Politycy mówią „Alfie, Alfie”, ale myślą o swojej korzyści
Serce się kraje na myśl o losie Alfiego Evansa, zagrożonego śmiercią chłopczyka. Angielscy lekarze bezradnie rozkładają ręce, a sąd nie pozwala wywieźć dziecka do Włoch. Sędziom prawo każe kierować się opiniami lekarzy, którzy mówią, że podróż stanowi zagrożenie.
W świetle paragrafów sąd nie może postąpić inaczej. Zastanawia mnie jednak dlaczego angielskie poważne media komentują sprawę tak bardzo ostrożnie, z zaskakująca wstrzemięźliwością. A właściwie - mówiąc wprost - dlaczego nie ma w Anglii (wyłączając tabloidy) powszechnej nagonki na bezduszne sądy, które „wolą skazać na śmierć niż dać szansę życiu”?
Może Anglicy ufają swoim sądom i lekarzom, a zjawisko polowania na „uprzywilejowaną kastę” jest tam nieznane lub odrzuca się je, jako niegodne? Może.
Sądzę też, że sytuacji nie ułatwia Brytyjczykom fakt, że z inicjatywą leczenia chłopca we Włoszech wystąpił papież. Katolicyzm na świecie nie jest bowiem tak wszechobecny, jak u nas, a w Anglii traktowany jest z nieufnością i kojarzony z mrocznym i wstecznym sposobem myślenia. Anglicy już tak mają, od 1534 r.
Oni służą tylko sobie - powiedziała o politykach, celebrytach i liderach religijnych angielska lekarka Samantha Batt-Rawden
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.