Polacy na kartę rowerową i kocią łapę. Bo tak wygodniej i bardziej się opłaca

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Zbigniew Bartuś

Polacy na kartę rowerową i kocią łapę. Bo tak wygodniej i bardziej się opłaca

Zbigniew Bartuś

Poza małżeństwami rodzi się jest już co czwarte dziecko w Polsce, a w dużych miastach co trzecie. Politycy PiS, zgodnie z nauczaniem Kościoła, głoszą, że jest to sprzeczne z naturą i tradycją, podobnie jak życie w związkach nieformalnych. Ale kolejny ślub Marty Kaczyńskiej (znów w zaawansowanej ciąży), bądź Jacka Kurskiego, szefa „telewizji strzegącej wartości”, pokazują, że deklaracje sobie, a życie sobie. Zresztą tak było zawsze. Co siódme dziecko ochrzczone na początku XVIII wieku w kościele Św. Krzyża w Warszawie pochodziło „z nieprawego łoża”. Przed wybuchem I wojny czerwoną latarnią na ziemiach polskich był... Kraków. Nieślubne było tu co czwarte dziecko! Czyli tak, jak dziś.

Komunistyczna Polska była krajem laickim, momentami (stalinizm) antyreligijnym i antykościelnym, ale wywodzący się w większości ze wsi towarzysze partyjni hołdowali staropolskiej rodzinnej tradycji. A ta nie przewiduje tkwienia w związku pozamałżeńskim, ani tym bardziej płodzenia w nim dzieci. Jak zauważa dr Małgorzata Stefanowicz, ekspert Klubu Jagiellońskiego ds. społecznych, każde państwo zainteresowane jest tworzeniem przez obywateli sformalizowanych związków.

- Są one podstawowym budulcem spójnej i stabilnej struktury społecznej, a ta decyduje o bezpieczeństwie obywateli – podkreśla ekspert.

W małżeństwie ludzie mają określone prawem obowiązki – wobec siebie i swoich dzieci, np. jeśli któryś z członków rodziny zachoruje, to wiadomo, co robić i czego wymagać. W związkach nieformalnych takich obowiązków nie ma. Wszystko opiera się na dobrej woli.

Tyle teoria… Ale jeśli zerknąć w statystyki GUS, to okaże się, że w pruderyjnej PRL przyszło na świat 1,8 mln nieślubnych dzieci. Po II wojnie i na początku lat 50. stanowiły one 7 proc. ogółu nowonarodzonych. Później, za Gomułki, odsetek spadł do 4 proc., by w 1970 r. wzrosnąć do 5 proc. Po czym znowu spadł! W „liberalnej” erze Edwarda Gierka, symbolizowanej przez rodzinę Karwowskich i Studio 2, Polki rodziły na potęgę – ale w małżeństwach. I tak było w zasadzie do upadku komuny.

Aż do połowy lat 80. odsetek dzieci nieślubnych nie przekraczał 5 proc. Dopiero w 1988 r. wzrósł do 5,8 proc. Ale to nic w porównaniu z tym, co nastąpiło w kolejnej dekadzie. Już w 1996 r. udział dzieci nieślubnych wśród ogółu przekroczył 10 proc. (w miastach 14 proc.), w 2003 – 15 proc., a w 2009 – 20 proc. Kolejny rekord padł w roku 2016: 25 proc. (w miastach 27,7, na wsi 21,1 proc.).

W dalszej części tekstu:

  • Jak często rodziły się dawniej w Polsce nieślubne dzieci?
  • Gdzie obecnie i z jakiego powodu rodzi się ich w naszym kraju najmniej?
  • Jakie można wyróżnić dwa podejścia do związków nieformalnych?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Zbigniew Bartuś


Dziennikarz, publicysta, felietonista Dziennika Polskiego (na pokładzie od 1992 roku) i mediów Polska Press Grupy, współtwórca i koordynator Forum Przedsiębiorców Małopolski, laureat kilkudziesięciu nagród i wyróżnień dziennikarskich (w tym Wolności Słowa, Dziennikarz Ekonomiczny Roku, Nagroda Główna NBP, Nagroda Grabskiego, Nagroda Kwiatkowskiego, Grand Prix Dziennikarzy Małopolski, nominacje do Grand Press).


 

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.