Paweł Stachnik

Pierwszy dzień Komendanta w Warszawie. Spotkania polityczne, mowy i... koszule

Józef Piłsudski przemawia do tłumów, 12 grudnia 1916 roku Fot. nac Józef Piłsudski przemawia do tłumów, 12 grudnia 1916 roku
Paweł Stachnik

10 listopada 1918 r. Józef Piłsudski przyjeżdża do Warszawy. Mieszkańcy stolicy przywitali go entuzjastycznie. Z niedawnego więźnia stał się przywódcą narodu

Jest niedziela 10 listopada 1918 r., mglisty i pochmurny poranek. Około godz. 7 na warszawski Dworzec Wiedeński wjeżdża specjalny jednowagonowy pociąg z Berlina wiozący zwolnionego z więzienia w Magdeburgu Józefa Piłsudskiego. Na peronie gościa oczekują powiadomiony przez Niemców członek Rady Regencyjnej książę Zdzisław Lubomirski ze swoim adiutantem rtm. Stanisławem Rostworowskim i garść znajomych. Własne powitanie chce zorganizować Komenda Naczelna POW z Adamem Kocem na czele, do którego wiadomość o powrocie Piłsudskiego dotarła nieformalnymi kanałami dzień wcześniej.

Kto pierwszy powita

„Było dla mnie pewne, że nie należy dopuścić do tego, aby pierwszy witał Józefa Piłsudskiego przedstawiciel Rady Regencyjnej, będącej instytucją powołaną do życia przez rząd zaborczy. Pierwsze słowa powitania należą się walczącym w podziemiu żołnierzom, a więc - POW” - wspominał później Koc. By uprzedzić powitanie szykowane przez regenta, komendant warszawskiej POW uciekł się do prostego fortelu: „Zbliżała się godzina 7, kiedy książę Lubomirski zawołał: »Pociąg jedzie«. W tejże chwili i ja zobaczyłem kłęby dymu nad kominem lokomotywy wjeżdżającego powoli na dworzec pociągu. Książę Z. Lubomirski szedł prędko, dużymi krokami, w kierunku zbliżającego się pociągu. Starałem się, żeby mnie nie wyprzedzał. Józef Piłsudski zszedł z wagonu na peron, książę Zdzisław Lubomirski przystanął, ale zanim zdążył przemówić, nagłym ruchem wysunąłem się naprzód, przegradzając go od Komendanta. Zdjąłem kapelusz i powiedziałem następujące słowa powitania: »Obywatelu Komendancie, w imieniu Polskiej Organizacji Wojskowej witam Obywatela Komendanta w stolicy«. Komendant podał mi rękę mówiąc: »Dziękuję wam!«. Wtedy odsunąłem się sprzed zaskoczonego moim niespodziewanym manewrem regenta. Teraz ks. Zdzisław Lubomirski powitał Józefa Piłsudskiego w imieniu Rady Regencyjnej, po czym nastąpiły dalsze powitania”.

Z dworca Piłsudski pojechał samochodem księcia do jego pałacyku przy ul. Frascati. Tam w salonie wypili herbatę, a następnie przeszli do gabinetu, by odbyć rozmowę o sytuacji politycznej. Spotkanie odbyło się bez świadków i trwało około 30 min. Według wspomnień regenta Piłsudski miał zamiar wyjechać do wyzwolonego już Lublina, by połączyć się z utworzonym tam także przez jego współpracowników rządem z Ignacym Daszyńskim na czele. Z kolei Lubomirski twierdził, że Komendant powinien raczej zostać w Warszawie, bo lubelski rząd nie ma charakteru ogólnonarodowego tylko partyjny, a poza tym najważniejsze wydarzenia na pew-no zajdą tutaj, w stolicy. Na spotkaniu zapadła też decyzja, że następnego dnia Piłsudski oficjalnie przejmie od Rady Regencyjnej zwierzchnictwo nad podległymi jej oddziałami wojskowymi.

Koszule dla Komendanta

Wieść o powrocie Piłsudskiego szybko rozeszła się po mieście. Grupki mieszkańców pojawiły się na ulicach i wznosiły okrzyki: „Niech żyje Piłsudski i jego szef sztabu!”. Szybko zareagowała prasa: ukazał się nadzwyczajny poranny dodatek „Kuriera Warszawskiego” z informacją zatytułowaną „Powrót Komendanta Piłsudskiego”. Próbująca ciągle odgrywać rolę zwierzchniej polskiej władzy Rada Regencyjna wysłała do Krakowa, Poznania i Paryża depesze następującej treści: „Okupacja niemiecka przestaje istnieć. Komendant Piłsudski przybył do Warszawy. Wzywamy wszystkich zebranych przedstawicieli stronnictw do Warszawy dla stworzenia rządu narodowego”.

Z pałacyku Lubomirskiego Piłsudski udał się do przygotowanej dla niego przez peowiaków kwatery w pensjonacie prowadzonym przez panny Romanówny przy ul. Moniuszki 2. Mimo deszczu i zimna przed budynkiem zgromadził się tłum warszawiaków wołających: „Niech żyje nasz wódz, komendant, naczelnik narodu!”. Ku powszechnej radości Komendant wyszedł na balkon i przemówił do zebranych: „Kochani obywatele, Warszawa wita mnie już po raz trzeci. Dziś przyjechałem po dniach niewoli, chory na gardło i piersi, dlatego mówić długo nie mogę, witajcie obywatele i bądźcie przekonani, że wszystkie swoje siły oddam na usługi ojczyzny. Za tak serdeczne powitanie dziękuję wam obywatele”. Jego słowa tłum przyjął owacją i zaśpiewał „Rotę”.

W kwaterze przy ul. Moniuszki okazało się, że Piłsudski i zwolniony razem z nim Kazimierz Sosnkowski nie mają ani ubrań na zamianę, ani nawet bielizny. Dlatego współpracownicy Komendanta - Kazimierz Stamirowski i Wacław Jędrzejewicz - udali się do sklepu galanteryjnego Ignatowskiego przy Nowym Świecie. „Tam, nie znając wymiarów Piłsudskiego, wzięliśmy kilka koszul i innych części garderoby męskiej w różnych rozmiarach. Właściciel sklepu pomagał nam w wyborze. Rzeczy nie pasujące na Piłsudskiego zwróciliśmy, rachunek zapłaciła Naczelna Komenda POW” - wspominał później Jędrzejewicz. Gdy Komendant brał kąpiel, panny Romanówny czyściły jego mundur, jedyny jaki miał i jaki nosi od momentu aresztowania w 1917 r., tj. od 16 miesięcy. Piłsudski nie wyglądał dobrze, miał ziemistą cerę, był przeziębiony i zmęczony.

Popołudnie 10 listopada upłynęło mu na licznych spotkaniach, naradach i konferencjach z przybywającymi do niego politykami. W mieszkaniu przy Moniuszki przyjął m.in. gen. Tadeusza Rozwadowskiego, szefa sztabu podlegającej Radzie Regencyjnej Polskiej Siły Zbrojnej, reprezentantów lewicy niepodległościowej, przedstawicieli prasy i wysłanników wspomnianego wcześniej rządu lubelskiego. Przed godz. 16 Komendant pojechał do pałacu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej - rezydencji członka Rady Regencyjnej abp. Aleksandra Kakowskiego - gdzie odbył trzygodzinne spotkanie z członkami Rady. Po powrocie kontynuował spotkania, przetykane spływającymi do niego meldunkami o sytuacji w mieście i kraju. Ogółem przyjął 23 delegacje, nie licząc indywidualnych osób.

Tego dnia miało też miejsce ważne wydarzenie, pokazujące ewolucję polityczną, jaka zaszła w Piłsudskim. Z robotniczej Woli na ulicę Moniuszki dotarł kilkutysięczny pochód PPS pod czerwonymi sztandarami. Delegacja udała się na piąte piętro, by wyrazić radość z uwolnienia Piłsudskiego, wolę natychmiastowego usunięcia Rady Regencyjnej i postulat rozszerzenia władzy rządu lubelskiego na cały kraj. Jeden z delegatów, zasłużony działacz socjalistyczny i niepodległościowy Tadeusz Szturm de Szutrem, wskazał na trzymany w ręce sztandar Pogotowia Bojowego PPS i zwrócił się do Piłsudskiego: „Stańcie z tym sztandarem na czele całego polskiego ludu”. Wyraźnie zakłopotany Komendant odpowiedział po chwili: „Nie mogę przyjąć znaku jednej partii, mam obowiązek działać w imieniu całego narodu”. Tak oto niedawny działacz partyjny przemienił się w ponadpartyjnego przywódcę poczuwającego się do odpowiedzialności za cały kraj.

Kury szczać prowadzać

Następnego dnia, 11 listopada, o godz. 8 rano Piłsudski przyjechał do gmachu Generał-Gubernatorstwa, gdzie urzędowała niemiecka Rada Żołnierska i wygłosił do niej przemówienie. Żądał zachowania spokoju i nieprowokowania Polaków, obiecując za to spokojny powrót do ojczyzny. Na opuszczającego pałac Komendanta czekał tłum wrogo nastawionych do Niemców ludzi. Widząc to Piłsudski

powiedział: „W tym gmachu obraduje niemiecka Rada Żołnierska, która objęła władzę nad wszystkimi oddziałami niemieckimi stacjonującymi w Warszawie. W imieniu narodu polskiego wziąłem tę Radę Żołnierską pod swoją opiekę, ani jednemu z nich nie śmie stać się najmniejsza krzywda”.

Mimo tych słów i zawartego z Radą porozumienia spontaniczna akcja rozbrajania Niemców w Warszawie trwała, a tu i ówdzie dochodziło do strzelanin. Piłsudski natomiast kontynuował spotkania polityczne. Przyjął m.in. przybyłego z Lublina Wacława Sieroszewskiego, pisarza, legionistę, a w niedawno utworzonym rządzie lubelskim ministra propagandy. Piłsudski powitał starego przyjaciela bardzo serdecznie, ale jednocześnie zbeształ go za zbyt pospieszne utworzenie rządu: „Jesteście, dzieci, w gorącej wodzie kąpani! Ani na chwilę nie można was zostawić samych”. Niektóre źródła podają, że tego dnia przyjął także przybyłego z Lublina premiera Ignacego Daszyńskiego i ministra spraw wojskowych Edwarda Rydza-Śmigłego. Przyjęcie było chłodne. Komendant nie uznał generalskiej nominacji Śmigłego, a do przybyłych wygłosił słynne zdanie: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”.

Z kolei podczas spotkań z wojskowymi Komendant ustalił, że Polska Siła Zbrojna zostanie połączona z POW, powstanie też milicja, która przejmie obowiązki doraźnych grup rozbrajających okupanta i pilnujących porządku. Po południu doszło do ponownego spotkania Piłsudskiego z Radą Regencyjną, która od 17 obradowała w mieszkaniu chorego regenta Józefa Ostrowskiego. Regenci przekazali Komendantowi naczelne dowództwo nad podległymi im oddziałami wojskowymi, co faktycznie równało się też przejęciu władzy cywilnej. Jednocześnie zwrócili się do niego, by utworzył nowy rząd. W ten sposób Piłsudski otrzymał tytuł prawny do sprawowania władzy w odradzającym się państwie. Następnego dnia rano przyjechał po raz pierwszy do gmachu Sztabu Generalnego i objął urzędowanie. Tego dnia, jako Naczelny Wódz wydał też pierwszy rozkaz do wojska.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.