Toruńscy żużlowcy niejeden raz walczyli o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Toruńscy żużlowcy niejeden raz walczyli o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Za każdym razem skutecznie. Tak było i w tym roku, aczkolwiek styl, w jakim to zrobiono, był najgorszy w historii. Mieliśmy sporo pecha związanego z kontuzjami czołowych zawodników, ale nie zapominajmy, że towarzyszyło nam też szczęście. I jeśli ktoś twierdzi, że dopingowa wpadka Grigorija Łaguty żadnym szczęściem nie jest, bo prawdopodobnie był to efekt świadomego postępowania (lub głupoty, jak kto woli) samego zawodnika, to jestem w stanie z nim się zgodzić. Ale już na przykład mecz z ROW-em Rybnik wygraliśmy u siebie wysoko (53:37) szczęśliwie, bo kontuzjowany był Fredrik Lindgren. I o właśnie to spotkanie dało nam bezcenny punkt bonusowy, który przesądził o tym, że to ROW po odjęciu punktów zajął ostatnie miejsce w tabeli. Albo taki mecz w Grudziądzu. Jak byłoby, gdyby padający deszcz nie zmienił diametralnie nawierzchni toru, a do tego nie wywrócił się Rafał Okoniewski? Byłaby wygrana?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.