Maria Rotkiel: Funkcjonujemy w rzeczywistości, do której nasz układ nerwowy nie jest dostosowany

Czytaj dalej
Dorota Kowalska

Maria Rotkiel: Funkcjonujemy w rzeczywistości, do której nasz układ nerwowy nie jest dostosowany

Dorota Kowalska

- Dzisiaj nie jesteśmy w stanie przerobić ilości bodźców, które do nas docierają. To tak duże obciążenie, że jednym z jego skutków są zaburzenia nastroju, czyli stany lękowe i depresja, a najczęściej depresja ze stanami lękowymi. I nie będzie lepiej, depresja już dzisiaj jest jednym z największych problemów cywilizacyjnych - mówi Maria Rotkiel, psycholog

Wielu ekspertów, także tych z WHO, uważa, że wkrótce depresja będzie najpoważniejszym problemem społecznym na świecie. Pani się z tą diagnozą zgadza?

Już jest! Tak naprawdę ilość postawionych diagnoz dotyczących depresji, ilość prób samobójczych, ilość śmierci wskutek samobójstwa - systematycznie wzrastają. To zjawisko tak eskaluje, że można już uznać, iż depresja jest jednym z największych problemów cywilizacyjnych. To się, niestety, już dzieje. Wzrasta też liczba osób, które idą na zwolnienia lekarskie z powodu depresji. Widzimy ogromne ludzkie tragedie, które pociągają za sobą także straty finansowe. Nie tylko pracodawców, ale rodzin, bo osoby z depresją często nie są w stanie pracować. Więc mówiąc o depresji, musimy mieć także na uwadze czynniki wtórne, czyli problemy, które w dłuższej perspektywie czasowej są poważnym utrudnieniem dla osób z depresją, ich rodzin, całych środowisk.

Dlaczego tak wiele osób cierpi na depresję?

Dlatego że nasz układ nerwowy nie radzi sobie z ilością bodźców, które do nas docierają. Depresja może mieć różne przyczyny, jedną z nich jest przemęczenie, przeciążenie i przytłoczenie problemami. Problemami, które nie muszą być traumatycznymi wydarzeniami, często są po prostu codziennymi obowiązkami, stresami, trudnościami i wyzwaniami. Tyle tylko że ich ilości i kumulacja są tak duże, iż nasz układ nerwowy nie jest sobie w stanie z tym radzić. Funkcjonujemy w rzeczywistości, do której nasz układ nerwowy, nasz mózg nie jest dostosowany. Mamy mózgi jeszcze z czasów, kiedy rzeczywistość człowieka, cofnąwszy się parę tysięcy lat wstecz, była dużo prostsza, mniej złożona. Dzisiaj, jak już wspomniałam, nie jesteśmy w stanie przerobić ilości bodźców, które do nas docierają. To tak duże obciążenie, że jednym z jego skutków są zaburzenia nastroju, czyli stany lękowe i depresja, a najczęściej depresja ze stanami lękowymi.

Zauważyłam, że coraz więcej młodych ludzi, nawet bardzo młodych, cierpi na depresję.

Tak. Dlatego że młodzi ludzie są przeciążeni. Zapominamy o tym, że dzieciństwo to czas beztroski. Nakładamy i wywieramy na dzieci tak ogromną presję - nauka zajmuje im tak dużo czasu, tak mało zostaje go na ową beztroskę, bo mamy w dzieciństwo wpisaną beztroskę i beztroską zabawę - że depresja dopada także najmłodszych. Pytanie: kiedy nasze dzieci mają się bawić, kiedy młodzież ma mieć czas dla siebie?

Właśnie, mówię o ludziach po dwudziestce.

No tak. Dlatego że depresja u ludzi w wieku dwudziestu kilku lat bardzo często jest wynikiem wielu lat zaniedbań, deprywacji ważnych potrzeb w dzieciństwie i okresie dorastania. To nie jest tak, że ktoś doświadcza czegoś trudnego i następnego dnia ma depresję. Bardzo często depresja jest odpowiedzią na trudne wydarzenia, ale odpowiedzią odroczoną w czasie. Kiedy pracuje się z młodymi ludźmi, którzy mają depresje, to bardzo często początki, genezę choroby jesteśmy w stanie zdiagnozować już w dzieciństwie, w okresie dorastania. Młodzi ludzie wchodzą w dorosłość z ogromnym obciążeniem, w ogromnym stresie. Zresztą mówimy o pokoleniu pandemii, o pokoleniu wojny. Bo to, co dzieje się w ostatnich dwóch latach, odbije się, już się odbiło, na kondycji psychicznej młodych ludzi, którzy za rok, dwa, trzy będą coraz bardziej uskarżać się na zaburzenia nastroju. Depresja będzie coraz częściej diagnozowana.

Pandemia i wojna w Ukrainie, one pewnie także mają wpływ na nasze samopoczucie, prawda?

No pewnie, że tak. Żyjemy w bardzo dużym napięciu, w bardzo dużym stresie od kilku lat i wracając troszeczkę do genezy, do przyczyny depresji - nasze układy nerwowe, po pierwsze - nie są przyzwyczajone do takich obciążeń, po drugie - trochę funkcjonują tak, jakby człowiek doświadczał takiego stresu parę tysięcy lat temu. Tak naprawdę jesteśmy przystosowani do radzenia sobie z krótkotrwałym intensywnym stresem, który dość szybko mija. Dzieje się coś trudnego, denerwujemy się, ale też ten stres jest napięciem, które pomaga nam mobilizować organizm do obrony, ucieczki, schowania się. Po pewnym czasie sytuacja mija. Natomiast my funkcjonujemy od kilku lat w ciągłym napięciu. Nasz organizm nie jest do tego przystosowany. Konsekwencją życia w pandemii, wojnie, teraz kryzysie ekonomicznym jest kilkuletnie bardzo duże obciążenie naszych układów nerwowych. Nasza kondycja psychiczna będzie coraz gorsza, bo taki mamy czas - ten stres po prostu trwa zbyt długo.

Jesień też chyba nie sprzyja specjalnej wesołości, zwłaszcza jeżeli od kilku tygodni nie widzimy słońca.

To są sezonowe obniżenia nastroju, które znamy od wielu lat. One wynikają trochę z fizjologii naszego organizmu, trochę tak mamy, szczególnie w naszej strefie klimatycznej, że przysypiamy na jesień i zimę. To odpowiedź naszego organizmu na to, co za oknem. Ale takie sezonowe obniżenia nastroju nie są depresją. Możemy powiedzieć - chandra, możemy powiedzieć - sezonowe obniżenie nastroju. Tyle tylko że dzisiaj nakłada się na siebie wiele czynników - od czasu pandemii żyjemy w permanentnym stresie, przyszła wojna w Ukrainie, teraz mamy okres świąteczny, sylwester, czas, kiedy chcielibyśmy pozwolić sobie na jakieś przyjemności, a budżet na to nie pozwala, bo większość budżetów domowych bardzo mocno odczuwa konsekwencje kryzysu ekonomicznego, więc to jest dla nas dodatkowe źródło stresu, bo święta będą nas kosztować więcej. Do tego dochodzi sezonowe obniżenie nastroju. Jeśli jeszcze pogoda będzie mocno nieświąteczna, nie będzie pięknego śniegu, tylko chlapa i mżawka - to są drobne rzeczy, które będą miały jednak duże znaczenie dla naszego samopoczucia. Wyobraźmy sobie szklankę, bo o niej możemy mówić w kontekście mocy przerobowych naszego układu nerwowego. Cały czas do niej dolewamy, jak już mówiłam, pandemia, potem wojna, kryzys ekonomiczny - ona jest już prawie przepełniona. Teraz wystarczy kropla, czyli fakt, że na przykład te święta będą dla nas za drogie, że będzie paskudna pogoda, że w ogóle jesień i zima to jest taki gorszy czas. Mówi się, że jest kropla, która przelała czarę goryczy. To jest bardzo dobra metafora tego, co się dzieje z naszym układem nerwowym. Czasem jest tak, że drobna sytuacja jest w stanie uruchomić u nas coś, co potocznie nazywamy załamaniem nerwowym, jest nas w stanie wprowadzić w stan bardzo dużego napięcia, czy obniżonego nastroju. Co ważne - to przełomowe wydarzenie może być czymś relatywnie drobnym w porównaniu z tym, czego od dłuższego czasu doświadczamy.

Zastanawiam się nad jedną rzeczą: jak odróżnić tę tygodniową, dwutygodniową czy sezonową obniżkę formy i nastroju od depresji?

Jest kilka pomocnych wskazówek. Pierwsza wskazówka jest taka, że przy sezonowym obniżeniu nastroju i w ogóle przy obniżeniu nastroju jesteśmy jeszcze w miarę podatni na nasze sprawdzone sposoby na poprawianie humoru. Jeżeli spotkam się z przyjaciółmi i to poprawi mi humor, jeżeli sprawię sobie jakąś przyjemność i to poprawi mi humor, jeżeli przez weekend odpocznę i to poprawi mi humor, to jest ogromna szansa, że mówimy o obniżeniu nastroju, które jest też bardzo wrażliwe na czynniki zewnętrzne. Krótko mówiąc - mam gorszy dzień, czuję się gorzej, ale kiedy mam lepszy dzień, czuję się lepiej. Kiedy wyjdzie słonko, ktoś się do mnie uśmiechnie, wcześniej wyjdę z pracy, zjemy dobry obiad, to mój nastrój się poprawi - wtedy mamy do czynienia z sezonowym obniżeniem nastroju. Depresja, niestety, jest zaburzeniem nastroju i chorobą na tyle poważną, że takie prozaiczne sposoby na poprawianie samopoczucia nie zadziałają. Osoba z depresją nie będzie się czuła lepiej, kiedy zaświeci słońce, ona nawet może tego nie zauważyć. Wtedy nastrój bardzo trudno poprawić prostymi działaniami. Dlatego w przypadku depresji potrzebna jest z reguły farmakoterapia, a na pewno psychoterapia. Dopiero po jakimś czasie od wyprowadzenia terapii te sposoby zaczynają działać. Nie możemy powiedzieć, że one nie mają żadnego sensu. Mamy sposoby na moderowanie i zarządzanie nastrojem. Tylko depresja różni się tym od chwilowego obniżenia nastroju, że one będą mniej skuteczne. Więc spróbujmy sobie poprawić nastrój w bezpieczny, konstruktywny sposób, który znamy i wiemy jak działa. Każdy z nas może mieć na to troszkę inny pomysł. I jak mówiłam: jeżeli nasz nastrój się poprawi, poczujemy się lepiej - może nie diametralnie, ale w miarę znacząco - to jest szansa, że mówimy o obniżeniu nastroju, a nie o depresji.

Jak sobie radzić z tym natłokiem bodźców, jak się przed taką chwilową obniżką nastroju albo depresją bronić? Czy w ogóle da się bronić?

Da. Mamy w psychologii takie pojęcia, jak zarządzanie czasem, zarządzanie energią psychofizyczną. Mamy w dużej mierze naszą rzeczywistość pod kontrolą. Natomiast to wymaga od nas wysokiego poziomu samoświadomości, asertywności, umiejętności zarządzania hierarchią potrzeb i zadań. Od lat rozmawiamy o organizacji świąt, prawda? Wiele gospodyń, pań domu jest umordowana, kiedy siada do wigilijnego stołu, ale często dzieje się tak na ich własne życzenie. Zarządzanie obowiązkami, zarządzanie naszą przestrzenią polega na tym, że trzeba zadać sobie pytanie: co jest ważne, co jest ważniejsze, co mniej ważne ? Które zadanie, obowiązek, czynności muszą być wykonane, a które można, kolokwialnie mówiąc, odłożyć na bok? Takie porządkowanie przestrzeni, listy zadań, tego, co mamy do zrobienia, musi być uwarunkowane naszymi mocami przerobowymi. Jeżeli czuję się przeciążona, to muszę umieć z czegoś zrezygnować. Muszę umieć zrobić coś mniej dokładnie i zdjąć sobie trochę z głowy. Kiedy rozmawiamy na ten temat na terapii, często się okazuje, że to możliwe. Bardzo ważne są podstawowe zasady dbania o zdrowie, czyli sen, sposób oddychania, odżywiania. Zapominamy o tym, że bardzo obciążamy nasz organizm właśnie złym snem, złym sposobem odżywiania. Mamy kilka takich obszarów, na których możemy z większą uwagą, wiedzą i dbałością o swoje samopoczucie wprowadzić zmiany. One mogą nam się wydawać drobne, ale zmiana do zmiany może sprawić, że faktycznie nasza kondycja psychofizyczna będzie lepsza, a to jest takie błędne koło. Bo kiedy mamy lepszą kondycję psychofizyczną, mamy większą odporność, a kiedy mamy większą odporność, lepiej organizujemy sobie naszą przestrzeń. Więc możemy uruchamiać takie błędne koło pozytywne. Natomiast do tego potrzebna jest wiedza, trochę zaufania do tego, co mówią lekarze, psycholodzy, psychiatrzy. Metodą prób i błędów bardzo świadomie, refleksyjnie możemy zarządzać swoją przestrzenią. To coś, co nazywamy w psychologii zarządzaniem energią psychofizyczną, czy zarządzaniem czasem, czy zarządzaniem zadaniami. Określenie „zarządzanie” pokazuje nam, że to działanie jest pod naszą kontrolą.

Święta powinny być radosnym czasem. Natomiast mam takie wrażenie, że dla wielu osób, zwłaszcza kobiet, te święta to kolejna tragedia, bo trzeba sprzątać, gotować, kupować. To więcej stresu niż radości, tak naprawdę.

Ale to wynika z naszej postawy. Po pierwsze - nie „trzeba”, tylko „można” i też niekoniecznie na sto procent. Można mniej, krócej, mniej dokładnie po to, żeby lepiej się czuć i mieć więcej cierpliwości, bardziej się skupić na tym, co nazywamy atmosferą. Naprawdę nikt nam szafy w domu odsuwać nie będzie, nikt nie będzie sprawdzał, czy mamy za nią brud. Natomiast na atmosferę, na to, jaki mamy nastrój, jak się komunikujemy, zwracać uwagę będą wszyscy. Przypomnijmy sobie święta z dzieciństwa. Czy bardziej pamiętamy miłą atmosferę, czy to, że podłoga była umyta? Nie zwracamy na to uwagi! Nie zapamiętujemy tego, czy u babci było czyściutko, ale pamiętamy, że babcia miała dobry humor, że była uśmiechnięta. Tak samo z naszymi mamami. Zarządzanie rzeczywistością polega na hierarchii - coś jest dla mnie ważne, a coś mniej ważne. Oczywiście, pachnący świętami dom, fajnie przystrojony, to bardzo sympatyczne. Każdy z nas może o to zadbać. Tylko pamiętajmy, że nasza energia jest pewnym kapitałem, który może się wyczerpać. Więc pytanie, na co ją wydatkujemy. Jeżeli wydamy całą swoją energię, czyli siłę psychofizyczną na wysprzątanie, pokupowanie, ugotowanie, to pytanie na co jej zabraknie. Musimy nią zarządzać trochę jak swoim budżetem.

Dlaczego w takim razie tak wiele osób przywiązuje tak dużą wagę do rzeczy, które nie są jednak najważniejsze?

Gdybyśmy mieli dobrą hierarchię wartości i przywiązywali wagę do tego, do czego trzeba ją przywiązywać, to mój zawód nie miałby racji bytu. Wtedy bardziej byśmy się wzajemnie szanowali, bylibyśmy bardziej samoświadomi, bardziej dbali o siebie samych i o bliskich nam ludzi. Tak po prostu mamy - ulegamy różnym presjom, modom, dorastamy w jakichś błędnych przekonaniach, które sprawiają, że jesteśmy w stanie zrobić bardzo dużo, przeciążyć siebie tylko po to, żeby zasłużyć na pochwałę, zapominając o tym, że to my powinniśmy się dobrze czuć w tym, co robimy. To bardzo złożony problem i złożony temat. Terapia między innymi polega na szukaniu zrozumienia tego, co jest naprawdę ważne i umiejętności skupienia swojej uwagi i wydatkowania swojej energii właśnie na tym. Bo przecież ważniejsze jest dla nas to, żeby bliscy, z którymi się spotykamy, czuli się dobrze, bezpiecznie, niż to, żebyśmy umyli podłogę za szafą.

Wracając do depresji, święta też są z tym jakoś związane, myśli pani, że to stały trend, że coraz więcej osób będzie na nią chorowało? Bo trudno sobie wyobrazić, żeby świat nagle wyhamował i żeby tych bodźców, które do nas docierają, było coraz mniej.

Moim zdaniem, niestety, tak. Nasza rzeczywistość przyspiesza, potrzebujemy rewolucji światopoglądowej. Może nasze dzieci wprowadzą w tej kwestii drastyczniejszą zmianę. A wracając do depresji świąt - musimy mieć świadomość, że święta są bardzo trudnym czasem dla osób samotnych, dla osób, które borykają się z jakimiś problemami. To trochę iluzja, że święta to taki czas radości w rozumieniu jej powszechności. Jeżeli ktoś ma dobry moment w życiu, czuje się dobrze, bezpiecznie w relacjach z innymi, to te święta będą bardzo radosne, bo jest dużo prostych rzeczy, które poprawiają nam w tym czasie nastrój. Choinki, ładnie przystrojone domy, jedzenie, zapachy, kolory, dźwięki - to działa na nasz układ nerwowy. To są takie bodźce, które sprawiają, że czujemy się dobrze. Ale jeżeli ktoś jest w jakimś kryzysie, to może być kryzys ekonomiczny, kryzys zdrowotny, kryzys relacyjny, bo właśnie się z kimś rozstał, to święta są czasem, który może wywołać bardzo gwałtowne obniżenie nastroju.

Dlaczego?

Dlatego że po pierwsze - czujemy się gorzej, a mamy poczucie, że wokół nas ludzie czują się dużo lepiej. Fakt, że, na przykład, jest nam bardzo ciężko finansowo zorganizować święta, albo jesteśmy sami - źle na nas wpływa. Popatrzmy sobie na reklamę w telewizji - wszędzie są rodziny, dziadkowie, wnuki, dzieci, ludzie są uśmiechnięci, piękni, ładnie ubrani, roześmiani. Więc wszystko, co w naszym otoczeniu odbiega od tego obrazka świątecznego, może dla osób, które są wrażliwsze, są w jakimś kryzysie być bardzo trudnym doświadczeniem. Najlepszy przykład jest samotność - bardzo źle znoszą święta osoby, które czują się osamotnione. W ciągu roku każdy żyje troszeczkę zajęty swoimi sprawami, łatwiej to uczucie samotności przykryć, stłumić. Natomiast w święta jest to dużo trudniejsze.

Co w takim razie zrobić, żeby te święta były po prostu radosne?

Zastanowić się, co to dla nas znaczy pojęcie - radosne święta? Jeżeli jesteśmy osobami wierzącymi, praktykującymi, to sfera duchowa jest dla nas niezwykle ważna. Więc może potrzebna jest refleksja nad tym obszarem, nad swoim stanem duchowym, taki rachunek sumienia - to dla osób wierzących bardzo ważne. Ale trzeba zadać sobie pytanie: co dla mnie oznacza dobre spędzenie świąt? Co w tych świętach cenię? Co jest dla mnie wartością? Jeżeli rodzina, to czasem warto wyciągnąć rękę na zgodę, czasem warto wybaczyć różne krzywdy. Jeżeli to dla mnie czas odpoczynku, to trzeba odpocząć. Jeżeli czas celebrowania, świętowania, to trzeba na tym właśnie się skoncentrować. Każdy musi sobie odpowiedzieć na to pytanie sam, wedle własnego systemu wartości - trzeba uzmysłowić sobie, co jest dla mnie ważne. Nie ulegać presji, nie ulegać modom, tylko zastanowić się, czym są dla mnie święta, czy chcę wyjechać, odpocząć, czy chcę spotkać się z rodziną, czy chcę zażegnać jakiś konflikt, czy chcę spędzić ten czas na refleksji i na jakichś ważnych przemyśleniach? To jest pytanie, które każdy sobie powinien zadać i uczciwie na nie odpowiedzieć.

Mam wrażenie, że te święta mogą być dla nas jakimś resetem, prawda? Mogą nam pomóc, dać chwilę oddechu.

Powinny. Z psychologicznego punktu widzenia, święta, inne przełomowe momenty - to powinien być dla nas czas, w którym możemy mieć troszkę więcej motywacji, troszkę więcej uważności na siebie, czas, w którym łatwiej nam o refleksję, o zmotywowanie się do jakichś zmian. I na pewno czas, który powinien nam pomóc. Te świąteczne okoliczności powinny być nam pomocne, żeby w ogóle zastanowić się nad sobą. Nad tym, jak mi się żyje, co jest dla mnie w życiu ważne, czemu poświęcam czas, co zaniedbuję? Ubierając choinkę, przygotowując jedzenie, dekorując dom, powinniśmy trochę więcej i głębiej pomyśleć o nas samych.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.