Nikt nie idzie do escape roomu, by walczyć o życie
Zakładają ci czarny worek na głowę, gaszą światło. Adrenalina kipi - trochę się denerwujesz, chcesz wygrać. Nie boisz się, że coś się stanie - mówi doświadczony gracz escape roomów. - Dopiero po Koszalinie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę daję się zamykać w pułapce.
Na początku był zwykły tekst na ekranie monitora. Tajemnica, zagadka. Jej rozwiązanie pozwalało otworzyć wirtualny zamek. To były pierwsze tzw. escape games, gry ucieczkowe, przodkowie dzisiejszych escape roomów.
- Gra w takim pokoju zagadek to i adrenalina, i przede wszystkim świetna zabawa - mówi Łukasz Panek, fan gier w escape roomach.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.