Mieszkają w centrum Bydgoszczy pod starą jabłonią, bo nie chcą inaczej
Każdego dnia do dyżurnego Straży Miejskiej w Bydgoszczy dociera średnio 8 wezwań. Zgłoszenia dotyczą bezdomnych, koczujących na ulicach.
Środek miasta, tory tramwajowe, jedna z głównych ulic. Stara kamienica, „przyklejona” do niej kępa krzaków, stara jabłoń obsypana owocami. W gąszczu namioty, styropian, jakiś budynek gospodarczy. Nagle zaczyna padać. W namiotach cisza, przez otwarte drzwi widać koce, kontury leżących ludzi. Jakiś mężczyzna chroni się pod jabłonią, zaczyna coś jeść. Ledwie trzyma się na nogach. Smród, który wydobywa się z krzaków staje się coraz mniej wyczuwalny. Deszcz powoli zmienia odór w zapach wody z jeziora…
- W kwietniu, to małżeństwo musiało opuścić mieszkanie w kamienicy - mówi pani Ewa, która mieszka w pobliżu koczowiska. - Wyeksmitowano ich, bo nie płacili za czynsz i media. Oni postanowili tu zostać i urządzili koczowisko.
- Nie wyrażają zgody na to, by pójść do schroniska – tłumaczy pani Ewa. - Mówią, że się kochają i chcą być razem. Przypuszczam, że są chorzy.
Pani Ewa twierdzi, że sąsiedzi starają się pomagać ludziom, którzy mieszkają pod ich oknami.
w dalszej części artykułu:
- Dlaczego małżeństwo koczujące przy kamienicy nie chce dachu nad głową w schronisku?
- Jak to się stało, że wylądowali na bruku?
- Czy problem bezdomności w Bydgoszczy jest duży?
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.