
Mam tę „przyjemność” (od kilku tygodni wątpliwą, cudzysłów nie jest przypadkowy) jeździć białostocką komunikacją miejską. A konkretnie linią, która łączy olbrzymie osiedle TBS-y z centrum miasta.
Jak olbrzymie osiedle, to i wielu pasażerów. Tak wielu, że w godzinach szczytu wszystkie miejsca siedzące są zajęte już na drugim przystanku. Ale nie bądźmy drobiazgowi, są jeszcze miejsce stojące. Są jednak dni, gdy znalezienie nawet miejsca stojącego w przegubowym autobusie graniczy z cudem. W dodatku podróż do centrum trwa prawie pół godziny.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.