Paweł Kowal

Od Krakowa do Brukseli. Nowy etap fixum dyrdum

Od Krakowa do Brukseli. Nowy etap fixum dyrdum
Paweł Kowal

Nadchodzi wielkimi krokami czas wyborów. W związku z tym antyniemieckie fixum dyrdum wróciło w całej okazałości. Po ostatniej wypowiedzi szefa Europejskiej Partii Ludowej Manfreda Webera pisowcy jak zabawkowe bączki nakręcili się na pisanie twittów, postów i czego tam jeszcze o tym, jaki Niemiec zły. Im bardziej nikogo to nie ruszało, tym oni bardziej podgrzewali. Jeden minister, skoro nie żarło, zaczął Weberowi ni z gruszki ni z pietruszki wymyślać od Szwabów. I dalej nic.

Polskie partie polityczne należą do europejskich „rodzin” partyjnych - przykładowo PiS do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a PO właśnie do EPL. Każdy rozumieją- cy coś z dwudziestopierwszowiecznej polityki pisowiec wie doskonale, że fakt, że akurat Niemiec - Weber - stoi na czele EPL, to akurat kwestia ostatniego wyboru członków wszystkich partii w EPL; przykładowo wcześniej szefem EPL był donald Tusk. Każdy pisowiec wie, że Weber mówił właśnie w charakterze szefa EPL i żadnej w tym sensacji nie ma, skoro w Polsce EPL to PO (oraz PSL) i to tym partiom życzy zwycięstwa. Ale oczywiście zaczęli kręcić aferę z niczego, że „Niemcy nas biją”.

Inna sprawa, że gdybym przykładowo radził Weberowi, to najlepiej wciąż trzymać się starej zasady i ostrożnie wypowiadać się na temat wyniku wyborów w innych krajach, nawet jeśli ma się wyrobione w tej sprawie zdanie i komuś kibicuje, a komuś nie. Co prawda nie grzech, tak mi się coś wydaje, że znacznie gorsze od wywiadu Webera były życzenia europosła Legutki, że chciałby, żeby we Francji wygrała Le Pen, że najlepiej, by w USA wygrał Trump. Na szczęście Francuzi nie słuchają Legutki. Polacy Webera też nie będą słuchać - siły demokratyczne wygrają także mimo jego rad.

A teraz już całkiem na poważnie. Gdyby Marsjanin słuchał niektórych pisowców, to miałby przekonanie, że dla Polski nie Rosja jest problem, a Niemcy, i że II wojna światowa dla wielu polskich polityków wciąż trwa. To antyniemieckie wariactwo nie jest jednak taką sobie chimerą - ono ma konkretny koszt. Polska ma wiele sprzecznych interesów z Niemcami, a nieustanne ich atakowanie dla zasady powoduje tylko jedno: gdy przyjdzie do negocjowania z nimi w Unii europjskij czegokolwiek, nasza pozycja, i tak słabsza (co zrozumiałe, choć nie cieszy), będzie jeszcze osłabiona przez gderanie pisowców, którzy każdego dnia w mozole pracują na opinię o Polsce, że mamy fisia na punkcie Niemiec i w konsekwencji jeszcze bardziej nas to osłabia. W tym afekcie atakowania Niemiec w stylu Gomułki lub Jaruzelskiego gdzieś głęboko tkwi niedobry dla nas przekaz, który idzie do świata, że Polska nie jest w stanie poważnie walczyć o swoje, kiedy jest to konieczne.

Paweł Kowal

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.