

- Inne były kiedyś, a inne dziś prawa i obowiązki posłów.

- Oczywiście. Dziś, w teorii, poseł reprezentuje cały naród. W I RP miał m.in. instrukcje, które ściśle wiązały go z ziemią, którą reprezentował w izbie. Poseł na sejmiku był zobowiązywany do wykonania na rzecz swojej ziemi konkretnych zadań w czasie prac sejmu. W razie niepowodzenia mógł nawet zerwać sejm.

- Poseł w dawnych czasach cieszył się szacunkiem?

- Przynajmniej taka była reguła.

- Instytucja liberum veto była złem od początku?

- Problem jest złożony. Niesłusznie też gromy rzuca się na Władysława Sicińskiego, właściciela Upity (dziś na Litwie) i posła tej ziemi. Nie on pierwszy krzyknął „nie pozwalam”.

- Jednak to jego „ja nie pozwalam na prolongatę” doprowadziło do zerwania sejmu po raz pierwszy.

- 9 marca 1652 r. zachował się jak legalista. W latach 30. XVI stulecia przyjęto prawo, które nie pozwalało na przedłużenie obrad sejmu ponad ustawowe 6 tygodni. Na sejmie, który zaczął się 26 stycznia 1652 r., najpierw mieliśmy do czynienia z obstrukcją ze strony Jana Kazimierza. Król nie chciał się zgodzić na rozpoczęcie obrad, bo czekał na skasowanie wyroku sądowego skazującego Hieronima Radziejowskiego na banicję. Na marginesie powiem, że żona Radziejowskiego była kochanką króla.

- Większość znawców uważa, że „nie pozwalam” Sicińskiego zadziałało, bo wszystkim wielkim, poza królem, było wtedy na rękę.

- To najpewniej prawda. Z klasycznym zerwaniem sejmu mieliśmy do czynienia w 1669 r. Sejm koronacyjny zerwał wtedy na tydzień przed jego planowanym zakończeniem Adam Olizar, poseł kijowski. Sam zaś pomysł wprowadzenia instytucji liberum veto miał sensowny rodowód. Chciano się w ten sposób zabezpieczyć przed ewentualnością tego, że większość posłów będzie przekupiona lub przyjmie złe prawo. Zakładano, że zawsze znajdzie się jeden poseł, który nie zgodzi się na to i powie „nie”. Szybko jednak obce dwory zrozumiały, że przy pomocy liberum veto można sparaliżować Rzeczpospolitą.

- Szlachta nie zauważyła, że veto osłabia państwo?

- Dla ówczesnych posłów najważniejsza była mała ojczyzna, którą reprezentowali na sejmie. Dopiero za Stanisława Augusta podejście do państwa zaczęło się zmieniać. Wcześniej szlachta, a szczególnie magnateria, na sejmach zabiegała o załatwienie swoich partykularnych interesów. Kluczowe kwestie dla państwa były traktowane przez nich po macoszemu, choć usta mieli pełne frazesów o kierowaniu się jego dobrem. W 1652 r. też przez długi czas rozprawiano na sejmie o marginaliach, cieszono się ze zwycięstwa pod Beresteczkiem. Niestety, niecałe trzy miesiące później przyszła wielka klęska pod Batohem. W 1672 r. obradował sejm w cieniu zbliżającej się wojny z Turcją. A mimo tego dwa ugrupowania - królewskie i tzw. francuskie, na czele z przyszłym Janem III Sobieskim - przez pierwsze 4 tygodnie debatowały praktycznie o niczym, bo np. o tym, jak chodzi ubrany król na spotkania w sejmie. Sąsiednie kraje wykorzystywały liberum veto do swoich celów. Dwory w Petersburgu, Berlinie czy Paryżu płaciły polskim i litewskim posłom, m.in. za zrywanie sejmów.

- Prof. Mariusz Markiewicz uważa, że waga sejmu w funkcjonowaniu I RP była znacznie mniejsza, niż się uważa, ale to odrębne zagadnienie. A skoro sejm nie miał wielkiego znaczenia, to, w jego ocenie, i zrywanie sejmów nie miało decydującego znaczenia dla funkcjonowania państwa, a liberum veto nie może być uznane za przyczynę anarchii i późniejszego upadku Rzeczypospolitej. A jakie jest Pana zdanie?

- Geneza upadku Rzeczypospolitej miała więcej przyczyn. Najpewniej nie doszłoby do niego, gdyby Rosja i Prusy nie urosły mocno w siłę. Słabość parlamentaryzmu nałożyła się na ten czynnik zewnętrzny oraz problemy gospodarcze. Kiedy w końcu zrozumiano, że liberum veto jest kagańcem, bo takim było, i chciano się go pozbyć lub ograniczyć, zaprotestowały sąsiednie mocarstwa.

CV. Dr Marcin Gadocha, znakomity znawca epoki nowożytnej , wykłada w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.