Małgorzata Oberlan

Matka kontra lekarze: Przez was cierpi mój syn!

Aneta Rolińska, mama chorego Łukasza, rozpoczęła batalię sądową. Za chorobę syna obwinia zaniedbania lekarzy Fot. Grzegorz Olkowski Aneta Rolińska, mama chorego Łukasza, rozpoczęła batalię sądową. Za chorobę syna obwinia zaniedbania lekarzy
Małgorzata Oberlan

Aneta Rolińska samotnie wychowuje 17-letniego Łukasza, cierpiącego na autyzm. Jest przekonana, że to niedotlenienie przy porodzie spowodowało chorobę. Dlatego w sądzie domaga się 813 tys. zł odszkodowania, głównie od Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Lecznica i biegły powołany przez sąd zarzuty zdecydowanie odpierają.

Czekała na swego pierworodnego z radością. Ciąża przebiegała prawidłowo, a przynajmniej nikt nie sygnalizował jej niczego złego. Termin porodu wyznaczono na 9. listopada 1999 roku. Jednak już 1. listopada, ok. godz. 2 w nocy, odeszły jej wody. Dokładnie o 2.35 została przyjęta w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu ze wstępnym rozpoznaniem: „ciąża pierwsza, 39. tydzień, przedwczesne odpływanie płynu owodniowego”. Skurczów jeszcze nie było. Serce dziecka biło w tempie 140 uderzeń na minutę.

Matka: Tak, winię lekarzy

W opisie przebiegu porodu jest informacja, że w pewnym momencie tętno płodu zwolniło do 70 uderzeń na minutę (potwierdza to zapis KTG). O godz. 14.30 starszy lekarz dyżuru zdecydował o cesarskim cięciu. O godz. 15.20 pani Aneta urodziła „syna żywego, niedonoszonego, o wadze 2210 gramów, 9 punktów w skali APGAR, wydobytego za pośladki” (cytat z dokumentacji).

- Opuszczałam szpital z rzekomo zdrowym synem i skierowaniem na konsultację do Poradni Patologii Noworodka z powodu niskiej wagi pourodzeniowej noworodka - wspomina pani Aneta. - Po upływie około półtora roku dziecko zaczęło wykazywać cechy opóźnienia psychoruchowego, a później okazało się, że jest upośledzone umysłowo, ma zaburzenia mowy, opóźniony rozwój kostny i związane z tym problemy natury ortopedycznej . Cierpi ponadto na autyzm i epilepsję.

Jak twierdzi matka, przyczyny tych schorzeń do 2014 roku były jej nieznane. - Ale po wykonaniu wszystkich możliwych badań diagnostycznych (w tym genetycznych) okazało się, że zaburzenia rozwoju mogą mieć związek z przebiegiem ciąży i porodem - mówi.

Lista zarzutów Anety Rolińskiej pod adresem lekarzy jest długa. Kluczowe dotyczą jednak zwłoki przy wykonaniu cesarskiego cięcia, mimo informacji o hipotrofii płodu (zbyt niska waga w stosunku do tygodnia ciąży), jego miednicowym położeniu u pierwiastki, u której przedwcześnie odpłynęły wody, oraz o niedojrzałości łożyska. Nie mniej istotne są zarzuty pani Anety dotyczące tego, co wydarzyło się zaraz po porodzie. Dziecko dostało 9 punktów w skali APGAR, choć oceny nie przeprowadzano w obecności matki.

- Po latach ze szpitalnego archiwum uzyskałam dokumentację, z której wynika, że w trakcie porodu doszło do powikłań, a dziecko było leczone środkami farmakologicznymi, takimi jak Dicynon, Mandol i Diflucan z nieznanych mi powodów. Poczułam się oszukana, bo zapisy w kartach szpitalnych różniły się od informacji, które lekarze podali przy wypisie. Uniemożliwili tym samym położnej i lekarzowi POZ, przejmującym opiekę nad niemowlęciem, właściwe rozpoznanie, leczenie i rehabilitację mojego syna - zarzuca Aneta Rolińska.

Szpital: Brak związku

W grudniu 2015 roku pani Aneta sprawę skierowała do I Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Toruniu. W imieniu syna domaga się 500 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę, 313 tys. zł odszkodowania oraz comiesięcznej renty w wysokości 5,2 tys. zł. Od kogo? Solidarnie od szpitala oraz organu prowadzącego nieistniejącą już przychodnię zdrowia, w której prowadzono jej ciążę.

Skierowanie sprawy do sądu poprzedziła próba negocjacji z lecznicą. Wojewódzki Szpital Zespolony w Toruniu od początku jednak zgłoszone roszczenia pani Anety uznaje za bezzasadne.

- Analiza dokumentacji medycznej nie potwierdziła istnienia związku przyczynowego pomiędzy działaniem personelu szpitala a stanem zdrowia małoletniego. Nie potwierdzono też istnienia w trakcie porodu bezwzględnych przesłanek do wcześniejszej, niż to miało miejsce, interwencji drogą cesarskiego cięcia - piszą prawnicy reprezentujący szpital.

Podobnie jak w innych szpitalach, i w naszym zdarzają się przypadki matek (czy rodziców), zarzucających błędy przy porodzie. To niezwykle delikatne sprawy. Opisywanej historii nie chcemy dodatkowo komentować. Pozostańmy przy stanowisku w odpowiedzi na pozew.
Dr Janusz Mielcarek, rzecznik WSZ w Toruniu

I dodają, że pozew zawiera szereg nieścisłości w relacji do dokumentacji medycznej. Do tego - błędem jest powoływanie się na standardy opieki prenatalnej wprowadzone w 2012 roku. A analiza dokumentacji z pobytu na oddziale noworodków nie wskazuje na żadne nieprawidłowości.

- Interpretacje, których dokonuje Pan (pełnomocnik matki - przyp. red.) przypisując określonym czynnościom lekarskim sens i powody, których one nie miały, nie stanowią potwierdzenia roszczeń, a mają charakter pozbawionej podstaw merytorycznych polemiki z działaniami lekarzy - kończą prawnicy szpitala.

Takie też stanowisko szpital prezentuje w procesie sądowym. Choć, rzecz jasna, na sali sądowej rozważane są już medyczne konkrety.

Biegły pierwszy: Ważna ciąża

Sytuację, jak dotąd, opiniowali dwaj biegli. Jeden pozaprocesowo, na zlecenie pani Anety. Drugi - procesowo, będąc powołanym przez sąd. Zacznijmy od pierwszej, tzw. prywatnej opinii.

Doktor Ryszard Frankowicz, specjalista położnictwa i chorób kobiecych z Tarnowa, zwraca uwagę, że w toruńskim szpitalu podczas badania USG „nie rozważono, że hipotrofia płodu może być obok położenia podłużnego pośladkowego wskazaniem do rozwiązania ciąży na drodze operacyjnej”. Dalej - nie opisano później noworodka jako dotkniętego ową hipotrofią (symbol IUGR). Tymczasem, jak stwierdza lekarz, badania wykazały, że niemowlęta z IUGR mogą w przyszłości wykazywać różne zaburzenia: od niewielkich kłopotów w uczeniu się aż do porażenia mózgowego.

Doktor Ryszard Frankowicz stwierdza jednak, że wykryta u syna pani Anety encefalopatia wrodzona (uszkodzenie mózgu) pochodzi z okresu rozwoju ciąży. Zwraca uwagę, że wyniki badań genetycznych wykluczyły pochodzenie genetyczne. I opinię swoją kończy jasnym stwierdzeniem: związek przyczynowy jest między opieką lekarską w trakcie ciąży i stanem dziecka, a nie między okolicznościami porodu w szpitalu.

Biegły drugi: Winne są geny

Przejdźmy do opinii przygotowanej na zlecenie sądu. Jej autorem jest dr Piotr Kwieciński, specjalista ginekologii i położnictwa. Nie dopatruje się on żadnych zaniedbań ani przy prowadzeniu ciąży pani Anety, ani w trakcie porodu, ani też zaraz po nim. Ciąża, jego zdaniem, prowadzona była prawidłowo. Wad płodu „nie wykryłyby w jej trakcie żadne badania nawet dzisiaj”. W lecznicy przed porodem, w jego trakcie i po „wszystkie czynności wykonano prawidłowo”.

Dr Kwieciński zaznacza, że, owszem, w trakcie porodu doszło do zwolnienia akcji serca dziecka do 70 uderzeń na minutę, co „mogło być objawem niedotlenienia” i „postępującej zamartwicy”. Ale personel zareagował prawidłowo: poród zakończył cesarskim cięciem. - Okazało się, że noworodek jest w optymalnym stanie klinicznym, bez cech niedotlenienia - opisuje.

Tę opinię też kończy jasne stwierdzenie. „Za problemy zdrowotne Łukasza R. odpowiedzialna jest aberracja chromosomowa (delecja)” - podsumowuje lekarz, przytaczając wyniki badań genetycznych wykonanych w 2012 roku. W nich rzeczywiście mowa jest wykrytej delecji.

Sprawa sądowa jest w toku i wszystko jeszcze może się wydarzyć. Co zrozumiałe, pani Aneta nie akceptuje procesowej opinii biegłego i będzie starała się ją podważyć. Z jakim skutkiem, czas pokaże.

Przybywa wyroków za błędy

W całej Polsce przybywa pozwów za błędy przy porodzie, a także korzystnych dla pokrzywdzonych wyroków i wypłat. W skrócie media donoszą o tym, że „płacą szpitale”. Oczywiście, najczęściej wypłat dokonują ich ubezpieczyciele. Oto przykłady.

Aneta Rolińska, mama chorego Łukasza, rozpoczęła batalię sądową. Za chorobę syna obwinia zaniedbania lekarzy
123RF Synek pani Anety przyszedł na świat 1 listopada 1999 roku. W skali APGAR dostał 9 na 10 punktów. Matka i reprezentujący ją prawnicy podnoszą dziś, że tej oceny nie dokonano prawidłowo

Kwiecień 2017 roku - 800 tys. zł zapłacił szpital w Piotrkowie za błąd lekarski sprzed 9 lat. Sąd orzekł też wypłatę 4,8 tys. zł miesięcznej renty i 172 tys. zł zaległej renty. Sprawa dotyczyła porodu 9-letniej dziś Amelki, która cierpi na porażenie mózgowe i padaczkę.

Sam poród w pierwszych fazach, jak stwierdził sąd, przebiegał prawidłowo. Błędem było jednak zaniechanie w ostatniej fazie akcji monitorowania stanu dziecka. „Prawidłowe monitorowanie ujawniłoby objawy wskazujące na możliwość procesu niedotlenienia wewnątrzmacicznego, a taka sytuacja stwarzałaby prawdopodobieństwo podjęcia przez lekarzy adekwatnych do sytuacji działań medycznych” - ustalił Sąd Okręgowy w Piotrkowie.

Czerwiec 2016 roku - 800 tys. zł zadośćuczynienia plus odsetki od 2009 roku, a do tego 7 tys. zł dożywotniej renty. Tyle zapłacił szpital miejski w Elblągu za błąd w sztuce lekarskiej. Sprawa dotyczyła porodu z 2006 roku. Z uzasadnienia prawomocnego wyroku sądowego wynika, że 11 lat temu lekarze z oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala przy ul. Żeromskiego zbyt późno odebrali poród, co skutkowało narodzinami niepełnosprawnego dziecka.

Listopad 2011 roku - 500 tys. zł, 2,5 tys. miesięcznej renty nakazał szpitalowi w Golubiu-Dobrzyniu zapłacić 9-letniemu wówczas Jakubowi sąd apelacyjny w Gdańsku. W trakcie śledztwa ustalono, że lekarze zlekceważyli pacjentkę, która wyczuwała słabsze ruchy płodu. Nie wykonano tzw. testu stresowego. W trakcie porodu okazało się, że chłopiec jest owinięty pępowiną, przez co doszło do niedotlenienia. Chłopiec jest niepełnosprawny. Sądowa batalia trwała trzy lata. Wyrok sądu w Gdańsku był ostatecznym.

Dlaczego matka walczy o 813 tysięcy złotych?

Oto jak Aneta Rolińska uzasadnia wysokość swoich roszczeń finansowych, których dochodzi w sądzie.

- Wystąpiłam z pozwem o świadczenie na rzecz syna, bo wychowuję go samotnie i nie jestem w stanie realizować wszystkich potrzeb w zakresie rehabilitacji na własną rękę. Miesięczny koszt, przy realizacji zaleceń specjalistów, wynosi około 5000 zł. Według lekarza psychiatry konieczne jest, by chłopiec korzystał w wymiarze 12 godzin tygodniowo z pomocy logopedy, pedagoga specjalnego i fizjoterapeuty. Aktualnie realizuje tylko 6 godzin tygodniowo. Koszty rehabilitacji i leczenia nie pozwalają nam na więcej - opisuje matka.

- Mój Łukasz, ten grzeczny chłopiec o przemiłym usposobieniu, niedługo stanie się dorosłym mężczyzną, który z przyczyn wykluczenia społecznego nie będzie mógł żyć tak jak inni. Co najgorsze, potrzebując codziennego wsparcia ze strony innych osób, nie będzie mógł założyć własnej rodziny, a jego możliwości egzystencjalne będą wyznaczane każdorazowo przez granice wysokości renty socjalnej, oscylującej wokół kwoty kilkuset złotych miesięcznie. I to będzie jego największy dramat - podkreśla Aneta Rolińska.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.