O naszych miastach pisali znani księża, biskupi, a nawet prymas

Czytaj dalej
Andrzej Ćmiech

O naszych miastach pisali znani księża, biskupi, a nawet prymas

Andrzej Ćmiech

Biskup Ludwik Łętowski pochodził z Bobowej. Swoje miasto nazywał grodem nadbialskim. Prymasowi Władysławowi Łubieńskiemu do gustu przypadł natomiast królewski Biecz.

„Biecz - miasto murem opasane nad rzeką Ropą, stołeczne, powiatu własnego, ma swojego Starostę Grodowego, który sobie kreuje sędziów i officyalistów grodzkich. W tym mieście konserwują się Akta Grodzkie” - tak przedstawiał Biecz w najstarszym zachowanym opisie miasta ziemi gorlickiej prymas Polski Władysław Łubieński autor dzieła „Świat we wszystkich swoich częściach większych mniejszych...” wydanym w 1740 r. Autor podaje, że miasto przyozdobione było kościołem farnym, murowanym i klasztorem z Kościołem Ojców Reformatów.

„W mieście jest ozdobny ratusz z wieżą. Tu przedtem wyzwalali się kaci. W gruntach tego miasta znajdują się koperwas i miedź, z rzecznej zaś wody robią siarkę” - pisał dalej.

Bobowa, czyli jego gród nadbialski

Ciekawy zaś opis Bobowej z początku XIX w. pozostawił nam jej właściciel biskup krakowski, Ludwik Łętowski, który w „Wspomnieniach Pamiętnikarskich” pisał:

„Bobowa leży nad rzeką Białą, w pięknym położeniu. Jest to ta dolina, co począwszy od Tuchowa, ciągnie się w górę poza Grybów, a środkiem jej wije się rzeka Biała po krzemienistym łożu ze wsiami i dworami, bokiem gdzieniegdzie zameczkami, na tle widowni mającej Karpaty. Bobowa ma zamek, czyli murowaniec, dom o piętrze, który wąwóz przedziela od fary, dawnej kolegiaty”.

W 1840 roku Biecz liczył 336 domów. Mieszkało w nich 2105 chrześcijan i 120 Żydów

Za farą z kolei było miasteczko drewniane, zamieszkałe przez chrześcijan i Żydów, a na jego drugim końcu stał kościółek św. Zofii.

„Biała, jak wszystkie rzeki górne, sączy się latem i zimą skromnie po krzemieńcach, ale niech deszcz nagły w pobliskich górach spadnie, lub na wiosnę ruszą jej lody i stajałe od słońca śniegi, wtenczas wybiega po obydwu brzegach, zalewa równie, topi pola i niesie niekiedy całe domy z dobytkiem, pokazując swoją sztukę. […]”

W Bobowej był już wówczas kościół farny, do którego kaplicę przystawił dziadek Łętowskiego. Biegały tam dzieci na roraty, a czasem wyleciały na chór do organów i dęły w trąby, tłukły w kotły, lub drzemały w czasie kazania.

Dom Łętowskich uchodził w Bobowej za prawdziwy Wersal. Pokoje były malowane, stały w nich mahoniowe stoliki, a na ścianach wisiały miedzioryty.

„Miała okolica domy możniejsze, ale o tych nie mówiono. U nas nie było wystawności i bogactwa, lecz tradycja imienia zacnego przy starej gościnności, okraszona wychowaniem pięknym” - pisał Łętowski.

Gorlice, miasteczko zawieszone na skałach

Również Gorlice na początku XIX w. były często opisywane przez pisarzy i korespondentów, pracujących dla pism polskich, jak i niemieckich z racji rozwijającego się tu na masową skalę rzemiosła tkackiego i handlu.

I tak w 1925 r. o Gorlicach pisał pierwszy dyrektor Ossolineum i były kaznodzieja króla Stanisława Augusta Poniatowskiego ksiądz Franciszek Siarczyński: „Gorlice od dawna były miejscem handlu Podgórza, przeto lud pospolity nazwał je małym Gdańskiem. Dotąd handel zbożowy i płócienny w nim kwitnie. Z okolic, chcących zboże sprzedać, tu je zawsze zwożą, i w spichlerzach miasta składają, którego część tkacze okoliczni rozkupują, część w góry wywożą i sprzedają”.

Dom Łętowskich uchodził w Bobowej za prawdziwy Wersal

Wtórował mu pisarz Michał Stoeger w 1832 r., pisząc: „Gorlice, miasteczko zawieszone na skałach ponad samą Ropą jest punktem składu płótna, którego rocznie do 4000 sztuk wyrabiają okoliczni mieszkańcy i blichują nad Ropą. Idzie ono stąd do Bardiow, Koszyc, Pesztu, Preszburga i Debreczyna. W zamian za płótno dostaje Galicja wino, orzechy, suszone owoce i żelazo. Ważne to dla swego przemysłu dla Galicji miasteczko, nazywano już z przyrównania małym Gdańskiem. Wiadomo bowiem, że wielki, czyli właściwy Gdańsk, był przez wiele wieków kierownią całego handlu naszego kraju”.

Biecz - „stolica Bieszczadów”

Ciekawy opis Biecza pozostawił nam starosta lwowski Joseph von Mehoffer. Podróżując po naszej ziemi w 1841 r., zanotował i przedstawił w niemieckojęzycznym czasopiśmie „Galicja”:

„Ten kto zbliża się do miasteczka od strony Sącza drogą główną handlową, nie będzie z pewnością przeczuwał, że ta miejscowość była kiedyś obwarowana o bardzo dużym znaczeniu, gdyż niepozorny i nic nieznaczący jest dziś jego wygląd.

Według obliczeń z 1840 r. Biecz liczył 336 domów, zamieszkałych przez 2105 chrześcijan i 120 Żydów.

Handel zbożem, gorzałką, lnem i płótnem stanowił zajęcie większości mieszkańców, ale nie był prowadzony rzetelnie.

Miasto położone było na wzgórzu, opływanym od strony południowej falami Ropy. Położenie miało piękne, a widok na urodzajną dolinę Ropy, ozdobioną wsiami i pastwiskami i na zamykające horyzont góry, był bardzo malowniczy.

„Przed miastem stoi na górze oddzielonej szerokim przekopem, ufundowany w poprzednich wiekach klasztor reformatów. Następnie za rzeką pański folwark Załawie, składający się z browaru i szeregu budynków. Miasto było niegdyś otoczone silnym murem, dwie bramy z mocnymi bastionami broniły wejścia. Pierwszym okazałą budowlą, którą spostrzega się zaraz przy wejściu, jest piętrowy stary dom sądu grodowego, stoi on pusty i zdewastowany.

Na piętrze znajduje się obszerna sala narad z wielkimi okiennicami z ciosanego kamienia, w której odbywały się posiedzenia sądu grodzkiego. Na piętrze znajdują się wielkie, sklepione, zaopatrzone w żelazne drzwi pokoje dla straży i mieszkania dla katów. W głębokich ciemnych piwnicach, gdzie podobno można jeszcze widzieć stare katowskie narzędzia, była zainstalowana ława tortur dla ciężkich przestępców. […].

Na rynku, w czasach Mehoffera, stało jeszcze kilka wyróżniających się swoją dawnością budynków, wśród nich dom Kromera. Pośrodku rynku wznosił się nowy mały ratusz, zbudowany na miejscu starego. Miał w nim swoją siedzibę magistrat miasta. W jednym z pokoi urzędu prezentowany był wielki, stary miecz katowski, stare dokumenty i akta sądowe.

Obok ratusza stała jeszcze wysoka, stara wieża, ozdobiona napisami, herbami wykutymi w kamieniu, a także zegarem. Przy małej budowli obok wyglądała jak prawdziwy olbrzym.

Zdaniem reportażysty tamtych czasów godzien uwagi był także dom Lewandowskich w pobliżu kościoła farnego, ze stojącą obok okrągłą wieżą; znajdowała się w nim miejska zbrojownia.

Na szczególną uwagę zasługiwał tamtejszy katolicki kościół farny w stylu gotyckim z XIV w., w którym warto było zobaczyć obrazy, dzieła snycerskie i nagrobki.

„Po lewej stronie wytwornie rzeźbiony w kamieniu, wielkości naturalnej wyobrażenie leżącego rycerza imieniem Becz, który podobno był rozbójnikiem. Na prawo widoczne jest alabastrowe wyobrażenie leżącego w pełnej zbroi rycerza Mikołaja Ligęzy’’ - pisał Mehoffer.

W okolicy Biecza, w części Beskidów zwanej ,,Bieszczadami” miał zamieszkiwać znany Rzymianom szczep Biesów. Z tego powodu miasto później zwane było stolicą Bieszczadów.

Andrzej Ćmiech

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.