Minister szuka sodomitów, a prąd denny zbiera żniwo
W skrzynce z pocztą znalazłem wczoraj mail zaadresowany do różnych redakcji. Nadawca apelował, żeby wziąć w obronę ministra obrony Mariusza Błaszczaka, który padł ofiarą nagonki, bo homoseksualistów określił w telewizji mianem sodomitów. Siły lewicowo-liberalne w zmasowanym ataku potępiły ministra za użycie takiego określenia, wytykając mu, że używa słowa, którego znaczenia nie rozumie, że używa mowy nienawiści, że powinien się wstydzić i przeprosić, bo takie zachowanie w Rosji może ujdzie, ale na Zachodzie nie przystoi.
Zacząłem sprawdzać, jak to jest z tą sodomią. Owszem, tradycja wiąże z nią homoseksualizm, ale tradycja jest obszarem ogromnym, na którym można znaleźć wszystko. Nawet komentarze Ojców Kościoła wyjaśniające, że mieszkańców Sodomy Pan Bóg pokarał za to, że grzeszyli lenistwem, obżarstwem i niegościnnością. Katechizm Kościoła Katolickiego wspomina grzech sodomitów, ale nie zagłębia się w szczegóły. Słownik Języka Polskiego PWN mówi, że sodomia to zboczenie polegające na uprawianiu stosunków płciowych ze zwierzętami. Angielski słownik Cambridge Dictionary lapidarnie tłumaczy, że to akt seksualny polegający na wsadzaniu penisa w anus. I tyle.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.