Niezwykła wojenna historia katowickiej archikatedry

Czytaj dalej
Tomasz Borówka

Niezwykła wojenna historia katowickiej archikatedry

Tomasz Borówka

Archikatedra Chrystusa Króla jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów Katowic. Jednak mało kto wie, jakie tajemnice z lat II wojny światowej kryje ta największa w Polsce katedra. Podobnie jak i gmach kurii arcybiskupiej oraz Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne.

Najstarsze rozdziały historii archikatedry pod wezwaniem Chrystusa Króla w Katowicach są nie mniej dramatyczne niż czasy, na które przypadają. Wybuch II wojny światowej zastał wielką budowę daleką od ukończenia.

Brunatny reżim upatrywał w Kościele katolickim konkurenta w walce o umysły i sumienia niemieckiego społeczeństwa. Zaś#na terenach polskich, włączonych w 1939 r. do Rzeszy, zwłaszcza na terenie byłego województwa śląskiego, Kościół ten był uważany za ostoję polskości, a więc przeszkodę w planowanej germanizacji. Wprowadzony zakaz odprawiania mszy i innej posługi duszpasterskiej w języku polskim nie zaspokoił władz niemieckich. Polscy kapłani od początku okupacji byli narażeni na represje. Wielu zginęło w nazistowskich obozach koncentracyjnych, wielu innych zostało zmuszonych do opuszczenia Górnego Śląska. Początkowo pozostawiono w spokoju biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego, wymuszono jednak zmianę wikariusza generalnego diecezji katowickiej, którym został Niemiec - ks. Franz Strzyż.

Od początku okupacji miały też miejsce konfiskaty majątku kościelnego. Wobec takiej polityki władz nazistowskich było jasne, że wkrótce ich wzrok padnie na najważniejsze budowle kościelne w Katowicach. Już w 1939 r. rozpoczęły się szykany związane z pracami budowlanymi i wykończeniowymi przy gmachach katedry Chrystusa Króla, kurii diecezjalnej oraz seminarium duchownego. A to był dopiero początek.

W lipcu 1940 r. wikariusz generalny Strzyż otrzymał żądanie przekazania zachodniego skrzydła budynku kurii biskupiej na rzecz niemieckiej policji. O proteście nie było mowy, choć pomieszczenia miały być udostępnione na zasadzie wynajmu. W tej części gmachu mieściło się do wybuchu wojny katolickie gimnazjum im. św. Jacka. Na żądanie władz niemieckich musiało jednak zaprzestać działalności. 1 lipca 1940 r. do kurii wprowadzili się zatem nowi lokatorzy - funkcjonariusze 4. kompanii 83. batalionu policyjnego. Ale niemieccy policjanci stosunkowo nieczęsto przebywali w budynku, co wiązało się z charakterem ich pracy. 83. batalion należał bowiem do skoszarowanych oddziałów Policji Bezpieczeństwa (Schutzpolizei). Ich zadaniem były m.in. organizacja obław, pacyfikacje i egzekucje. To oni jesienią 1940 r. zostali wysłani na Żywiecczyznę, gdzie odbywała się wielka akcja wysiedleń ludności polskiej. Pomieszczenia w kurii nie stały jednak puste. Na czas nieobecności policjantów z 83. batalionu zostały czasowo przekazane sztabowi XIV Korpusu Armijnego Wehrmachtu. Organizowano tam też kursy dla policjantów. Ale choć w listopadzie 1940 r. niemiecka policja wyprowadziła się, najgorsze miało dopiero nadejść.

Gestapo wkracza do kurii

Pod koniec 1940 r. zapadła decyzja o podziale prowincji śląskiej, w składzie której znajdowały się też obszary byłego województwa śląskiego. Katowice miały stać się stolicą nowo utworzonej prowincji górnośląskiej. Spowodowało to konieczność zapewnienia pomieszczeń dla administracji nowej prowincji oraz rozbudowanych struktur partii nazistowskiej. W listopadzie 1940 r. nadburmistrz Katowic Hans Tiessler zwrócił się do wikariusza generalnego Strzyża z żądaniem przekazania miastu gmachu kurii oraz niewykończonego seminarium duchownego. Swą „prośbę” motywował dotkliwym brakiem pomieszczeń biurowych i mieszkalnych w Katowicach. Spotkał się ze zdecydowaną odmową władz kościelnych. Utworzenie prowincji górnośląskiej na początku 1941 r. skłoniło jednak Niemców do bardziej dynamicznych działań. 28 lutego 1941 r. do gmachu kurii wkroczyli funkcjonariusze Gestapo. Skonfiskowali budynek kurii oraz pomieszczenia parafialne katedry. Gestapowcy przynieśli też ze sobą listę zawierającą nazwiska 13 kapłanów, którzy mieli być wygnani do Generalnego Gubernatorstwa. Wśród nich znalazł się biskup katowicki Stanisław Adamski - obecność polskiego biskupa w stolicy nowej niemieckiej prowincji była z pewnością dla nazistów nieznośna.

Skonfiskowany gmach kurii przeznaczono na siedzibę Krajowego Urzędu Pracy (Landesarbeitsamt) - instytucji odpowiedzialnej m.in. za kierowanie Polaków do pracy przymusowej w Rzeszy. W budynku mieściły się też biura Urzędu Opieki Społecznej (Versorgungsamt), wypłacającego zapomogi rodzinom żołnierzy Wehrmachtu.
Nieco inaczej potoczyły się losy znajdującego się w 1939 r. w surowym stanie budynku seminarium duchownego, który już od pierwszych miesięcy okupacji budził zainteresowanie Niemców. Władze kurii katowickiej spodziewały się konfiskaty. Jeszcze w 1940 r. przedsięwzięły zatem kroki mające temu zapobiec. Rozwiązaniem okazało się wydzierżawienie budynku Wehrmachtowi na 10 lat. W listopadzie 1940 r. podpisano stosowną umowę z władzami wojskowymi. Doszło przy tym do kuriozalnej sytuacji, gdy pod budynkiem wystawiono posterunek złożony z niemieckich żołnierzy, mających go bronić przed konfiskatą przez niemieckich urzędników i funkcjonariuszy NSDAP. Do końca wojny mieściły się tam biura wojskowej Inspekcji Zbrojeniowej. Jego wnętrza zostały ukończone na zlecenie wojska, zapłaciła jednak za to kuria. I choć został przemianowany na „Dom Wehrmachtu” (Haus der Wehrmacht - ślady tego napisu dziś są widoczne na północnej ścianie budynku), to formalnie pozostał własnością kościelną.

Schron pod kaplicą św. Barbary

Na wiosnę 1944 r. nieukończoną katedrą zainteresowała się służba bezpieczeństwa SS - Sicherheitsdienst (SD). Masywne fundamenty katedry esesmani upatrzyli sobie jako doskonałą, bezpieczną skrytkę dla swoich archiwów. Piwnice budynku, w którym rezydowało katowickie Gestapo, przy ulicy Powstańców (wówczas: Strasse der SA) 49, pomimo wzmocnienia były jednak tylko zwykłymi piwnicami. Podobnie było w przypadku dwóch willi przy ulicy Kościuszki (Höferstrasse) 65 i 67, gdzie rezydowała Sicherheitsdienst, a także jej późniejszej siedziby przy Powstańców 11. Miejsca te nie oferowały należytego schronienia dla rozrastających się archiwów SD.
Niemiecki porządek wymagał, by nawet tak groźna i wpływowa organizacja, jaką była SD, zwróciła się z prośbą o zgodę na planowaną inwestycję w fundamentach katedry. Musiała również przedstawić projekt i kosztorys, wystąpić o przydział materiałów budowlanych oraz siły roboczej. Cała ta dokumentacja przetrwała do dziś. Odnaleźliśmy ją w zasobach Archiwum Państwowego w Katowicach.

Na schron wytypowano część fundamentów katedry, położoną pod dzisiejszą kaplicą świętej Barbary, czyli północno-wschodni narożnik głównej bryły budynku. Projekt przewidywał odseparowanie tej części obiektu przy pomocy masywnych, ceglanych ścian, mających zabezpieczyć wnętrze przed temperaturą i podmuchem od pobliskiego wybuchu bomby. Północne wejście stanowiło zarazem śluzę przeciwgazową, wyposażoną w dwie pary hermetycznych i ognioodpornych drzwi. Drugiego wejścia - bo każdy większy schron obowiązkowo musiał takowe posiadać - nie zaopatrzono w śluzę. Blisko z niego było do prowizorycznego wyjścia z fundamentów. Jego zamurowany wylot dziś znajduje się pod schodami od strony ulicy Plebiscytowej. Ale od wewnątrz miejsce, w którym wchodziło się do środka w czasie wojny, wciąż jest doskonale rozpoznawalne.

Podobnie jak i istniejące do tej pory niemieckie przeróbki, za sprawą których w części fundamentów urządzono przeciwlotniczy schron. Podczas wizji lokalnej w fundamentach katedry, jaka była możliwa dzięki uprzejmości proboszcza Łukasza Gawła oraz z pomocą kościelnego Michała Bartlika, który był naszym przewodnikiem, bez trudu odnajdywaliśmy miejsca oznaczone na niemieckich planach przebudowy. Ochronne ceglane mury stoją w najlepsze. Załamany korytarzyk śluzy istnieje nadal, choć raczej mało kto domyśla się, jaką ongiś pełnił rolę. Gazoszczelne drzwi dawno wprawdzie zniknęły, ale zachowały się masywne zawiasy, na których były osadzone.

Także w podziemiach kurii istnieją do dziś ślady po schronach przeciwlotniczych, stworzonych z myślą o pracownikach mieszczących się w budynku urzędów. Znajdziemy tam m.in. hermetyczne, gazo- i ognioszczelne drzwi oraz zamurowaną już futrynę kolejnych. Pomieszczenia, gdzie mieściły się główne schrony, nie są obecnie dostępne, gdyż trwa w nich remont.

Zachowały się też plany schronów przeciwlotniczych, które miały zostać zbudowane wokół „Haus der Wehrmacht”. Były to bunkry obserwacyjne - niewielkie, mające pomieścić tylko jednego człowieka, za to zaopatrzone w pancerną kopułę. Zaplanowano trzy takie obiekty, powstał przynajmniej jeden z nich.

Czy archiwum SD naprawdę trafiło do skrytki w fundamentach katedry? Tak! I przetrwało wojnę. A co stało się z nim później - to już temat na inną opowieść.

Tomasz Borówka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.