Jan Rokita

Otrzeźwienie z marzeń

Otrzeźwienie z marzeń
Jan Rokita

Nie należy przeoczyć tego, co mówi Bruno Kahl - od siedmiu lat prezes niemieckiej Federalnej Służby Wywiadu (BND), a zarazem polityk opozycyjnej chadecji. (Nawiasem mówiąc, tak newralgiczny udział opozycji we władzy jest możliwy chyba tylko w niemieckiej demokracji).

W przeciwieństwie do niemieckiej armii tamtejsze służby wywiadowcze mają dobrą reputację, są dyskretne, rzadko wywołują skandale, a berlińska siedziba BND jest ponoć najbardziej rozbudowaną centralą wywiadowczą w demokratycznej Europie. Niemiecki wywiad nie jest oczywiście nieomylny, choć Kahl musi mieć w Moskwie dobrą agenturę, informującą go o rozgrywkach personalnych na tamtejszych szczytach władzy.

Ostatnio Kahl przedstawił syntetyczną analizę trwałości rosyjskiego systemu politycznego. A jego wniosek jest taki, iż władza prezydenta Putina nie została istotnie nadwerężona ani przez niezbyt dotąd udaną dlań wojnę, ani przez zachodnie sankcje, ani przez widoczne konflikty na szczytach putinowskiej ekipy. Zaś rosyjskie państwo i rosyjska armia są coraz lepiej przygotowane do prowadzenia przewlekłej, wieloletniej wojny, po to, by uniemożliwić okrzepnięcie niezależnej państwowości ukraińskiej, wrogiej wobec Rosji i militarnie zintegrowanej z Ameryką. „Nie widzimy żadnych pęknięć w systemie Putina” - puentuje swoją analizę Kahl.

I już na pierwszy rzut oka widać, że taka puenta stoi w sprzeczności z tym wszystkim, co każdego dnia możemy przeczytać czy usłyszeć we wszystkich mediach, bynajmniej nie tylko polskich. Trudno zresztą się dziwić, że w krajach podziwiających dzielność Ukraińców w obronie ojczyzny szukamy każdego, choćby najdrobniejszego symptomu słabości władzy w Rosji. Intuicyjnie zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że jedynie kryzys władzy Putina i jakiś pałacowy przewrót na Kremlu dałby realne szanse nie tylko na zakończenie krwawej wojny, ale na takie jej zakończenie, które moglibyśmy uznać za sprawiedliwe. W każdym innym razie wojna albo będzie trwać latami, albo zostanie któregoś dnia zatrzymana wymuszonym rozejmem, uznającym de facto jakiś częściowy rozbiór terytorium Ukrainy przez Rosję. Takie jest autentyczne źródło naszego wypatrywania oznak rzekomo zbliżającego się końca tyranii Putina.

Kahl otrzeźwia nas z takich marzeń. Dopytywany o głośne propagandowe walki pomiędzy dowództwem rosyjskiej armii i „wagnerowskimi” najemnikami bagatelizuje ich wpływ na trwałość putinowskiego systemu władzy. Jeśli podwładni władcy Rosji nienawidzą się, rywalizują między sobą i obciążają się nawzajem winą za wojenne niepowodzenia, to nie tylko nie osłabia to, ale być może nawet umacnia kremlowską tyranię. Wszyscy oni bowiem nie tylko bezwzględnie uznają najwyższy autorytet Putina, ale kłócą się i oskarżają właśnie dlatego, że zażarcie rywalizują o jego względy. A warto także pamiętać, że od czasu zabójstwa ostatniego cara i zwycięstwa rewolucji bolszewickiej żaden późniejszy władca Rosji nie został ani zabity, ani nawet odsunięty siłą od władzy. Zarówno Gorbaczow, któremu rozpadło się rządzone przezeń państwo, jak i Jelcyn - niezdolny już do rządzenia z racji skrajnego alkoholizmu, odsunęli się dobrowolnie i pokojowo. Putin jest władcą całkiem innego rodzaju i w jego przypadku takie cuda już się z pewnością nie powtórzą. A to oznacza, że ten najlepszy, wymarzony przez nas scenariusz sprawiedliwego końca wojny ma, niestety, niewielkie szanse, aby się ziścić.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.