Piotr Kawulok: Nigdy nie spotkałem Pamuka

Czytaj dalej
Marzanna Pomorska

Piotr Kawulok: Nigdy nie spotkałem Pamuka

Marzanna Pomorska

Jednym z bohaterów najnowszej książki tureckiego noblisty Orhana Pamuka jest Polak. Turkolożka Marzanna Pomorska rozmawia z tłumaczem „Nocy zarazy” Piotrem Kawulokiem

Bonkowski? Zaskakujące nazwisko jak na bohatera tureckiego pisarza tłumaczonego na niemal wszystkie języki świata.

Nie chciałbym tu za wiele zdradzać, ale tak, jednym z bohaterów jest Polak, nazywa się Stanisław Bonkowski, ma tytuł paszy. Jego nazwisko nie tylko brzmi obco dla Turków, ale w oryginale książki oddane jest w polskiej ortografii. Pamuk swoim zwyczajem wyjaśnia w narracji książki czytelnikowi, że Bonkowski jest z pochodzenia Polakiem, synem polskiego oficera, który w dziewiętnastym wieku, po powstaniu przeciw Rosji znalazł się na terenie imperium osmańskiego.

To prawdziwa postać?

Mamy tu typowy dla Pamuka zabieg literacki. Zakorzenia postać, którą tworzy, w realiach historycznych, a samą postać buduje tak, jak mu narzuca jego wyobraźnia pisarska. Powieściowy Bonkowski jest w dużym stopniu wzorowany na Karolu Bonkowskim, chemiku i farmaceucie działającym na dworze sułtańskim w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Nie mamy zbyt wielu pewnych informacji o jego życiu, na pewno więcej publikacji na jego temat ukazało się w Turcji, w Polsce znam tylko jedną. Niektóre wydarzenia z życia fikcyjnego Bonkowskiego pokrywają się z tymi, które znamy z biografii jego pierwowzoru, choćby to, że doprowadził do powstania pierwszego tureckiego towarzystwa farmaceutycznego, brał udział w kongresach medycznych, badał stan wody pitnej w imperium.

To nie pierwszy raz, kiedy w powieści Pamuka pojawia się wątek polski. Polska pojawia się jeszcze we wcześniejszej powieści, w „Białym zamku”. Czy to znaczy, że Pamuk darzy nasz kraj jakimś szczególnym sentymentem?

Nigdy nie spotkałem się z Pamukiem, nigdy też z nim nie rozmawiałem. Ale nie sądzę, żeby tak było. Biorąc pod uwagę fakt, że nasze kraje miały historycznie dużo wspólnego, a przełom XIX i XX wieku to czas, kiedy do imperium, przede wszystkim do Konstantynopola, trafia wielu Polaków, trudno się dziwić, że Polska pojawia się w tureckiej powieści historycznej.

Zdradzisz nam, jaką rolę w powieści odegrał Stanisław Bonkowski?

Akcja toczy się na fikcyjnej śródziemnomorskiej wyspie Minger, na której wybucha epidemia dżumy. W moim odczuciu ta wyspa jest małym laboratorium społecznym Pamuka, ludzie żyją tu na ograniczonej przestrzeni, dzięki czemu autor może rozgrywać konflikty społeczne, polityczne, tworzyć pewne napięcia. Mamy więc społeczeństwo wyrwane ze swojego normalnego życia, izolowane nie tylko przez morze, ale też przez kwarantannę. Bonkowski wraz ze swoim asystentem przybywa na wyspę, aby opanować zarazę. Pamuk zaczął pisać „Noce” na kilka lat przed wybuchem pandemii, której doświadczyliśmy, skończył już w jej trakcie. Wiele z tego, co mamy w powieści, zaczerpnął z pewnością z literatury, bo ona jest głównym źródłem jego inspiracji. Niesamowite jest jednak, jak bardzo niektóre wydarzenia w powieści przypominają to, co doskonale znamy z kilku ostatnich lat, jak choćby fakt, jaką rolę polityczną może odegrać epidemia. Przez niektórych krytyków powieść jest traktowana jako alegoria dziejów Turcji w ostatnim stuleciu.

Przetłumaczyłeś tę powieść na język polski. Jak się zostaje tłumaczem noblisty?

[śmiech] Nie wiem, jaka jest recepta na to, aby zostać tłumaczem noblisty, mogę powiedzieć, jak ja zostałem. Oczywiście najpierw studiowałem turkologię i nauczyłem się języka. Już na studiach myślałem o pracy tłumacza, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, wyjechałem na warsztaty tłumaczeniowe do Turcji. Poznałem tam Annę Sulimowicz, jedną z tłumaczek wcześniejszych powieści Pamuka na język polski, a ona poleciła mnie Wydawnictwu Literackiemu. Jak widzisz, to dość banalna historia.

Jak toczy się twoja przygoda tłumacza noblisty?

Pierwszą powieścią Pamuka, którą przetłumaczyłem, była „Dziwna myśl w mej głowie”, potem ukazała się „Rudowłosa”, teraz „Noce zarazy”. „Dziwną myśl” tłumaczyłem w pierwszym roku mojej pracy na polonistyce w Stambule. Akcja tej powieści toczy się właśnie w Stambule i muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie.

Każda z tych powieści ma po 700 stron.

Statystycznie. „Rudowłosa” ma tylko 300, „Noce zarazy” prawie 800.

Któraś z nich jest ci szczególnie bliska? A może tłumaczenie którejś sprawiło ci tyle problemów, że czekałeś tylko, aż je skończysz?

Najbliższe są mi teraz „Noce zarazy”, bo dopiero niedawno skończyłem je tłumaczyć. To nie było tak, że czekałem z niecierpliwością, aż praca nad tłumaczeniem się skończy, choć jest ona momentami bardzo trudna, mozolna i męcząca. Jednocześnie jednak daje dużo satysfakcji. W moim osobistym odczuciu „Noce zarazy” są najlepszą z tych trzech powieści Pamuka, które tłumaczyłem.

Dobrze ją się czyta...

Tłumacz nie jest właściwą osobą, żeby to ocenić. Co prawda przeczytałem „Noce” po turecku bezpośrednio przed tłumaczeniem, żeby wiedzieć, na co się decyduję, ale kiedy wziąłem się do pracy, do żmudnego tłumaczenia zdanie po zdaniu, czasem słowo po słowie, wydobywania sensu i budowania polskiego tekstu, wszelkie wrażenia, które miałem z tej lektury, odpłynęły. Kiedy skupiasz się na rzemiośle, bo tym jest dla mnie tłumaczenie, to treść zostaje gdzieś z boku, nawet nie potrafisz dokładnie powiedzieć, o czym jest książka. Musiałbym ocenić już gotowe własne tłumaczenie, a to nie jest łatwe.

Dostajesz z wydawnictwa zlecenie i...?

I turecki oryginał książki, czasem jeszcze do konsultacji wersje w innych językach. No i trzeba się zmusić, żeby siąść przy komputerze i tłuc w klawiaturę, bo innego wyjścia nie ma. To na początku jest trudne, z czasem, w jakiś naturalny sposób tempo pracy zaczyna się układać. Narzucam sobie dzienną lub tygodniową liczbę stron do przetłumaczenia i staram się tego trzymać. Oczywiście nie zawsze taki plan jest możliwy do zrealizowania.

Jaki jest twój dzienny rekord stron?

Nie przy „Nocach zarazy”, przy którymś z wcześniejszych tłumaczeń przetłumaczyłem kilkanaście stron, bodaj 15. To było siedzenie jak w amoku, od rana do nocy. Wszystko zależy oczywiście od tekstu. Słownik to tylko wstępne narzędzie pracy. Kiedy trafiam w tekście na specyficzną nazwę, powiedzmy botaniczną, której nie znam ani po turecku, ani po polsku, bywa że aby ją znaleźć i odpowiednio przetłumaczyć, godzinami przeszukuję źródła. Pół biedy, jeśli mogę dotrzeć do polskiego odpowiednika przez nazwę łacińską. Gorzej, jeśli w powieści pojawia się na przykład nazwa instytucji, która nie ma swojego odpowiednika w polskich realiach.

Jak długo trwało tłumaczenie „Nocy zarazy”?

Tłumaczenia kolejnych powieści Pamuka ukazują się w Polsce krótko po premierze w Turcji. „Noce zarazy” wyszły w Turcji w marcu 2021 r., prace nad tłumaczeniem rozpocząłem w sierpniu ubiegłego roku, tłumaczenie oddałem do wydawnictwa w marcu, w maju książka była w księgarniach.

Oddałeś wydawnictwu całość tłumaczenia?

Nie, wysyłałem fragmenty. Pytałaś o proces tłumaczenia, na tym etapie zaczyna się intensywna współpraca na linii tłumacz - redakcja. Mimo że piszę doktorat w dziedzinie literaturoznawstwa i uważam, że mam niezłe wyczucie polszczyzny oraz świadomość językową, redakcja czasem udowadnia mi, że wcale tak idealnie nie jest i dostaję swój tekst pokreślony na czerwono. Jest to trochę deprymujące, ale staram się zachowywać pokorę i ufam profesjonalistom. Oczywiście zdarza mi się nie zgadzać z pewnymi decyzjami redakcji, wtedy dyskutujemy. Pamuk ma jasny styl, pisze bardzo przejrzyście i nawet kiedy konstruuje te swoje słynne długie na kilka linijek zdania, można się w nich rozeznać bez większych trudności. Mówimy jednak o redakcji prawie ośmiusetstronicowego tekstu, łatwo o błąd. Drugie oko, świeże spojrzenie na tekst jest niezwykle pomocne. Praca nad tłumaczeniem to wielostronny dialog, wieloetapowy redakcyjny proces, który w Wydawnictwie Literackim jest świetny. Kiedy otrzymuję pochwały za moje tłumaczenia, to zawsze podkreślam, że to nie tylko moja zasługa.

Masz jakiś szczególny stosunek emocjonalny do swoich tłumaczeń?

Tak jak już powiedziałem, dla mnie to jest rzemiosło i staram się je wykonać jak najlepiej. Co innego twórczość własna. Sam nie piszę, ale gdybym pisał, to z pewnością miałbym do swoich tekstów duży emocjonalny stosunek. I teraz wyobraź sobie, że dostałbym pokreślony na czerwono swój własny tekst, od początku do końca napisany przeze mnie. O, wtedy już pewnie nie byłbym taki pokorny i grzeczny.

Masz wśród tłumaczy swojego mistrza? Zdarza ci się, że czytasz świetny przekład i myślisz, „ojej, kto to zrobił!”?

Raczej, kiedy czytam słaby, myślę, „o rany! kto to zrobił!”. Po moich doświadczeniach wiem, kiedy powinienem wykrzyknąć z oburzeniem „kto to napisał!”, kiedy „kto to tłumaczył!”, a kiedy „kto to zredagował!”, ale zwykle jest tak, że kiedy przekład jest świetny, to cały splendor i tak spada na autora.

Co sprawia ci największą trudność w tłumaczeniu? Nieprzekładalność pewnych słów i fraz? Różnice kulturowe? Krótki deadline?

Wszystko po trochu. Mimo że biegle posługuję się tureckim, mieszkałem wiele lat w Turcji, zdarzają się czasem problemy ze znalezieniem dobrego polskiego odpowiednika językowego. I nie mam tu na myśli tylko idiomów, większy problem stanowią nazwy własne. Podam prosty przykład: na swoje państwo przed powstaniem republiki Turcy mówią „Osmanlı Devleti”, co w dosłownym tłumaczeniu brzmi „państwo Osmanów”. Takiej nazwy polskie źródła historyczne nie znają, wszyscy znamy za to nazwę „imperium osmańskie”. Tyle tylko, że w polszczyźnie jest to raczej nazwa pospolita, a nie państwa, nawet słowniki zalecają pisanie jej z małych liter. Inny przykład,‒nazwy niektórych tureckich miast uległy w historii zmianie, również w polszczyźnie. W przypadku „Nocy zarazy”, których akcja toczy się w 1901 r., przyjąłem zasadę, żeby tureckie nazwy miejscowe oddawać tak, jak zwykle brzmiały po polsku na początku dwudziestego wieku. Mamy więc Konstantynopol, Smyrnę, Nikomedię, a nie Stambuł, Izmir, Izmit.

Co w przypadku różnic kulturowych? Bohaterem „Dziwnej myśli” jest sprzedawca buzy...

Mogę powiedzieć, że nieźle znam Turcję, mam dużą wiedzę o jej kulturze, choć oczywiście czasem natrafiam na kwestie trudniejsze, które po prostu sprawdzam i szukam najlepszego rozwiązania. W przypadku powieści Pamuka, rzadko miewam problemy z tłumaczeniem elementów tradycyjnej tureckiej kultury odległych polskiemu czytelnikowi. Wynika to przede wszystkim z faktu, że autor sam wywodzi się z inteligenckiej rodziny, elit kulturalnych Stambułu, wychował się w kulturze Zachodu. Nie zawsze przekładało się to na jego status ekonomiczny, co po Noblu oczywiście się zmieniło, ale kapitał kulturowy miał bardzo wysoki. Dlatego może obserwować przeciętnych ludzi z balkonu swojego apartamentu w jednej z najdroższych dzielnic miasta, może czasem wybrać się na wycieczkę pomiędzy nich, ale zawsze zachowuje dystans. Ma więc głęboką świadomość różnic kulturowych oraz tego, jak te różnice może odbierać czytelnik, zwłaszcza teraz, kiedy jest świetnie sprzedającym się autorem prawie na całym świecie. Skoro więc mamy w pierwszym rozdziale buzę, to zaraz w kolejnym znajdziemy cały akapit, w którym zarówno tureckiemu czytelnikowi, bo może już nie pamięta, jak i obcemu, bo może jeszcze nie wie, Pamuk szczegółowo wyjaśnia, czym ta buza jest. Taki przypis autorski w tekście powieści. Wracając jeszcze do trudności językowych w przekładzie. Zauważyłem, że u Pamuka prawie w ogóle nie ma potocznych sformułowań, posługuje się językiem literackim. U innych autorów więcej jest wyrażeń kolokwialnych. Krótko mówiąc, Pamuka pod tym względem tłumaczy się łatwiej.

Powiedziałeś, że problemy miewasz rzadko, ale jednak się zdarzają. Co wtedy? Czy konsultujesz je z autorem?

W przypadku Pamuka nie było to możliwe. Trudno się dziwić, każda jego powieść jest natychmiast tłumaczona na dziesiątki języków, co oznacza, że tłumaczy takich jak ja są dziesiątki. Dołóżmy do tego wyjazdy, spotkania z czytelnikami. On po prostu może nie mieć na to czasu. Przy tłumaczeniu „Nocy zarazy” poprosiłem o konsultację w dwóch kwestiach, po pierwsze, czy nie ma nic przeciwko temu, abym w tłumaczeniu użył nazwy „Konstantynopol”, po drugie, czyimi są podziękowania umieszczone w powieści przed „Przedmową”. Nie byłem bowiem pewny, czy są to podziękowania od autora czy od narratorki w powieści, współczesnej nam historyczki piszącej o historii wyspy Minger, na której toczy się akcja. Zwróciłem się więc do wydawnictwa, ono z kolei do agencji Pamuka i w ten sposób oba te problemy zostały rozwiązane.
Inaczej było, kiedy tłumaczyłem na przykład „Taniec w rytmie rewolucji” Ece Temelkuran. Nie tylko miałem z nią stały kontakt mailowy, ale też się spotkaliśmy, już wtedy mieszkałem w Stambule.

Skromnie określasz swoje tłumaczenie jako „rzemiosło”, ja jednak uważam, że dobry tłumacz jest też artystą. Nie chciałbyś zostać pisarzem?

Chyba brakowałoby mi cierpliwości. Kiedy tłumaczę zwłaszcza takiego autora jak Pamuk, widzę, jaki ogrom pracy wchodzi w stworzenie powieści - i nie chodzi tylko o samo pisanie. Ale chciałbym nadal tłumaczyć, bo po prostu bardzo to lubię.

Marzanna Pomorska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.