Gdy zajmował się pan realizacją filmów, to zawsze posądzano pana o dydaktyzm. Ukryty czy jawny, ale bycie profesorem, wychowawcą studentów nasuwało zawsze podejrzenie istnienia naturalnej potrzeby wychowywania przez sztukę. Czy teraz też tak jest, gdy „rzeczywistość skrzeczy” nieprzerwanie i w dydaktyczne wskazówki już chyba nikt nie wierzy?
Taka skłonność ponoć pozostaje w człowieku na zawsze, więc nie jest źle. Zaczęłem oglądam taki serial amerykański na HBO - „Euforia”. Po pierwszym odcinku zrezygnowałem. To było o młodzieży.
Bo nie mogłem znieść, że im wulgarniej, tym modniej. Młode dziewczyny i chłopcy poniżają siebie nawzajem, a robią to tak, że wyzwiska i epitety tracą nawet swoją… leksykalną siłę. Językowo stają się ograniczone. Nawet to, że się opluwają, od „ku. ..w” i „zboczeńców”.
I przypomniała mi się nasza obecna „sytuacja leksykalna”, nasze nieszczęsne przemiany języka polskiego. Od pewnego czasu rzeczywiście nie mogę tego zrozumieć: dlaczego kreować się na ordynarność? Bo to jest kreowanie! Ja nie wierzę, że wszyscy członkowie tamtego ugrupowania są tak ordynarni.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.