Po premierze w Teatrze Horzycy. Udane przedstawienie "Mazagan. Miasto" można zaprosić do domu

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Mirosława Kruczkiewicz

Po premierze w Teatrze Horzycy. Udane przedstawienie "Mazagan. Miasto" można zaprosić do domu

Mirosława Kruczkiewicz

- Bitwy nie pokażemy, bo jest nas tylko sześcioro – mówią w jednej z scen aktorzy. A jednak w tak niewielkim gronie, a do tego w mieszkaniu, bez teatralnej maszynerii, pokazują... historię ludzkości. Jej ważny aspekt, jakim jest przemieszczanie się: zajmowanie nowych terenów, kolonizacja, podboje kolejnych miejsc, wygnania i ucieczki, asymilowanie się z innymi i izolowanie od nich.

Kanwą sztuki „Mazagan. Miasto” Beniamina Bukowsiego (rocznik 1991!) jest prawdziwa historia twierdzy założonej przez Portugalczyków w XVI w. na zachodzie Maroka, nad Atlantykiem. Po dwóch i pół wieku istnienia miasta Mazagan marokański sułtan postanowił sięgnąć po tę obcą enklawę w jego państwie. „Centrala” w Lizbonie zdecydowała się więc zabrać zagrożonych rodaków i przydzielić im nowe miejsce osiedlenia w świeżo kolonizowanej Ameryce Południowej. Społeczność Mazaganu opuściła oswojoną przestrzeń w pustynnej część Afryki, by budować życie od nowa w wilgotnej Amazonii.

Na plakacie nowego przedstawienia Teatru Horzycy jest fragment kunsztownej koronki. Takiej, jakie przechowuje się w niejednym domu – to pamiątka po prababci, która ją własnoręcznie wydziergała, symbol ciągłości pokoleń, ładny przedmiot (przecież zwykle staramy się, by w naszym domu było ładnie). Takie pamiątki, jeśli tylko mamy dość czasu na spakowanie się i dość miejsca w walizkach, zwykle zabieramy z sobą do nowego domu.

Koronka z plakatu, pewnie niechcący, stała się też świetnym podsumowaniem spektaklu. „Mazagan. Miasto” w reżyserii Judyty Berłowskiej jest bowiem... koronkową robotą, widowiskiem misternie utkanym z przeplatających się opowieści, scen dynamicznych i wyciszonych, humorystycznych i refleksyjnych. Historię „miasta, które przepłynęło ocean” oglądamy bowiem z wielu perspektyw. Poznajemy władców, którzy decydują o przesiedleniach i wysiedleniach. Władców mniej lub bardziej cynicznych, wodzonych za nos przez różne szare eminencje. Zaglądamy też do mieszkań zwykłych ludzi, takich, co to nie chcą uwierzyć, że szykuje się wojna, bo bardziej realnym kłopotem jest opieka nad chorym na astmę dziadkiem. Albo przygotowywanie przyjęcia.

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Mirosława Kruczkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.