Od smrodu jeszcze nikt nie umarł... Na pewno?
Jako hipochondryk lubię przeglądać straszne statystyki. Dzięki temu wiem, że w przedziale wiekowym 55-64 Polaków najczęściej zabijają nowotwory.
Za nimi w kolejności są choroby układu krążenia, układu trawiennego i układu oddechowego. Po 64. roku w gangu zabójców choroby układu krążenie awansują przed nowotwory, a choroby układu oddechowego przed choroby układu trawiennego. I tak już pozostaje, także w grupie wiekowej 75+. Gdybyśmy zaś rzucili okiem na wpisy w aktach zgonu z rubryce „przyczyna”, to znaleźliśmy bardziej wyraziste portrety zabójców.
Numer jeden nosi choroba niedokrwienna serca, dwójka to udar mózgu, trójka - miażdżyca, czwórka - rak płuca. Pozostali członkowie gangu zabójców to już przestępcza druga liga. Żadna inna choroba nie kosi rocznie więcej niż 10 tysięcy Polaków, a umiera nas co roku 360-370 tysięcy.
Wyobraźmy sobie teraz, że te 600 dusz uleciało nie w wyniku smogu, lecz z powodu wypadków na drogach w Bydgoszczy i jej okolicy. Bylibyśmy w szoku, nieprawdaż?
Dlaczego przed Bożym Narodzeniem zacząłem przeglądać statystki zgonów? Szukałem w nich pozycji: „zatrucie w wyniku wdychania skażonego powietrza”. Niestety, nie znalazłem takiej jednostki chorobowej. Domyślam się, że wyraźne ślady zbrodniczej działalności smogu można znaleźć zarówno wśród chorób krążenia, jak i pozostałych z wymienionych plag zdrowotnych, ze szczególnym wskazanie na choroby układu oddechowego.
Przeczytaj dalszą część artykułu
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.