Grzegorz Tabasz

Podróż w czasie z Grzegorzem Tabaszem. W poszukiwaniu kwiatów wiosny

Podróż w czasie z Grzegorzem Tabaszem. W poszukiwaniu kwiatów wiosny
Grzegorz Tabasz

Podróże w czasie są jak najbardziej możliwe. Nie wymagają skomplikowanej machiny czasu, czasoprzestrzennych tuneli czy magicznych portali. Jedyny problem to konieczność odbycia podróży w ciągu najbliższego tygodnia. Powiedzmy dwóch. Warunki podróży są proste. Trzeba tylko pojechać na wycieczkę w najwyższe partie Beskidów. Przed oczyma mam Turbacz, Skrzyczne czy Radziejową. Warunki spełnia też Babia Góra i Pilsko.

Najpiękniejsze rośliny. Te wiosenne kwiaty warto poszukać

Na pierwszy ogień polecam lepiężniki. Są łatwe do wypatrzenia. Ze ściółki sterczą kuliste kwiatostany białej lub różowej barwy. W pełni rozwoju przyjmują kształt stożka wysokiego na dwie dłonie. Pojedyncze kwiaty są bogate w nektar i pyłek, z którego chętnie korzystają owady. Kiedyś wtuliłem nos w kwiat lepiężnika. Pachniał całkiem ładnie…

***

Kolejny obiekt poszukiwań to krokus. Arystokrata, właściwie celebryta pierwszej wody. Botanicy opisali osiemdziesiąt gatunków, z czego wiele już w starożytności trafiło do uprawy. Teraz wskazanie gatunku, który starożytni Grecy pierwszy raz nazwali krokusem (ku pamięci pewnego młodzieńca o tymże imieniu zamienionego w kwiat), jest już całkowicie niemożliwe. Być może był to szafran wiosenny. Spotykany od Hiszpanii po Ukrainę. Każda cebulka wydaje tylko jeden kwiat o białej, żółtej czy różowej barwie. Ogrodnicy wyprodukowali setki odmian. Cała paleta barw o płatkach wymyślnego kształtu, w prążki i łatki. W naszych górach trzeba zerkać na szafran spiski. Dla niektórych to tylko lokalny podgatunek krokusa wiosennego. Dla profesora Rostafińskiego, niekoronowanego mistrza naszych botaników, to osobny gatunek. Z czym w pełni się zgadzam. Zaś krokusy wiosenne wciąż rosną na polanach i halach Beskidów. Są zdecydowanie mniej okazałe od tatrzańskich odpowiedników, choć dobrze trzymają fioletową barwę kwiatów. Powód skarłowacenia? Bacowie gadają, że to przez owce. Jak barany wygryzą trawę, użyźnią bobkami, to szafrany rosną że hej. Bacom trzeba wierzyć, gdyż w Gorcach i Beskidach owiec już tyle co na lekarstwo i tamtejsze krokusy nieco skarlały. Znam jedną polanę tuż przy szlaku na Przehybę w Beskidzie Sądeckim. Jeszcze trochę słońca a cała zniebieszczeje od tysięcy kwiatów. Prawie jak w Dolinie Chochołowskiej.

***

Trzecie miejsce na podium przyznałem zawilcom. Głównie roślinom o białych kwiatach, które rosną tylko w górach. Te o żółtej barwie spotykane są jedynie w nadrzecznych zaroślach. Za co? Za delikatność. Zawilce łacińską nazwę zawdzięczają ruchom powietrza. Zaś anemos dla starożytnych znaczył wiatr. Gdy kwitną, najmniejszy ruch rozgrzanego słońcem powietrza delikatnie kołysze białoróżowymi kwiatami. Zawilec gajowy wytwarza pojedynczy kwiat na samotnej łodyżce z paroma listkami. Mimo licznych prób nie dopatrzyłem się w nim żadnego zapachu. Zawsze rośnie w mniejszych czy większych łanach, prawie nigdy pojedynczo. Zawilce są najbardziej ulotnym symbolem wiosny. Kwiaty przekwitają w ciągu kilkunastu dni. Liście żółkną w dwa, trzy tygodnie. Na nizinach zawilce już owocują i lada chwila zapadną w letarg trwający do następnej wiosny.

Teraz kwiaty wiosny, których z braku miejsca nie umieściłem na podium. Oto podbiał. Jeden z pierwszych kwiatów wiosny. Centymetr średnicy. Słoneczne barwy. W pierwszych dniach ledwo sterczy ponad ziemię. Mimo marnej postury kwiatuszek jest szalenie ważny. Pomijam już lecznicze właściwości syropów z podbiału. Otóż to pierwsza poważnie miododajna roślina wiosny. Do tego źródło pyłku, czyli niezastąpiony, obfity wiosenny posiłek dla owadów wszelakich, w tym dzikich pszczołowatych, przebudzonych motyli i nocnych ciem. Podbiał jest szalenie pospolity. Bezlistne łodyżki rosną na poboczach leśnych, miedzach, krajach lasu. Wszędzie go pełno. I dobrze, bo jak jest podbiał, to tylko czekać motyli i trzmieli, które tym samym będą sygnałem nieodwracalnej wiosny. Starczy odrobina słońca a podbiały rozwijają stulone kwiatuszki. I będą gotowe do karmienia owadów. A propos otwierania kwiatów. Niedawno przystanąłem na kraju górskiej ścieżki porośniętej kwiatami podbiału. Przedpołudnie było pochmurne i nieco chłodne. Jak na zamówienie słońce wyszło zza chmur. Zapowiadało się dłuższe przejaśnienie. Zerkałem z ciekawością, jak szybko podbiały otworzą kwiaty. Potrzebowały zaledwie pięciu minut, by odsłonić kwiatowe wnętrza. To dzieje się w górach. Na nizinach kwiaty podbiału już rozsiewają po okolicy biały puch z nasionami. Rozwijają liście, które specjalnie urodziwe nie są, a niektórzy, szczególnie w ogrodach, uważają je za uciążliwe chwasty. I kto by pomyślał, że posłaniec wiosny w kolejnej fazie rozwojowej zostanie tak nieładnie potraktowany…

***

W żaden sposób nie mogę pominąć górskich pierwiosnków. Sama nazwa sugeruje roślinę wiosny. Rośliny o żółtych, wpadających w cytrynową barwę kwiatach nie sposób pomylić z jakimkolwiek innym kwiatem. Nawet największy laik rozpoznaje na wiosennym spacerze pierwiosnki. Potem zaczynają się botaniczne zagadki. Z kilku gatunków pierwiosnków część wymarła. Kilka znanych jest jedynie z Tatr czy Karkonoszy. Jeden z pierwiosnków zwany omączonym jest niebywale rzadkim, przyrodniczym rarytasem spotykanym jedynie w Beskidzie Sądeckim na mokrych łąkach.. Na co dzień spotykamy dwa pierwiosnki: lekarski i wyniosły. Łatwo je pomylić. Obydwa wypuszczają kwiatowe łodyżki z rozety pomarszczonych liści. I obydwa masowo kwitną na krajach lasu. Trzeba pamiętać, że pierwiosnka wyniosłego chroni prawo. Zrywać go pod żadnym pozorem nie należy, choć jest często spotykany. Natomiast ten drugi może być zrywany zarówno w celach medycznych, jak i ozdobnych. Rozpoznanie gatunku jest łatwe. Kwiatowe płatki pierwiosnka lekarskiego zdobią pomarańczowe plamki, których chroniony prawem pierwiosnek wyniosły nie posiada. Niemniej zrywanie pierwiosnków lekarskich w celach wyłącznie ozdobnych to spore marnotrawstwo. Młode liście są bogate w witaminę C. Napary z liści i kwiatów koją sterane nerwy, likwidują migrenowe bóle głowy. Prócz tego są doskonałym lekiem na wiosenne przeziębienia, co przy deszczowej pogodzie może być bardzo przydatne.

***

Na sam koniec podróży w czasie zostawiłem kaczeńce. Kaczeniec, kaczyniec, kacze ziele. Dla botanika to knieć błotna. Z kaczkami mają tyle wspólnego, iż lubią błota. Pewnie w nizinnej części Małopolski już przekwitły, ale nad górskimi źródliskami wciąż żółto od dużych kęp kaczeńców. Widać je z oddali, gdyż kwiaty rozwijają się razem z soczysto zielonymi liśćmi. Nie można ich ani pominąć, ani tym bardziej pomylić z innymi roślinami. Na wiosenne bukiety zupełnie się nie nadają. Zwiędną, nim zdążycie wrócić do domu. Jeśli zrywać, to tylko na lecznicze plastry. Zmiażdżone zieloniutkie liście przyłożone na najbrzydsze rany czynią cuda. Byle tylko nie zatrzeć oczu sokiem, bo jest nieco trujący. Kiedyś wiejskie baby (niech mi wybaczą szacowne gospodynie, ale tak kiedyś przezywali was w miastach!) poprawiały kolor wiejskiego masełka wyciągiem z płatków kaczeńców. Krzywdy nie robiło, ale za to osełki nabierały pięknej, żółciutkiej barwy. I wyglądu masełka prosto od krowy. Jeśli macie oczko wodne, to nie dajcie się naciągnąć na kaczeńcowe zakupy. Pewnie sklepy ogrodnicze nie będą mi wdzięczne, ale zamiast kupować ociekające wodą doniczki z kaczyńcami do oczka wodnego za parę złotych możecie nazbierać nasion. Zapamiętajcie kępę dzikich kaczyńców. Jak wrócicie za kilka tygodni, to w miejsce kwiatów pokażą się kolczaste kule. Oto owoce z nasionami. Wystarczy je zerwać, rozsypać przy sadzawce. I gotowe.

Podróż w czasie nie zwalnia z przestrzegania prostej zasady. Nie zrywamy kwiatów wiosny. Nim zdążycie wrócić na niziny, wyschną i zamienią się w wiązkę mokrego siana. Piękne są tylko w naturze.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.