Pandemiczne gourmet. jak doprawiałem zupkę chińską
Zamknięte restauracje zmuszają osoby z zamiłowania niegotujące do jedzenia w zasadzie tylko pizzy, gdy zdarzy się w środku dnia drzemka zakończona ciemnością. Mam tu na myśli zaśnięcie około godziny 15 z zamiarem obudzenia się 20 minut później, w celu regeneracji nie wiadomo po co. Jeżeli z tych 20 minut zrobi się np. 1,5 godziny, to budzimy się po zmroku i mamy załatwiony bezsenny, wielogodzinny wieczór, gdzie już tylko wspomniana pizza być może.
Żeby się przed tym zabezpieczyć, osoby niegotujące zaopatrują się w tzw. pasze (np. kasza gryczana, którą się miesza z groszkiem z puszki i tuńczykiem) oraz wersal zupek chińskich. To jest wstyd, który nas jednak może uratować przed kolejną pizzą. To niezbędnik konesera netflixa, który przespał popołudnie. Przy całej nudlowej „mizerii” ratunek to niezawodny, i przyznacie sami - każdy choć raz w życiu ucieszył się, znajdując na dnie szafki zbłąkanego „kurczaka złotego” albo „krewetkową tajską”.
Zdarzają się jednak takie wieczory, że to, co do makaronu dołączone w foliowych torebkach, już nie wystarcza. Z jednej strony pizza odpada, z drugiej zaś standardowa zalewajka zdaje się banalna i wyzwala natchnienie.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.