Tragicznie splotły się losy Ewy B. i jej męża Alfreda. Kobieta za młodu ostrzegała koleżanki ze szkoły, by uważały z kim się wiążą. - Od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok - mówiła przy każdej okazji innym nauczycielkom. Nie przeczuwała, że powtarzana sentencja bardzo sprawdzi się w jej życiu.
Starszego o rok Alfreda B. poznała w kościele i zachwyciła się jego grą na organach. Sama była osobą, jak to mówią, wierzącą i niepraktykującą. Mąż bardzo długo liczył, że pod jego wpływem żona jednak się nawróci na autentyczne przeżywanie wiary i będzie mu towarzyszyła na pielgrzymkach oraz niedzielnych mszach i rekolekcjach.
Ewa B. z przymrużeniem oka traktowała zachęty męża do wspólnej modlitwy i czytania Pisma Świętego, ale organista był uparty i cierpliwy. Z czasem dopiął swego.
Nie minął rok i żona przystąpiła do spowiedzi i nie odstępowała męża na krok podczas uroczystości religijnych. Żyli skromnie, ale godnie. Udawało się im jakoś wiązać koniec z końcem i wspólnie utrzymywać ze skromnych dochodów.
W dalszej części tekstu:
- incydent na osiedlu z 1981 roku, który odbił się na przyszłości
- trauma Ewy B.
- podwójna kara dla małżonki za ugodzenie męża nożem
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.