Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Dyplomacja woli ciszę

Marcin Kędryna: Dyplomacja  woli ciszę
Marcin Kędryna

Całe lata, dla części Polaków, najgorszą rzeczą, jaką mogli zrobić politycy, to narobić wstydu za granicą. Wstydu narobić można było na różne sposoby. Przejęzyczyć się w języku obcym. Zagapić się podczas jakiejś uroczystości i pójść nie tam gdzie trzeba. Mieć inne zdanie niż większe, europejskie kraje, lub - to najgorsze - zagłosować inaczej niż one. Różne to były sposoby. Pretensje o nie zwykle wynikały z braku zrozumienia polityki albo z kompleksów. Albo jednego i drugiego. Protesty były zwykle bardzo głośne. Dlatego dziwi mnie, że nie słychać ich jakoś specjalnie w kwestii odwoływania pięćdziesięciu polskich ambasadorów.

Cała sytuacja naprawdę nie wygląda dobrze. W demokracji, wymiana ambasadorów po zmianie władzy to normalna sprawa. Z tym, że nie robi się tego hurtem. I raczej po cichu. I spokojnie. Kiedy PiS-owski reżim doszedł do władzy, Witold Waszczykowski ambasadorów wymieniał powoli. Bardzo powoli. Na własne oczy obserwowałem przypadki, które zjechać powinny natychmiast, a Waszczykowski własną piersią ich osłaniał. Byli to ambasadorzy, którzy nie pogodzili się z wynikiem wyborów i sabotowali na przykład wizyty prezydenta. Pamiętam jednego, dziś parlamentarzystę, który poprzez dziennikarzy „Wyborczej” sugerował, że wizyta ma niską rangę, że z prezydentem nikt się nie chce spotykać. „Wyborcza” to publikowała, ja później wrzucałem zdjęcia ze spotkań, „Wyborcza” cytowała anonimowego dyplomatę, który tłumaczył, że spotkanie się odbyło, ale trwało krótko. Inny, urzędujący na jednej z kluczowych placówek, powinien ponoć dostać zarzuty za problemy z rozdzielaniem publicznych i prywatnych pieniędzy.

Ministerstwo sprawę wyciszyło. Może i dobrze, bo wstyd byłby wielki. Trzeci - ten już przechodził sam siebie - nie dość, że wyrażał całym sobą manque d’intérêt wizytami prezydenta, to jeszcze fundował pewien problem de mœurs (komentowany nawet przez gospodarzy), występował on bowiem na oficjalnych uroczystościach raz z małżonką, a raz z panią, która występowała w roli małżonki.
Więc nawet PiS-owski reżim rewolucję przeprowadzał ewolucyjnie.

Aktualna awantura jest zdecydowanie niedyplomatyczna. I jej niedyplomatyczność bije w ministra Radosława Sikorskiego. Co jest o tyle dziwne, że minister Sikorski przez ostatnie miesiące zachowywał się w sposób bardzo dyplomatyczny.

Widać, że sprawa dotyczy polityki krajowej. Istnieje teoria, że to nie uderzenie Radka Sikorskiego na Pałac Prezydencki, tylko atak Donalda Tuska na Radka Sikorskiego.

Donald Tusk podjął ponoć decyzję o starcie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Zaczyna czyścić pole. Stąd na przykład atak na szeroko rozumianego Hołownię. No i stąd chęć osłabienia Sikorskiego. Minister Spraw Zagranicznych bardzo się ostatnio wzmocnił. Z jednej strony - jak na ministra niemiłościwie nam panującego rządu - zachowywał się w zadziwiająco cywilizowany sposób, z drugiej - miał bardzo dobre tournée w Stanach, po którym chwalony był nie tylko w swojej bańce, co się zbyt często teraz nie zdarza.

W jednej wersji historii to właśnie dlatego Donald Tusk wymusił na Sikorskim odwoływanie ambasadorów. Co prawda, o żadnym odwoływaniu na razie nie ma mowy, żadna procedura została rozpoczęta, jedynie wysłano wiadomości, że w tym roku takie procedury zostaną rozpoczęte. Na ostro o całej sprawie pierwszy opowiedział w wywiadzie premier Tusk.

W innej wersji historii, Tuskowi chodzi o to, żeby się nie musiał wywiązywać z obietnicy złożonej wobec Sikorskiego. Sikorski miał mieć obiecane stanowisko unijnego komisarza. Po awanturze z odwoływaniem ambasadorów Sikorski będzie kandydatem awanturującym się, czyli może lepiej wysłać kogoś innego. Już prezydencki Mastalerek obwieścił, że Sikorski nie powinien liczyć na akceptację Pałacu.

W interesie Tuska, zwłaszcza w czasie kampanii prezydenckiej, lepiej nie mieć na stanowisku europejskiego komisarza, kogoś popularnego w zachodnich mediach, kto szybko może stać się tego Tuska recenzentem. Donald Tusk będzie więc mógł wystawić na przykład Piotra Serafina z Sulęcina, wybitnego specjalistę od Unii, któremu ponoć Tusk też obiecał stanowisko komisarza.

Złą informacją jest, że równie dobrze cała awantura może nie mieć drugiego dna. A Donald Tusk rozpętał tę awanturę tylko dla paru lajków ze strony swojego najtwardszego elektoratu.
A jeszcze gorsza, że następna władza ściągnie z placówek wszystkich ambasadorów w dzień zaprzysiężenia rządu. Bo dlaczego nie. A dyplomacja jednak lubi spokój.

A tak w ogóle, to potrzebna jest nowelizacja Konstytucji. Nasza Ustawa Zasadnicza napisana była w czasach, kiedy konsensus był esencją polityki. Dziś esencją jest polaryzacja. Wszystkie miejsca, w które wpisana jest współpraca Dużego i Małego pałacu, zamieniają się w pola bitwy.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.