Pogromca wieżowców, ułan i strażak w jednym

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Katarzyna Hołuj

Pogromca wieżowców, ułan i strażak w jednym

Katarzyna Hołuj

Od kiedy w połowie XIX wieku wynaleziono windę, ludzie zwykle wybierają je zamiast schodów. Dźwigi jednak nie wyparły ich i zawsze tam, gdzie jest winda, są też schody. Dla bezpieczeństwa, ale i ku uciesze biegaczy takich jak Mariusz Pustuła. Jako że to zawodowy strażak, biega po nich w takim stroju, w jakim gasi pożary oddychając powietrzem z butli zawieszonej na plecach.

Mariusz na długo zanim trafił do straży, a konkretnie do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Myślenicach, uprawiał sport, w tym bieganie. Wtedy jeszcze nie po schodach, choć już interesowała go ta wówczas jeszcze bardzo mało popularna w Polsce dyscyplina.

Wraz z pierwszym startem w I edycji Barbórkowego Turnieju Strażaków i Ratowników w Kopalni Soli Wieliczka, gdzie z drużyną KP PSP w Myślenicach zajął 43. miejsce, połknął przysłowiowy haczyk i biega do dziś, a turniejów barbórkowych odbyło się od tamtego czasu już jedenaście.

Biega po schodach nie tylko pod ziemią, jak w Wieliczce, ale na coraz wyższe wysokości. Zaledwie tydzień temu wbiegł na najwyższy z dotychczas zdobytych przez siebie wieżowców (i zarazem najwyższy obecnie w Unii Europejskiej) 53-piętrowy Varso Tower w Warszawie. Zajęło mu to 12 minut i 2 sekundy.

Przed dwoma tygodniami natomiast, podczas IV Mistrzostw Polski Strażaków w Biegu po Schodach, pokonał 30 pięter Pałacu Kultury i Nauki w 5 minut i 1 sekundę. Ten czas dał mu tytuł mistrza Polski. Oprócz tego w parze z Konradem Kucałą, także z KP PSP w Myślenicach, zdobył drużynowe mistrzostwo Polski.

Mariusz Pustuła po pokonaniu Sky Tower we Wrocławiu
Archiwum prywatne Mariusz Pustuła i Konrad Kucała, zwycięzcy biegu na ostatnie piętro pałacu Kultury i Nauki

Kolejnym dowodem na to, że Mariusz jest w życiowej formie, jest wygrana sprzed nieco ponad miesiąca w biegu strażaków na wieżowiec Sky Tower we Wrocławiu. Pokonanie 49 pięter i prowadzących na szczyt 1142 schodów zajęło mu 9 minut i 16 sekund.

Wszystkie te biegi zaliczył w pełnym umundurowaniu bojowym, na które składają się: kurtka, spodnie, buty, rękawice, hełm i aparat powietrzny z maską. Całość waży ponad 20 kg.

Na Varso Tower był jedynym uczestnikiem biegu w takim rynsztunku. Była to pierwsza edycja biegu na ten nowy wieżowiec i nie było tam klasyfikacji strażackiej, ale on pomimo tego chciał się sprawdzić właśnie tak jak lubi najbardziej.

Zapytany dlaczego woli zmęczyć się bardziej niż mniej, odpowiada, że tak po prostu ma.

Pewnie gdyby wybierał łatwiejsze rozwiązania nie biegałby po schodach. To sport ekstremalny. I niemal morderczy wysiłek.

Ciężar stroju nie jest tu jedyną trudnością. Jest nią także umiejętne oddychanie w aparacie w ten sposób, aby powietrza wystarczyło do mety.

W stronę światła

Moje oddechy są głębsze, dzięki czemu na jednym oddechu jestem w stanie zrobić więcej kroków – mówi Mariusz.

Ale każdy bieg jest inny. We Wrocławiu aparat gwizdem dawał mu sygnał, że powietrze się kończy, ale wystarczyło go, aby dobiec do mety. W ostatnim biegu w Warszawie, choć pięter i schodów było więcej, sygnał nawet się nie włączył, a Mariusz z zapasem powietrza w butli dotarł do mety.

Końcówka biegu zawsze jest najtrudniejsza, to oczywiste, ale powiedziałbym, że „schody” dla organizmu zaczynają się zwykle od połowy wysokości danego wieżowca - mówi Mariusz i dodaje: Trudno tu o jakieś porównania, bo nie ma dwóch takich samych wieżowców z takimi samymi schodami. Jedne nabiegi są dłuższe, inne krótsze, schody są niższe lub wyższe, klatki schodowe lewoskrętne albo prawoskrętne, poręcze są na różnych wysokościach, czasem są tylko po jednej stronie, czasem po dwóch. A już klatka schodowa w szybie Daniłowicza w kopalni Wieliczka jest całkiem inna od wszystkich mi znanych. Nie dość, że schody są niskie i jest ich dużo, to jest też bardzo dużo nawrotów na podestach, bo aż 90. Trzeba uważać, bo siła odśrodkowa działa i wyrzuca na nawrotach. Ale to nie wszystkie trudności, bo pierwszy odcinek biegnie się w totalnej ciemności, z latarkami. Instynktownie czujesz się trochę zagrożony i chcesz z tej ciemności uciec jak najszybciej w stronę światła, a klatka jest oświetlona dopiero od połowy trasy.

- Jednocześnie właśnie Wieliczka jest jedynym miejscem, gdzie nie zdarzało się nam spotkać kogoś innego na trasie. Zwykle, choć startuje się w odstępach czasowych, minutowych albo krótszych, trzeba wymijać się na klatce. Fajnie, kiedy drużyna wyprzedzana zrobi miejsce i odsunie się na zewnętrzną stronę, bo zostając przy barierce nie musimy tracić cennych sekund. Organizatorzy przypominają o tej zasadzie i ona faktycznie działa – mówi Mariusz.

Mariusz Pustuła po pokonaniu Sky Tower we Wrocławiu
Archiwum prywatne Mariusz Pustuła i Konrad Kucała, zwycięzcy biegu na ostatnie piętro pałacu Kultury i Nauki

Za najtrudniejsze schody, po jakich do tej pory przyszło mu biegać, Mariusz uważa jednak te w brukselskim Atomium. Było to w 2014 roku podczas Europejskich Igrzysk Policjantów i Strażaków w zawodach w bieganiu po schodach, ale wspomina je do dziś.

Najpierw była metalowa klatka, potem ciągiem 100 stopni, nawrót, znów 100 stopni, kolejny nawrót i znów 100 stopni. Nogi „paliły” nie do wytrzymania – mówi.

Drużyna z Myślenic zdobyła tam I miejsce. I to nie wszystko, bo zajęli całe podium w klasyfikacji indywidualnej (w kat.18-30 lat) i pierwsze miejsce w kat. 30-35 lat. W sumie przywieźli stamtąd 13 medali, w tym 9 złotych.

Ta drużyna miewała różne składy, a bywało nawet, że były dwie drużyny, jak w ostatnich zawodach w Warszawie, gdzie zadebiutował wspomniany już Konrad Kucała, w którym Mariusz upatruje duży talent. Tak mówił o nim jeszcze przed startem, a wygrana tylko go w tym utwierdziła.

Jednak bezwzględnie od lat trzon drużyny stanowią asp. Mariusz Pustuła, mł. kpt. Szymon Jopek i st. kpt. Marek Łabędź. I choć nie jest regułą, że zawsze startują razem, to właśnie ta trójka trenuje ze sobą najdłużej i jest zgrana jak mało kto. Pracują razem, trenują razem i przyjaźnią się.

Marek jest najstarszy, ma 42 lata. Mariusz ma lat 37, a najmłodszy Szymon - 34. To ich udziałem są sukcesy w Brukseli (razem z nimi był tam jeszcze Sławomir Góralik) oraz całe pasmo triumfów we wspomnianym już turnieju strażaków i ratowników rozgrywanym w Kopalni Soli Wieliczka. Z jedenastu dotychczasowych edycji wygrali sześć! Udowodnili, że są w stanie wygrywać nawet z młodszymi od siebie kadetami ze szkół pożarniczych. I choć rekord trasy należy do tych ostatnich, to Mariusz ma nadzieję, że uda się im go pobić.

Ta „Barbórka” siedzi nam w głowie, bo choć tyle razy wygrywaliśmy, to rekord trasy należy do kadetów z Krakowa. Chciałbym, aby w tym roku udało nam się go pobić, ale żeby to zrobić, chyba… wszyscy trzej moglibyśmy stracić przytomność na mecie. Poprzeczka jest ustawiona naprawdę bardzo wysoko. Rekord to niecałe 4 minuty i 10 sekund, a nasz najlepszy czas to 4 minuty 16 sek. - mówi.

W większości zawodów strażackich stratuje się w dwuosobowych rotach. - Wieliczkę wyróżnia jeszcze to, że to jedyny bieg, gdzie startujący zastęp składa się z trzech osób. Przez to osiągnięcie dobrego wyniku jest tam bardzo trudne, bo trzeba dysponować nie dwoma, a trzema mocnymi zawodnikami – mówi Mariusz.

Nie zdradza sekretów sukcesu

Strażacy z Myślenic nie boją się jednak wyzwań. Już nieraz to udowadniali, nie tylko w Wieliczce. Mają na swoim koncie sukcesy także w innych zawodach. Drużynowe i indywidualne. W biegach po schodach, ale również w zawodach TFA (Toughest Firefighter Alive), w których też biorą udział. Właśnie w tych, jako Team Południe tworzony przez Mariusza, Szymona Jopka i Rafała Berezę z KP PSP Chełm, zdobyli tytuł mistrzów Europy. Pokonali m.in. Czechów, którzy są niemalże bezkonkurencyjni.

Mariusz Pustuła po pokonaniu Sky Tower we Wrocławiu
Archiwum prywatne Mariusz Pustuła i Konrad Kucała, zwycięzcy biegu na ostatnie piętro pałacu Kultury i Nauki

Szymonowi udało się ponadto zająć tam trzecie miejsce indywidualnie. Mnie też zawsze marzyło się miejsce na podium w klasyfikacji indywidualnej TFA, ale nie wyszło. Najwyżej byłem siódmy. TFA składa się z czterech konkurencji i o ile czwarta jest skrojona pode mnie, bo to bieg po schodach, to w pozostałych trzech nie szło mi tak dobrze. Ciągnięcie ważącego 70 kg manekina to nie moja specjalność, jestem do tego za lekki. Dlatego choć nadrabiałem w czwartej konkurencji i nieraz miałem w niej najlepszy czas zawodów, to zawsze było za mało, aby wygrać. Dlatego skupiłem się na biegach po schodach, bo czułem, że tam moje szanse są większe - mówi.

Właśnie dlatego ten rok i tegoroczne sukcesy są dla Mariusza tak ważne:

We Wrocławiu pokazałam, że indywidualnie byłem w stanie to przejść, a zwycięstwem w Warszawie udowodniłem sobie sam, że wygrana we Wrocławiu nie była przypadkiem – mówi strażak.

Dodaje jednak, że bieganie po schodach to nadal dla niego przede wszystkim sport drużynowy.

Ani on, ani jego koledzy z drużyny nie zdradzają w czym tkwi sekret ich sukcesów i jak się przygotowują do zawodów. Robią to sami, bez pomocy trenerów personalnych, psychologów, dietetyków itd. - Przez te wszystkie lata, metodą prób, ale też błędów, wypracowaliśmy system, który się sprawdza – mówi Mariusz.

Co ciekawe, i w co nie chcą im uwierzyć mistrzowie towerrunningu (biegania po schodach), nie trenują na schodach.

Doszliśmy do tego, że nie trzeba trenować na schodach, pod warunkiem... że się odpowiednio dużo startuje w zawodach na schodach – śmieje się Mariusz.

A tak całkiem serio, powód jest prozaiczny – w Myślenicach nie ma wieżowców. Nie ma więc gdzie trenować. Czy zamiast tego wykorzystują góry, na przykład Chełm? - Do jakiegoś czasu tak, ale teraz już nie. Chełm jest dobry jak jest sucho, kiedy jest mokro, bardzo łatwo o poślizg i kontuzję – mówi Mariusz. - Reszta to tajemnica drużyny. Jeśli mam jednak coś zdradzić, powiem tylko, że dużo biegam. Zanim jednak zacznie się biegać po schodach, trzeba nauczyć się dobrze stawiać kroki biegowe na zwykłym, płaskim terenie i co niemniej ważne, oddychać biegając – mówi.

Mariusz Pustuła po pokonaniu Sky Tower we Wrocławiu
Archiwum prywatne Mariusz Pustuła i Konrad Kucała, zwycięzcy biegu na ostatnie piętro pałacu Kultury i Nauki

Głowa, a raczej psychika, jak podkreśla Mariusz, odgrywa nie mniejszą rolę niż mocne nogi i wydolne płuca. Przyznaje, że do niedawna sam miał ogromny problem z opanowaniem stresu przed startem. Nerwy dawały się we znaki już kilka dni wcześniej. Przeszło odkąd został ojcem. Tak przynajmniej przypuszcza, bo stres zniknął, kiedy pierwszy raz jadąc na zawody zabrał ze sobą syna. Spędzał z nim czas aż został wywołany do startu. Na stresowanie się nie było już czasu.

A może po prostu dojrzałem emocjonalnie? Tak czy tak, Karol mi pomógł – mówi Mariusz.

Bieganie po schodach to nie jedyna dyscyplina bliska Mariuszowi. Kiedyś nie bez sukcesów trenował skoki narciarskie (jeszcze jako nastolatek zainicjował budowę skoczni w rodzinnym Jaworniku), teraz jeździ na nartach i ściga się w rajdach konnych. W tych ostatnich, podobnie jak w biegach po schodach, ma tytuł mistrza Polski, podobnie zresztą jak jego żona – Aleksandra dwukrotna mistrzyni Polski w sportowych rajdach konnych, zawodniczka i trenerka w klubie jeździeckim “Szwadron” Jawornik.

Konie uwielbia. Wspólnie z żoną prowadzi własną stadninę, a oprócz tego, że startuje w zawodach sportowych, fascynuje go też historia - jest ułanem i dowódcą II Szwadronu będącego częścią 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich. - Obcowanie z końmi uspakaja i uczy pokory – mówi.

Największa tajemnica sukcesu Mariusza, moim zdaniem, tkwi w tym, że jemu się chce. Nie ma z tego nic poza frajdą, a jednak chce mu się. I choć czasu ma mało, bo ma rodzinę, pracę w straży, ale też gospodarstwo i konie, to zawsze znajduje czas na trening – mówi Marek Łabędź, strażak KP PSP w Myślenicach i kolega z drużyny Mariusza.

Mariusz jest ode mnie 5 lat młodszy i powiedział kiedyś, że jak ja skończę, on będzie biegał jeszcze przez 5 lat. Zmęczenie na mecie jest ogromne, ale satysfakcja jeszcze większa, dlatego przynajmniej na razie nie planuję przestać. Więc cały czas podnoszę mu poprzeczkę - dodaje Marek.

Mariusz Pustuła po pokonaniu Sky Tower we Wrocławiu

Szymon Jopek, który jako dowódca zmiany w JRG Myślenice jest bezpośrednim przełożonym Mariusza, mówi, że ten, czy to w pracy czy na zawodach jest zdyscyplinowany i pracowity.

Mariusz w związku z tym, że startuje na zawodach, nie ma żadnej taryfy ulgowej w służbie. Każdą wolną chwilę podczas służby w PSP wykorzystuje na treningi. To procentuje, nie tylko na zawodach, ale też w pracy, podczas akcji gaśniczych. Ktoś kto tak dużo trenuje ma lepszą wydolność, wolniej oddycha, a więc zużywa mniej powietrza przy tym samym wysiłku i nie męczy się tak, jak ktoś kto nie ćwiczy aż tak intensywnie. Sam wie na ile go stać, ale też idąc do akcji z kimś takim można czuć się pewniej i bezpieczniej - mówi Szymon.

Katarzyna Hołuj

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.