Od Krakowa do Brukseli. Wpatrzeni w Wojtka

Czytaj dalej
Paweł Kowal

Od Krakowa do Brukseli. Wpatrzeni w Wojtka

Paweł Kowal

Sejmowy surrealizm. Nie da się wyjaśnić, dlaczego najważniejszą polityczną debatę polityczną podczas tego posiedzenia Sejmu marszałkini E. Witek zaplanowała na wieczór w środę. Dokładnie wtedy, kiedy naród wpatrzony w ekrany miał na ustach jedno męskie imię: Wojciech. Na salę sejmową przyszli tylko ściśle zainteresowani polityką wschodnią oraz, potem, poseł Braun. Spokojnym tonem debatę prowadziła marszałkini Kidawa-Błońska.

Było pewne, że jeśli ktoś śledzi wydarzenia na tej sali, to tylko urzędnicy Ambasady Federacji Rosyjskiej i ktoś z Ambasady Ukrainy, bo ambasador Ukrainy też być może spędzał czas w jakiejś towarzyskiej strefie kibica przed telewizorem, też zapewne z imieniem Wojtek na ustach, mam nadzieję, że trzymając kciuki „za naszych”. Wchodziłem do gmachu Sejmu w przekonaniu, że „mecz nie może znosić parlamentaryzmu”. Szedłem pustymi korytarzami i salami, wszędzie tylko echo i powoli rozumiałem, że piłka jest naszą narodową religią. Pomyślałem, że gdyby obrady zostały zaplanowane na Wielkanoc w czasie rezurekcji, to byłoby więcej zainteresowanych śledzeniem wydarzeń w Sejmie niż w środowy wieczór.

Wracamy na salę. Małgorzata Kidawa-Błońska zaproponowała zatem przejście do II czytania Uchwały i rutynowo zapytała: jeśli nie usłyszę sprzeciwu, uznam, że… możemy. W gruncie rzeczy oprócz urzędników sejmowych samej pani wicemarszałek i posłów - autorów projektu na sali nie było nikogo. Gdyby miały takie prawo, to sprzeciw mogłyby zgłosić tylko goździki sztuczne z bukietu w prezydium. Na sali wiało pustką. Jednak nie. Wtem wtargnął na mównicę poseł Braun. Scena była jak z jakiegoś obrazu Matejki. Braun zakrzyknął „sprzeciw”. Na sali pustka, nie było komu nawet głosować nad odrzuceniem sprzeciwu. Chwila konsternacji i M. Kidawa-Błońska zrozumiała, że sprzeciw Brauna jak liberum veto za I Rzeczpospolitej zamyka obrady tego dnia. Zapytała zatem tylko załamanym głosem, czy ktoś chce złożyć oświadczenie. Znowu zgłosił się Braun i przez dłuższy czas nawijał o tym, że Polska powinna zająć się losami Janusza Walusia.

Nie pamiętacie? To polski emigrant w RPA, terrorysta, który zamordował przed dekadami Chrisa Haniego. Waluś 21 listopada po dekadach odsiadki w więzieniu w RPA, wyszedł na wolność. Pozostał bożyszczem skrajnej prawicy w RPA - jak się okazuje także w Polsce. Kilka dni temu został zaatakowany nożem. Sytuacja stała się z lekka surrealistyczna, M. Kidawa-Błońska zdawała się nie dowierzać, co się dzieje, ostatni posłanki i posłowie wychodzi z sali i nerwowo szukali miejsc, gdzie można zdążyć na ostatnią połowę meczu. W uszach zostało: Waluś, Waluś. Zamiast potępić terroryzm rosyjski Braun upominał się o terrorystę polskiego pochodzenia.

Chyba lepiej przerywać obrady Sejmu na ważniejsze mecze, choćby dlatego, że i tak wszyscy Polacy raczej wybrali w środę wieczór Wojtka i Roberta zamiast Grzegorza Brauna i jego Janusza Walusia. I niech tak zostanie.

Paweł Kowal

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.