Majka Lisińska-Kozioł

Nie planuj dalej niż do końca dnia. Liczy się tylko dziś

Radek, Antoś, Jadzia, Krzyś, Marta oraz ich przyjaciele celebrują dobre chwile i cieszą się życiem, wiedzą, jakie jest kruche Fot. Fot. archiwum rodzinne Radek, Antoś, Jadzia, Krzyś, Marta oraz ich przyjaciele celebrują dobre chwile i cieszą się życiem, wiedzą, jakie jest kruche
Majka Lisińska-Kozioł

Antoś szepcze do taty: Uwielbiam cię, wiesz? Takie słowa topią serce dorosłego faceta.

W kawiarni jest głośno. Zwłaszcza gdy obsługa włącza ciśnieniowy ekspres do kawy. Mimo to, Marta i rodzice Antosia mówią i mówią. Jakby nie słyszeli hałasu. Opowiadają, jak walczy się o życie.

Najpierw Marta; atrakcyjna, elegancka, w niebieskiej sukience. - Zawsze dbałam o swoje zdrowie. Dobrze się odżywiałam; warzywa, owoce, witaminy były na porządku dziennym. No i obowiązkowo badania kontrolne.

W 2014 roku jak zwykle oddała krew do analizy. Czuła się dobrze i nawet nie pomyślała o tym, że śmiertelna choroba przypuściła atak. Zdziwiła się, że wyniki były złe. Ale naprawdę przeraziła się dopiero w szpitalu, gdy usłyszała, że jest problem ze szpikiem.

- Moja starsza córka była wtedy w pierwszej klasie. Musiałam ją jakoś przygotować. Odpowiedzieć na pytania. Nie przestraszyć. Zadzwoniłam nawet do wychowawczyni, żeby otoczyła Hanię troskliwą opieką, bo mam problem zdrowotny i trochę potrwa zanim dojdę do siebie - opowiada Marta. - Młodsza, trzyletnia Alicja nie bardzo rozumiała, co się dzieje. Marta przeciwnie; wiedziała, co jej grozi, choć lekarz powiedział, że dziś białaczkę się leczy, i że ma duże szanse na to, by odzyskać zdrowie. Nie od razu uwierzyła.

Gdy wybrzmi diagnoza, trzeba pozwolić choremu odreagować; wziąć za rękę, zrobić herbatę, wysłuchać. A potem pomóc uporządkować emocje. Z czasem taka osoba zaczyna rozumieć, że ma potencjał energii, tylko musi znaleźć sposób, żeby go uruchomić. Pomocna jest rodzina i ludzie, którzy dają świadectwo, że białaczkę można pokonać. Tacy jak Ula Smok, kobieta po przeszczepie, założycielka fundacji „Podaruj życie”.

- Bałam się i chyba z tego strachu pytałam sama siebie, dlaczego mnie to spotkało? - opowiada Marta. - A właściwie dlaczego nie? - szeptał jakiś głos w duszy. Jesteś lepsza od innych?

Szybko przestała pytać. Nie chciała tracić energii. Wolała skoncentrować się na leczeniu.

Mobilizację utrudniała świadomość, że dzieci potrzebują mamy. Mówi: - Z jednej strony wiedziałam, że może nie zobaczę, jak moje córki dorastają, jak zdają maturę, zakochują się, a z drugiej powtarzałam, że teraz muszę walczyć o siebie, żeby ten czarny scenariusz się nie spełnił. Pilnowałam, żeby się nie rozczulać, bo przez łzy traciłam werwę. Gdy już byłam w szpitalu, rozmawiałam z córkami tylko przez telefon i nie używałam skyp’a. Gdybym je zobaczyła, na pewno bym się rozkleiła.

Czytaj więcej:

  • Na czym polega białaczka?
  • Jak Marta walczyła ze swoją chorobą?
  • Jak długo Gosia i Radek musieli czekać na przeszczep dla swojego synka?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Majka Lisińska-Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.