Mularczyk-Meyer: Nie musimy ganiać jak chomiki w klatce

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Karolina Gawlik

Mularczyk-Meyer: Nie musimy ganiać jak chomiki w klatce

Karolina Gawlik

Jesteśmy zmęczeni konsumpcjonizmem. Bo do czego się sprowadza? Do tego, że trzeba dłużej pracować, żeby więcej zarabiać i wydawać - mówi Anna Mularczyk-Meyer, pierwsza blogerka w Polsce, która zajęła się tematyką minimalizmu.

W ilu walizkach zmieściłaby pani swoje rzeczy?

Nie mam ambicji, żeby redukować swoje rzeczy do 50 przedmiotów, jak radził minimalista Leo Babauta. Natomiast w trakcie kręcenia materiału wideo o swojej szafie odkryłam, że liczba moich ubrań idealnie pasuje do założeń tzw. szafy kapsułkowej. Trzydzieści parę sztuk na sezon, poniżej setki na cały rok.

Czym jest minimalizm?

Dla mnie minimalizm to sztuka upraszczania życia przez odejmowanie. To nie znaczy, że nigdy nie dodajemy, ale w pierwszej kolejności zastanawiamy się, co ująć. Minimalista najpierw zadaje sobie pytanie, z czego zrezygnować, żeby zrobić miejsce na rzeczy ważne. Tak jak ze świętami: rezygnuję z wielu przygotowań przyjętych tradycją i kulturą po coś. Nie tylko po to, żeby robić mało, lecz przede wszystkim, żeby odpocząć, spędzić więcej czasu z bliskimi i mieć dobre wspomnienia. Nie zapędzać się.

Nasze zapędzenie objawia się w różnych dziedzinach życia. O czym to świadczy?

Coraz więcej osób przyznaje na przykład, że chce podchodzić inaczej do świąt, a to świadczy o zmęczeniu konsumpcjonizmem. Bo do czego się to sprowadza? Do tego, że ciągle trzeba dłużej pracować, żeby więcej zarabiać i wydawać. Widząc, ile opcji daje współczesny świat przy użyciu pieniędzy, trudno jest sobie ich odmawiać, ale w końcu przychodzi pytanie, w którym momencie się zatrzymać. Często słyszę w rozmowach, że rok pomiędzy jednymi a drugimi świętami mija jak pięć minut. Dopiero święta stanowią moment, w którym człowiek zastanawia się, co się wydarzyło w międzyczasie, ale nie bardzo wie, kiedy to wszystko nastąpiło.

To wiele pokazuje.

Prawda? Żyjemy szybko i intensywnie, bo wydaje się, że to normalne i pożądane. Mamy możliwości, korzystamy z nich, ale wielu z nas nie potrafi sobie powiedzieć stop, gdy zaczyna brakować czasu na rzeczy ważne. Też znalazłam się w momencie, w którym nie zdawałam sobie sprawy, że się zagalopowałam.

Kiedy u pani pojawił się ten moment?

Wyszłam ze skromnego materialnie domu, a po studiach długo nie miałam stałej pracy. Kiedy wreszcie dostałam etat w moim zawodzie tłumacza, poczułam się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Zaczęłam intensywnie korzystać z tego, że mogę kupować wiele rzeczy - tym bardziej że urządzaliśmy wtedy mieszkanie. Coraz większe potrzeby oznaczały coraz więcej pracy, żeby na nie zarobić. W szybkim czasie mieszkanie zapełniło się do bólu. Coś zaczęło mi przeszkadzać. Dużo pracy i stresu, mało czasu i snu, życie od pensji do pensji doprowadziły do frustracji. Jednak nie widziałam przyczyn tego stanu, myślałam nawet, że ze mną jest coś nie tak, bo nie umiem gospodarować czasem i zapanować nad własnymi rzeczami. A jeszcze wtedy lubiłam oglądać obyczajowe seriale, które pokazują ładne i wygodne życie pełne ubrań, estetycznych przedmiotów. Bezmyślnie kopiowałam te wzorce.

Czytaj więcej:

  • Mniej znaczy więcej i dzięki temu żyje się lepiej - mówią minimaliści. Jak to działa?
  • W jaki sposób można uprościć swoje życie?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Karolina Gawlik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.