Zbigniew Bartuś

Polskie tabu: Czy Ukraińcy pomogą nam wybrać prezydenta Krakowa, skoro za 10 lat mogą stanowić 25 procent mieszkańców [Kwadratura kuli]

Polskie tabu: Czy Ukraińcy pomogą nam wybrać prezydenta Krakowa, skoro za 10 lat mogą stanowić 25 procent mieszkańców [Kwadratura kuli]
Zbigniew Bartuś

Czy Ukraińcy pomogą nam wybrać prezydenta Krakowa? To pytanie wydaje się od czapki, bo – inaczej niż w wielu krajach – cudzoziemcy spoza Unii nie mogą w Polsce głosować w wyborach. Nawet samorządowych. Nawet, jeśli płacą u nas podatki i składki na ZUS. Nawet, jeśli są od lat, jak my, mieszkańcami Krakowa, Warszawy czy Limanowej. I nawet jeśli art. 16 polskiej Konstytucji mówi, że „wspólnotę samorządową tworzy ogół mieszkańców”. Tymczasem, jeśli dynamika wzrostu populacji cudzoziemców z ostatnich 10 lat się utrzyma, to pod koniec dekady sami Ukraińcy stanowić będą 25 procent krakowian. Czyli - nie przymierzając - tyle, co przed wojną Żydzi.

Pytanie o głosowanie na prezydenta i radnych – czyli polityczną podmiotowość – zadaje coraz głośniej w imieniu wspólnoty ukraińskiej krakowianka Olha Menko, redaktorka naczelna portalu UAinKrakow.pl, fantastyczna, mądra, dynamiczna młoda kobieta, w której trudno się nie zakochać. Kogo reprezentuje? 80 tysięcy przybyszy z wielu części Ukrainy, którzy z bardzo różnych powodów postanowili – na krócej, dłużej i na zawsze - osiąść pod Wawelem. Jedni studiują, większość pracuje, płacąc podatki i składki, wielu ściągnęło rodziny (lub założyło je na miejscu) i posłało do krakowskich szkół – tysiące już – dzieci.

Jak przyznaje Olha, liczni Ukraińcy pozostają dla rdzennych krakowian przezroczyści (zostawmy na boku problem, kto to jest rdzenny krakowianin i czy hutas też). Nie rzucają się w oczy, bo wolą się nie rzucać. Przeważnie nie rozmawiają głośno po ukraińsku, bo a nuż napatoczy się jakiś „patriota” i wyrazi oburzenie, zwyzywa od banderowców lub jeszcze gorzej. Kraków („Otwarty Kraków”) robi wiele, by cudzoziemcy czuli się u nas jak w domu. Mimo to przeciętny Ukrainiec ma wybite z tyłu głowy to, co myśli wielu Polaków: że jak Polak emigruje za granicę, to ma obowiązek pozostać Polakiem, zaś jak cudzoziemiec emigruje do Polski, to ma obowiązek zostać Polakiem. Niespójność? Ot, taki efekt wieloletniej monoetniczności.

Problem – albo Boży dar – w tym, że ta monoetniczność to jest już klasyczne „dawno i nieprawda”. 12 lat temu populacja wszystkich cudzoziemców – z Unii i spoza niej – zgłoszonych do polskiego ZUS liczyła 65 tys. Na koniec 2015 r. było ich ok. 185 tys. Przypomnijmy, że w owym roku PiS wygrał wybory prezydenckie, a potem parlamentarne, posługując się w kampanii m.in. antyimigranckimi hasłami. Po czym padł rekord wszech czasów: w czerwcu 2021 liczba cudzoziemców w ZUS przekroczyła 800 tys. Pół miliona z nich to Ukraińcy – jest ich ponad 33 razy więcej niż dekadę temu! Pewne branże, choćby jakże ważna dla rozwoju polskiej gospodarki budowlanka, przestałyby istnieć, gdyby nie ciężko i rzetelnie harujący przybysze.

Coraz więcej z nich – jako mieszkańcy Krakowa, a w przyszłości może i obywatele Polski - chce pielęgnować rodzinne ukraińskie tradycje, przekazywać je swoim dzieciom. Niejeden myśli: skoro płacę tu podatki i ratuję system emerytalny, to powinienem mieć wpływ. A nie da się go mieć bez prawa głosu.

Jest pewne, że te aspiracje wzrosną, choćby z tej przyczyny, że Ukraińców będzie przybywać. Nawet pandemia nie powstrzymała trendu. Dziś przybysze stanowią 10 proc. krakowian, niebawem może to być 20 proc., zwłaszcza że rdzenni krakusi (w tym hutasi) płodzą najmniej dzieci od stu lat, a pandemia przetrzebiła nam seniorów. Czeka nas wielka zmiana. Ba, już jest. A my wciąż traktujemy ten temat jak tabu.

Zbigniew Bartuś

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.