Pawel Stachnik

Obciążeni przeszłością. Konserwatyści galicyjscy w odrodzonej Polsce

Cesarz Franciszek Józef I, obok niego  z prawej szef MSZ Agenor Gołuchowski Fot. archiwum Cesarz Franciszek Józef I, obok niego  z prawej szef MSZ Agenor Gołuchowski
Pawel Stachnik

W czasach c.k. Austro-Węgier odgrywali ważną rolę w polityce. Po odzyskaniu niepodległości oskarżono ich o narodowe zaprzaństwo i odsunięto na boczny tor.

Latem 1914 r. w rozpoczynający się europejski konflikt wojenny polscy politycy rządzący w Galicji wchodzili z koncepcją tzw. rozwiązania austro-polskiego. Gdy od pewnego momentu stało się jasne, że w przyszłej europejskiej wojnie głównym przeciwnikiem Austro-Węgier będzie carska Rosja, polscy politycy z Galicji uznali to za historyczną szansę dla Polaków. W konflikcie tym zmierzyć się mieli dwaj zaborcy: uznawana za naszego największego wroga Rosja i dająca Polakom narodowe swobody Austria. Wybór po czyjej stanąć stronie był oczywisty.

Austro-Węgry-Polska

Założono, że Austro-Węgry i Niemcy pokonają carskie imperium, a po zwycięstwie Kongresówka zostanie połączona z Galicją. Następnie zaś monarchia dualistyczna (Austro-Węgry) przekształci się w trialistyczną (Austro-Węgry-Polskę), a to zasadniczo zmieni pozycję Polaków w tym państwie, czyniąc ich współrządzącymi.

Taką opcję przyszłych planów wojennych przez całe lata propagowali w Wiedniu galicyjscy politycy - członkowie Koła Polskiego w parlamencie wiedeńskim, kolejni polscy ministrowie w austriackich rządach oraz rządzące Galicją stańczykowskie elity. Koncepcja austro-polska miała sens i wydawała się najbardziej dla Polaków korzystna. Dodajmy jeszcze, że życzliwie do tych zamierzeń podchodził dom panujący. Dla Habsburgów powiększenie domeny i dodanie do tytulatury cesarza elementu „król Polski” było bardzo mile widziane.

Prof. Waldemar Łazuga, poznański historyk, badacz dziejów Galicji, autor książki „Uwikłani w przeszłość” opowiadającej o losach galicyjskich polityków w niepodległej Polsce, podkreśla że powstanie Legionów Polskich w sierpniu 1914 r. to zasługa rządzących Galicją polityków konserwatywnych. Oto bowiem po wejściu strzelców do Kongresówki okazało się, że miejscowa ludność bynajmniej nie wita ich z radością, a na wybuch antyrosyjskiego powstania nie ma najmniejszych szans.

W takiej sytuacji austriackie władze wojskowe postanowiły zlikwidować przedsięwzięcie Piłsudskiego. Wtedy na ratunek ruszyli rządzący Galicją polscy politycy. Na rozmowy do Wiednia pojechali prezydent Krakowa Juliusz Leo i wpływowy były namiestnik Galicji Michał Bobrzyński. W stolicy, po rozmowach z ministrami spraw zagranicznych, obrony i do spraw Galicji, szefem sztabu oraz cesarzem, uzyskali zgodę na stworzenie w ramach c.k. armii Legionów Polskich. Nazwę tę wymyślił Leo nawiązując do Legionów Dąbrowskiego. Dziś o tej decydującej roli konserwatystów krakowskich mało kto pamięta.

Proskrybowani

Po powstaniu niepodległej Polski jesienią 1918 r. politycy galicyjscy - Michał Bobrzyński, Leon Biliński, Witold Korytowski, Ludwik Ćwikliński, Władysław Leopold Jaworski, by wymienić tych najważniejszych - byli przekonani, że ich polityczne i administracyjne doświadczenie zostanie wykorzystane przez nowe państwo. Wszak w Galicji i monarchii pełnili odpowiedzialne funkcje: namiestników, ministrów, premierów… Tymczasem w odrodzonej Rzeczypospolitej uznano ich za skompromitowanych służbą dla zaborcy i zbędnych.

O ile w niepodległej Polsce chętnie korzystano z doświadczenia galicyjskich urzędników, sędziów czy nauczycieli, to grupę najwyższych rangą polityków odsunięto na boczny tor. Mało tego, dotknął ich ostracyzm jako tych, którzy służyli zaborcy i lansowali koncepcję austro-polską, którą z uznano za    kompromitującą. Zarzucano im zdradę polskości, wysługiwanie się wrogowi, wynarodowienie. Jak pisze prof. Łazuga w swojej książce, byli „proskrybowani”.

Wszyscy wycofali się z życia politycznego, a po części także publicznego. Michał Bobrzyński osiadł w niewielkim majątku w Wielkopolsce. Leon Biliński podjął pracę w bankowości. Witold Korytowski zaangażował się w rozwój przemysłu spirytusowego. Ludwik Ćwikliński bezskutecznie ubiegał się o katedrę filologii klasycznej na Uniwersytecie Poznańskim. Władysław Leopold Jaworski wrócił do pracy naukowej.

Ostracyzm, jaki ich dotknął to jedno, drugie zaś to brutalne ataki, jakie na nich przypuszczano. Lista inwektyw była długa. Mówiono i pisano o nich: serwiliści, czarno-żółci, enkaeniści (od utworzonego w sierpniu 1914 r. w Krakowie Naczelnego Komitetu Narodowego propagującego rozwiązanie austro-polskie), germanofile, zaustriaczeni. W atakach tych szczególnie aktywni byli narodowi demokraci, dla których współpraca konserwatystów z Austrią była zdradą, ale ich własna współpracą z carską Rosją już nie.

Niemiecka szykana

Z kolei odsunięci na boczny tor konserwatyści bardzo krytycznie wyrażali się o porządkach w nowej Polsce. Twierdzili, że w Warszawie rządzą amatorzy, nieudacznicy. ludzie przypadkowi, rządy są nieudolne, a publiczne pieniądze wydawane lekką ręką. Byli przyzwyczajeni do zupełnie innego sposobu rządzenia: racjonalnego, opartego na merytoryczności, rozsądku i korzyściach dla państwa. Tymczasem młoda Rzeczypospolita od samych swoich początków borykała się z partyjnością, partykularyzmem, prywatą, korupcją i brakiem profesjonalizmu wśród rządzących.

W 1919 r. ministrem skarbu w rządzie Ignacego Jana Paderewskiego został Leon Biliński, wielokrotny austro-węgierski minister skarbu, jeden z najwybitniejszych finansistów w Europie. W ministerstwie zastał bałagan, niekompetencję i amatorszczyznę. Słabo orientowano się tam w prawie, kiepsko w stosunkach zagranicznych. Pieniądze wydawano bez ograniczeń, a każde ministerstwo robiło to na własną rękę.

Biliński postanowił wprowadzić ład. Opracował dekalog, czyli zbiór zasad, które miały uporządkować gospodarkę pieniężną i ograniczyć dowolność w działalności ministrów. Były w nim zasady funkcjonujące i dziś, np. taka, że budżet każdego z resortów musiał być konsultowany z ministrem skarbu. Jaka była reakcja? W rządzie dekalog odebrano jako „niemiecką szykanę” i nawoływano do jego bojkotu…

Inny przykład: Biliński chciał zlecić druk nowych polskich banknotów znanym mu drukarniom wiedeńskim, przy zachowaniu nad procesem pełnej kontroli. Niechęć do Austrii była w Warszawie jednak tak silna, że druk zlecono drukarniom w Paryżu i Londynie – bez jakiejkolwiek kontroli. Biliński zaś usłyszał, że świadomie dążył do upadku polskiej marki, by wzmocnić austriacką koronę. Po pięciu miesiącach takich porażek podał się do dymisji.

Wiedza i doświadczenie

W swojej książce prof. Łazuga opisał m.in. namiestnika i ministra do spraw Galicji Michała Bobrzyńskiego, ministra skarbu Austro-Węgier Leona Bilińskiego, ministra spraw zagranicznych Austro-Węgier Agenora Gołuchowskiego i ministra oświaty Austrii Ludwika Ćwiklińskiego. Wszyscy oni byli rzeczywiście doświadczonymi politykami i urzędnikami, a ich wiedza mogła się przydać Polsce.

Oni, ale też inni galicyjscy politycy, przez wiele lat zajmowali w Galicji, Austrii i Austro-Węgrzech wysokie stanowiska. Byli namiestnikami, ministrami, ministrami skarbu, ministrami spraw zagranicznych, premierami. Niektórzy z nich okazali się wybitnymi politykami i urzędnikami. Julian Dunajewski przez 11 lat był ministrem skarbu Austrii. Przeprowadził reformę systemu podatkowego, zrównoważył budżet. Uznawany był za jednego z najlepszych ekonomistów.

Agenor Maria Gołuchowski także przez 11 lat był szefem MSZ Austro-Węgier, kierując polityką europejskiego mocarstwa. Był skoligacony z rodziną Bonapartych, kilkunastoma rodami arystokratycznymi i brytyjską dynastią. Pisywały o nim gazety w Europie, Ameryce, a nawet Nowej Zelandii.

Michał Bobrzyński był historykiem i prawnikiem, współtwórcą krakowskiej szkoły historycznej, która wywarła ogromny wpływ na postrzeganie narodowej historii przez Polaków. Świetny pisarz i mówca. Poseł na Sejm Krajowy we Lwowie i do wiedeńskiej Rady Państwa, dożywotni członek Izby Panów, przez sześć lat namiestnik Galicji, od 1916 r. minister dla Galicji. Ci ludzie naprawdę mieli wiedzę i doświadczenie, które państwo polskie mogło wykorzystać z dużym pożytkiem dla siebie. Szkoda, że tak się nie stało.
Nostalgia

W „Uwikłanych w przeszłość” autor często porusza temat nostalgii za dawną c.k. monarchią. Skąd brało się to uczucie? To była tęsknota, która pojawiła się w trudnych ekonomicznie latach 20. i 30. Była to tęsknota za lepszymi czasami, czasami dobrobytu i stabilności. Czasami, gdy wszystko było przewidywalne. Zawodowa kariera była uregulowana zasadami cursus honorum, inflacja niska, a ceny nie rosły jak szalone. Cesarz Franciszek Józef panował od kilku dziesięcioleci i mało kto pamiętał świat bez niego.

Dochodziły do tego swobody polityczne, kulturalne i naukowe, jakimi Polacy cieszyli się w Galicji, a o jakich mogli tylko marzyć w zaborach pruskim i rosyjskim. Możliwość swobodnej działalności politycznej dała galicyjskim konserwatystom szansę na zaistnienie w ogólnopaństwowej polityce i zajmowanie tam czołowych stanowisk. Coś takiego nie było możliwe w warunkach zaboru pruskiego i rosyjskiego, gdzie jawnie dyskryminowano Polaków i odmawiano im wszelkich praw politycznych. Nic więc dziwnego, że z czasem wśród mieszkańców Krakowa, Lwowa, Tarnowa i innych galicyjskich miast pojawił się sentyment za starymi cesarsko-królewskimi czasami.

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.