Dwa lata temu u progu lata obkolędowałem bydgoskie parki w centrum, by stworzyć subiektywny ranking miejsc, w których najprzyjemniej można przeczekać czas coraz bardziej ekstremalnych upałów. Wtedy najwyższą notę przyznałem parkowi Jana Kochanowskiego i z satysfakcja dziś stwierdzam, że zdania nie zmieniam.
Park pomiędzy Teatrem Polskim i Filharmonia Pomorską trzyma poziom. Przede wszystkim jest jedynym miejscem w śródmieściu, w którym można zrealizować piknikowe plany niczym z obrazu Edouarda Maneta „Śniadanie na trawie”. Tylko tam bowiem można bez obrzydzenia rozłożyć się wśród zieleni, nawet bez kocyka. Umożliwia to nieźle utrzymana trawa – skoszona, czysta, nawet bez pamiątek, które w innych miejscach często pozostawiają po sobie czworonogi. Myślę, że to wynik wzajemnego oddziaływania dwóch sił: sprzątających park i przechadzających się po nim. Ta druga siła, widząc miejsce schludne, sama bardziej troszczy się, by je pozostawić takim, jakie zastała. A więc można skutecznie apelować do ludzi bez grodzenia i straszenia groźnymi ostrzeżeniami na tabliczkach. Jest to też jedyny park z szaletem, czynnym może jednak nieco za krótko, bo do godziny 18.
Przeczytaj dalszą część felietonu...
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.