Mój syn nigdy nie zarżnął kury. Wyznania ojca Roberta J., który miał zabić studentkę i zdjąć z niej skórę

Czytaj dalej
Fot. Fot. Anna Kaczmarz
Artur Drożdżak

Mój syn nigdy nie zarżnął kury. Wyznania ojca Roberta J., który miał zabić studentkę i zdjąć z niej skórę

Artur Drożdżak

Przed 19 laty, w styczniu, z Wisły w Krakowie, wyłowiono fragmenty ciała młodej kobiety. Tak zaczęło się jedno z najtrudniejszych śledztw w historii polskiej kryminalistyki. Blisko cztery miesiące temu aresztowano podejrzewanego o zbrodnię Roberta J. Rozmawiamy z jego ojcem Józefem.

Widział się pan z synem w więzieniu?

Prokurator nie zgadza się na jego kontakt z rodzicami.

Widzę, że ma pan listy od syna.

Nieliczne, większości prokuratura nie przekazała ich adresatom, czyli nam, rodzicom. To samo stało się, kiedy ja wysłałem list do Roberta. Został zatrzymany i dołączony do akt sprawy.

O czym pisze syn?

O Bogu, o krzywdzie, która go spotkała, o krzywdzie, która i nas spotkała, a zdaje sobie sprawę, że mamy my, rodzice, 72 i 75 lat. Prosił w liście o książeczkę do modlitwy i o różaniec.

To prawda, że w poszukiwaniu śladów zbrodni przenicowano nawet mieszkanie pana byłej żony?

Tak. Dziury w ścianach, w podłodze, pozrywano kafelki. Mieszkanie zostało doprowadzone do użytku, dokonano remontu, choć wiele rzeczy zostało zniszczonych, pogubiono kilka kluczy i trzeba było dorobić na własny koszt nowe. Większość rzeczy zabrano w depozyt. Nie sporządzono spisu zabranych rzeczy i nie mamy potwierdzenia ich zabrania.

Jaki syn ma charakter?

Odstawał od reszty, żył w swoim wyimaginowanym świecie. Nie kumplował się z nikim, nie bardzo odnajdywał się w zespole ludzkim. To introwertyk, nie bardzo dzielący się tym, co w danej chwili myśli. Z drugiej strony bardzo dokładny, uczynny, urodzony społecznik, zawsze spieszący drugiemu z pomocą. Naprawiał schody, pomagał ludziom wnieść ciężkie siatki na piętra, z szacunkiem odnosił się tak do świąt narodowych, jak i kościelnych. Pobożny aż do przesady. Nie pali, nie pije, nigdy nie zażywał narkotyków. Jest punktualny i słowny.

Z dalszej części tekstu dowiesz się:

  • o kobietach w życiu Roberta J.
  • o tym czy jego ojciec rozmawiał z nim o zbrodni
  • o treści listów jakie Robert J. wysyłał do rodziców z aresztu

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Artur Drożdżak

Dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi i prawnymi specjalizujący się w zagadnieniach karnych. Częsty uczestnik rozpraw w sądach na terenie całej Małopolski, głównie w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu. Były wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Pedagogicznym i Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II

Komentarze

1
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

seba_seba

Trudno uwierzyć, że podejrzany nie znał Katarzyny Z. rzadko się zdarza aby ktoś odwiedzał grób nieznanej mu osoby. Jeśli robił to z powodu zainteresowania sprawą to pojawia się pytanie - skąd u niego takie zainteresowanie zabójstwem obcej dziewczyny. Można też zapytać czy również inne obce osoby odwiedzały cmentarz. Nie dziwi jednak, że nie przyznaje się do tej znajomości, nawet jeśli nie ma nic na sumieniu. Któż na jego miejscu by się przyznał? Tak, czy inaczej koncepcja R. jako jedynego sprawcy ma zbyt wiele luk. Nie można wykluczyć jego związku ze sprawą, ale albo kogoś kryje, albo nie wie kto stoi za tym morderstwem, pomimo że był jakoś wplątany w ciąg zdarzeń.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.