Mój pierwszy raz na juwenaliach
Byłem wczoraj na Juwenaliach po raz pierwszy w życiu. Na półce trzymam siedem różnych indeksów i miałem prawo w pełni przeżywać studenckie święto kilkanaście lat z rzędu, jednak dopiero wczoraj miałem okazję zatrzymać się i przyglądnąć, a nie tylko spojrzeć przez ramię. Jestem wiecznym studentem.
Może właśnie dlatego nigdy nie czułem potrzeby intensywnego uczestnictwa w tych gusłach, że to niby tu i teraz tylko młodość, że trzeba z niej brać ile się da, bo zaraz będzie praca, rodzina, i brak głupoty. Rok do roku, przechodząc jak zwykle przez Rynek mijałem pomazane flamastrami studentki w prześcieradłach i myślałem wyłącznie o tym, że mi ich żal.
Studia, które podejmowałem były w ramach uniwersytetów zadufanych w sobie.
Każda uczelnia siebie kocha, ale moje kochały się same jakby bardziej. Uniwersytet Jagielloński rzadziej więc juwenaliował niż np. AGH czy Politechnika, bo na UJ premiowano wszystko, co niebanalne i na przekór. Nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś na UJ-cie w dobrym tonie było dla zasady kontestować wszystko, za czym opowiadała się większość, a więc również olać Juwenalia.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.