Paweł Stachnik

Oszałamiająca kariera „IKC-a”

Red. Marian Dąbrowski (z lewej) w rozmowie z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim na pokładzie statku Światowid. Lata 20. ub.w. Fot. nac Red. Marian Dąbrowski (z lewej) w rozmowie z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim na pokładzie statku Światowid. Lata 20. ub.w.
Paweł Stachnik

Grudzień 1910. W Krakowie ukazuje się pierwszy numer „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Gazeta staje się czasem największym polskim dziennikiem. Twórcą jej sukcesu jest Marian Dąbrowski

Wszystko zaczęło się od zlotu grunwaldzkiego. W pięćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem, w lipcu 1910 r., w Krakowie odbyły się szeroko zakrojone obchody zwycięskiej bitwy. Towarzyszył im V Zlot Sokołów, którzy na krakowskich Błoniach zaprezentowali zbiorowe pokazy gimnastyczne, mecze i zawody sportowe. Na potrzeby pokazów na Błoniach wybudowano boisko, wielkie drewniane trybuny dla publiczności i okazałą bramę. Po uroczystościach zabudowania pozostały i nie bardzo wiadomo było co z nimi zrobić.

Na szczęście zgłosiło się trzech przedsiębiorców, którzy zaoferowali się kupić i rozebrać instalacje. Miasto, zadowolone, że pozbywa się problemu, tanio sprzedało owe „budy pozlotowe”, jak je wówczas określano. Przedsiębiorcy zaś rozebrali je, a uzyskane w ten sposób duże ilości drewna sprzedali ze sporym zyskiem.

Belfer, kupiec, redaktor

Jednym z owych sprytnych przedsiębiorców był 32-letni Marian Dąbrowski, z wykształcenia nauczyciel, z zawodu dziennikarz i początkujący wydawca. Dotychczas Dąbrowski imał się różnych zajęć. Po studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim pracował jako nauczyciel gimnastyki w jednym z krakowskich gimnazjów i instruktor „Sokoła”. Potem był redaktorem sportowym w „Przeglądzie Gimnastycznym”, a jeszcze potem zajął się handlem.

Najbardziej ciągnęło go jednak do dziennikarstwa i pracy w prasie. Pieniądze zarobione na sprzedaży pozlotowego drewna pozwoliły mu założyć swoje własne wydawnictwo i własną gazetę. Gazeta ta - początkowo brukowa i sensacyjna - stała się z czasem największym dziennikiem w Polsce, a stworzone przez Dąbrowskiego wydawnictwo - największym i najnowocześniejszym koncernem prasowym w Polsce i Europie Środkowej.

Początek nowej ery

Przyszły magnat prasowy urodził się w 1878 r. w Mielcu. Studiował na Wydziale Filozoficznym UJ, potem szukał swojego miejsca w życiu, chwytając się różnych zajęć. Pracował m.in. jako dziennikarz w „Ilustracji Polskiej”, tygodniku wydawanym w Krakowie przez Ludwika Szczepańskiego (wcześniej wydawcy „Życia”, które zapoczątkowało Młodą Polskę).

Gdy „Ilustracja” upadła Dąbrowski zaczął pomagać Szczepańskiemu w uruchomieniu nowej gazety codziennej noszącej tytuł „Nowiny. Dziennik Ilustrowany dla Wszystkich” (później „Nowiny dla Wszystkich”). Miała to być zupełnie nowa jakość na krakowskim rynku prasowym - gazeta masowa, tania i sensacyjna, zwiastująca nadejście ery brukowców. „Nowiny” ukazywały się od 1905 do 1913 r. Jednak Dąbrowski już w 1908 r. rozstał się ze Szczepańskim.

Bycie pomocnikiem nie bardzo mu bowiem odpowiadało. Sam chciał być szefem, właścicielem i redaktorem naczelnym. W 1908 r. wszedł jako udziałowiec do spółki wydającej inną krakowską gazetę - „Głos Narodu”. Został tam redaktorem odpowiedzialnym i wydawcą.

„Głos” był jednak gazetą konserwatywną i prawicową, a proponowane przez Dąbrowskiego zmiany w kierunku bardziej masowego czytelnika nie odpowiadały wspólnikom. Trudna sytuacja materialna „Głosu” i brak perspektyw na jej poprawę sprawiły, że Dąbrowski rychło wycofał się z interesu. Gdy zaś wyszło na jaw, że wszedł w spółkę z dwoma żydowskimi przedsiębiorcami i razem z nimi kupił „budy pozlotowe”, antysemicko nastawione środowisko „Głosu” było oburzone i uznało niedawnego wspólnika za skompromitowanego.

Cóż jednak z tego, gdy udany interes pozwolił Dąbrowskiemu zrealizować swoje marzenie. Pod koniec 1910 r. założył nowy, własny tytuł prasowy - „Ilustrowany Kurier Codzienny” i wydające go wydawnictwo. 200 tys. koron na przedsięwzięcie wyłożyli: Dąbrowski, jego brat Tadeusz - znany krakowski prawnik oraz trzech przedsiębiorców żydowskich: Roman Grunwald (właściciel pierwszego w Krakowie kina - cyrku Edison), Kleinberg (obaj byli wspólnikami Mariana przy wspomnianym wcześniej interesie drzewnym), szynkarz Rose, adwokat Bauder oraz aktor Adolf Stanisław Poleński. Pomógł też podobno ojciec Dąbrowskiego, emerytowany sędzia, a żona Mariana, Michalina, sprzedała nieźle prosperujący sklep.

Krok był wielce ryzykowny, bo w inwestycję Dąbrowski włożył wszystkie swoje oszczędności. 12 grudnia 1910 r. w Krakowie ukazał się pierwszy numer „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Jak się okazało był to początek nowej ery w polskiej prasie i początek wielkiej kariery Mariana Dąbrowskiego.

Gazeta w pociągu

Początki były jednak trudne. Redakcja liczyła około 10 osób. Mieściła się w Pałacu Spiskim przy Rynku Głównym 34 w Krakowie, w obecnej sali Tetma-jerowskiej restauracji Hawełka. Pracowano po 12 godzin. Przykład dawał sam Dąbrowski, który zasiadał przy biurku o godz. 7, potem pomagał w redakcji, a w południe przy przenoszeniu paczek z wydrukowanymi gazetami na wóz, którym zawożono je na dworzec i generalnie cały czas doglądał produkcji gazety.

Pracy było sporo, bo „Ikac” ukazywał się w dużym nakładzie - około 20 tys. egzemplarzy, a tendencja była stale wzrostowa. Wydawnictwo szybko zakupiło (w Turcji) własną rotacyjną maszynę drukarską, co było nowością techniczną w krakowskim drukarstwie. Maszynę ustawiono w drukarni przy ul. Krupniczej, w taki sposób, że było ją widać przez okno z ulicy. Była to atrakcja dla przechodniów i forma reklamy gazety, która powstawała niejako na oczach krakowian.

Amerykański sen Mariana Dąbrowskiego
Już na samym początku okazało się, że Dąbrowski ma wyjątkowy zmysł do zarządzania i wyszukiwania nowych rozwiązań. Uznał, że szansą dla jego nowego tytułu będzie szybki i sprawny kolportaż na prowincji. O ile inne krakowskie gazety docierały do pozostałych zakątków Galicji pocztą i ze sporym nieraz opóźnieniem (np. trzydniowym), to „Kurier” pojawiał się tam w dniu wydania. Do jego kolportażu użyto bowiem kolei.

Codziennie po godz. 12 z drukarni braci Koziańskich przy ul. Krupniczej wynoszono paczki ze świeżo wydrukowaną gazetą. Ładowano je na konny wózek wypożyczany od introligatora Olszeniaka, a następnie wieziono przez miasto na dworzec. Tam paczki trafiały do wagonów pocztowych.

Na poszczególnych stacjach odbierali je upoważnieni agenci i przekazywali ulicznym sprzedawcom i kioskom. W Krakowie dziennik trafiał bezpośrednio do gazeciarzy i kiosków. Kolportaż oparty na kolei utrzyma się do końca istnienia gazety, choć niebawem zostanie wsparty przez zakupione przez wydawnictwo samochody.

Nowoczesna dystrybucja nie była jedyną rewolucyjną zmianą wprowadzoną przez Mariana Dąbrowskiego. „Ikac” mocno różnił się bowiem od pozostałych krakowskich gazet zarówno pod względem treści, jak i formy.

Redakcja postawiła na sensację, skandal, zbrodnię i plotkę. Gazeta z upodobaniem pisywała o morderstwach, zabójstwach, wypadkach i katastrofach. Podawała też informacje o skandalach politycznych i towarzyskich, zwłaszcza tych z wyższych sfer. Próżno było w niej szukać obecnych np. w „Czasie” pogłębionych artykułów o polityce, sztuce czy historii. Były też oczywiście doniesienia ze świata polityki czy z życia miasta, ale zajmowały dalsze miejsca. Artykuł czołówkowy zawsze dotyczył jakiegoś sensacyjnego wydarzenia: zabójstwa, aresztowania, pożaru.

Atutem nowego dziennika było także to, że był ilustrowany. W przeciwieństwie do innych krakowskich dzienników „Kurier” zamieszczał bowiem ilustracje w postaci rysunków. Pierwsza strona każdego numeru zawierała duży rysunek, zwykle sensacyjnej treści. Inne zamieszczano wewnątrz. Zdarzały się wśród nich nowatorskie, powiedzielibyśmy dziś, infografiki, czyli np. graficzne zestawienia liczebności europejskich armii albo demografii narodów Europy.

Inne było też łamanie gazety. Układ większości krakowskich gazet codziennych wzorował się na „Czasie”. Tak było choćby w „Nowej Reformie” i wspominanym „Głosie Narodu”. Tymczasem w „Ikacu” zastosowano całkiem inny układ rubryk, artykułów, rysunków i reklam. Mniej uporządkowany, bardziej, nazwijmy to, chaotyczny, ale za to silniej oddziałujący na oglądającego gazetę czytelnika.

40, 50, 60 tysięcy

Nowa sensacyjna gazeta przypadła do gustu krakowianom. Nakład „Ikaca” dość szybko sięgnął 20 tys. egzemplarzy i nadal rósł. Za dużą sprzedażą szły reklamy i ogł oszenia przynoszące kilka tysięcy koron zysku miesięcznie. Dąbrowskiemu sprzyjała też sytuacja polityczna. W 1911 r. wybuchła wojna włosko-turecka, a potem I i II wojna bałkańska. Wzmogło to zainteresowanie polityką i zwiększyło zapotrzebowanie na gazety. „Kurier” obszernie relacjonował wszystkie te konflikty, dzięki czemu w 1912 r. jego nakład przekroczył 40 tys. egzemplarzy, potem zaś jeszcze wzrósł do 50 i 60 tys.

Po wojnach bałkańskich nadeszła I wojna światowa, co również dobrze wpłynęło na sprzedaż gazety. Co ciekawe, „Ikac” zajmował wtedy dość - w granicach możliwości oczywiście - antyaustriackie stanowisko, co zaskutkowało dwukrotnym jego zawieszeniem przez policję, w 1917 i 1918 r. Drugie zawieszenie próbowała wykorzystać konkurencja. Galicyjski polityk baron Roger Battaglia zwerbował pozbawionych pracy dziennikarzy „Ikaca” i zatrudnił ich w swojej nowej gazecie pod znaczącym tytułem „Nowy Kurier Krakowski”.

Jak pisze badacz dziejów koncernu dr Piotr Borowiec z UJ, dziennik ten bardzo mocno przypominał zawieszonego „Ikaca” - układem pierwszej strony, rozkładem kolumn, krojem czcionki - i bez wątpienia był próbą zajęcia rynkowej luki po nim. Po trzech miesiącach Dąbrowski uzyskał w Wiedniu cofnięcie zawieszenia i „Ikac” znów trafił do kiosków.

Wydawcę „Nowego Kuriera” Dąbrowski podał natomiast do sądu, który nakazał zmianę tytułu pisma (na „Goniec Krakowski”). Było to kolejne zwycięstwo Dąbrowskiego i kolejny przykład, że umiał sobie radzić w różnych okolicznościach politycznych i rynkowych.

W okresie I wojny światowej „Ikac” zyskał popularność we wszystkich zaborach, co stało się dobrą podstawą do uczynienia zeń po 1918 r. gazety ogólnopolskiej. Jednocześnie stopniowo zmieniał się jej charakter. Z sensacyjnego brukowca dla służących i dorożkarzy stawała się poważnym dziennikiem informacyjnym.

Wraz z ogólnopolskim zasięgiem rósł nakład, a Dąbrowski inwestował w nowoczesne maszyny drukarskie. „Kurier” zwiększył objętość i stał się dwukolorowy, zaczął też zamieszczać fotografie. Dąbrowski postanowił też poszerzyć ofertę wydawniczą. W 1923 r. pojawił się bogato ilustrowany tygodnik „Światowid” z ciekawostkowymi informacjami z Polski i zagranicy. Był to pierwszy tytuł z całej serii pism, jakie złożą się na portfolio krakowskiego wydawnictwa.

„As” dla elit

Następnie był tygodnik podróżniczo-naukowy „Na szerokim świecie”, pismo sportowe „Raz dwa trzy”, tygodnik satyryczny „Wróble na dachu”, skierowany do elit tygodnik „As”, popołudniówki „Tempo Dnia” i „Telegram Wieczorny” oraz „Tajny Detektyw” poświęcony sprawom kryminalnym. Ten ostatni tytuł odniósł wielki sukces komercyjny, zdobywając ogromną popularność i osiągając nakład 100 tys.

Wydawnictwo, które w latach 20. stało się koncernem, założyło własną agencję fotograficzną pod nazwą „Światowid”, która z czasem stała się najważniejszym dostawcą zdjęć z Polski dla prasy zagranicznej. W reklamach informowano, że obsługuje ona 35 pism krajowych i 66 zagranicznych.

„Ikac” stworzył sieć oddziałów i korespondentów terenowych. Oddziały istniały m.in. w Warszawie, Poznaniu, Katowicach, Łodzi, Kielcach, Nowym Sączu i Wilnie. Oddział zagraniczny istniał w Rzymie, były też plany wydawania edycji paryskiej dziennika. „Kurier” był jedyną polską gazetą codzienną, którą można było kupić za granicą m.in. w Paryżu, na Riwierze, w Dreźnie, Londynie i Nowym Jorku.

W koncernie pracowało ponad tysiąc osób, a o zarobkach w „Ikacu” do dziś krążą legendy. Nakład „Kuriera” w latach 1929-1933 sięgał w dni powszechne 130 tys., a w niedzielę 180 tys. egzemplarzy. Dziennik miał sześć mutacji terenowych i kilkanaście dodatków tematycznych. W Krakowie wchłonął „Nową Reformę” i wyeliminował „Czas”, który przeniósł się do Warszawy.

Firma wydawała łącznie 5 tygodników (w 1933 r. w jednorazowym nakładzie 200 tys. egzemplarzy). W oddziałach i redakcji głównej korzystano z dalekopisów, posiadano też własną radiostację do odbioru wiadomości.

Korespondenci przekazywali informacje telefonicznie, a w Pałacu Prasy przy Wielopolu w Krakowie (od 1928 r. siedziba wydawnictwa, redakcji i drukarni) istniały wytłumione kabiny do odbioru materiałów radiowych i telefonicznych. W 1929 r. zaczęto korzystać z tzw. fultografii, czyli przesyłania fotografii drogą radiową. Tak oto firma stworzona od zera przez skromnego nauczyciela gimnazjalnego, niczym w amerykańskim śnie, stała się w latach 30. największym koncernem prasowym w Polsce i w Europie Środkowej.

Ubogi i zapomniany

W sierpniu 1939 r. Marian Dąbrowski wyjechał z żoną do Nicei, gdzie miał willę. Nie zabrał większego majątku, nie zostawił wytycznych na wypadek ewentualnej wojny. Wszystko wskazuje, że miał to być zwykły wyjazd wakacyjny. Gdy wojna rzeczywiście wybuchła, za namową sławnego śpiewaka Jana Kiepury wyjechał do Ameryki.

Po zakończeniu kampanii wrześniowej władze okupacyjne przejęły wydawnictwo i budynek przy Wielopolu i zaczęły tam wydawać własne pisma. Po wyzwoleniu Krakowa w styczniu 1945 r. część pracowników „Ikaca” podjęła próbę reaktywacji gazety. Nowe komunistyczne władze nie życzyły sobie jednak przedwojennego pisma. Pałac Prasy objęła wyznaczona przez nie ekipa, która 4 lutego zaczęła wydawać nową, w początkowym założeniu ogólnopolską gazetę codzienną - „Dziennik Polski”. „Dziennik” - chcąc nie chcąc - w wielu aspektach nawiązywał do „Kuriera” i był uznawany w Krakowie za jego nieformalnego spadkobiercę.

Dąbrowski pozostał na emigracji. Żył tam w ubóstwie i zapomnieniu. Zmarł w Miami 27 września 1958 r. W 1991 r. prochy jego i żony Michaliny złożono na cmentarzu Rakowickim.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.