Marcin Kędryna

Marcin Kędryna: Czerwcowe święto

Marcin Kędryna: Czerwcowe święto
Marcin Kędryna

4 czerwca 2014 roku, w dwudziestą piąta rocznicę, niezbyt fortunnie przez niektórych nazywanych pierwszymi wolnymi, czerwcowych wyborów, 44. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, Barack Obama, wygłosił okolicznościowe przemówienie. Nim je wygłosił, na warszawskim placu Zamkowym wybudowano trybunę. Niezbyt pojemną, ale dokładnie oddzielającą przemawiającego od reszty placu. Amerykańskie służby mając hyzia na punkcie bezpieczeństwa, bardzo nie lubią otwartych przestrzeni. Na przykład pięć lat później, w 2019, na placu Piłsudskiego, ustawili wiele ton ważący szklany mur, który przywieźli wielkim samolotem, razem z dźwigiem do tego muru ustawiania. Niektórzy zastanawiali się, czy mur ten nie wpadnie do piwnic Pałacu Saskiego, jednak XVIII-wieczni inżynierowie wykazali się wyobraźnią i pałacowe mury dały radę.

Ale nie wybiegajmy. W 2014 na trybunie zasiedli przedstawiciele polskiej elity, z prezydentem Komorowskim na czele. Był też oczywiście Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk, był marszałek Borusewicz. Nie wymieniam z pamięci, tylko z urywków zamieszczonego przez Kancelarię Prezydenta na Youtube filmu. Na filmie prezydent Obama przemawia, elita słucha. Zwykłych ludzi nie widać. Słychać tylko aplauz.

Nie ma się co oszukiwać, Amerykanie – również politycy – mają zwykle niezbyt duże pojęcie na temat Polski. Nie rozumieją podziału władzy, że skoro jest w powszechnym wyborach wybierany prezydent, to dlaczego ma tak ograniczone prerogatywy, nie rozumieją polskiej Konstytucji, czumu się właściwie nie ma co dziwić, bo jest tak napisana, że chyba większość wypowiadających się na jej temat nie ogarnia o co chodzi. Ludzie stąd, którzy tłumaczą Amerykanom Polskę, zwykle mają jakieś swoje interesy, więc tłumaczą, jak im pasuje. Świetnym przykładem jest naprawdę wybitna publicystka Anne Appelbaum, która radykalne sądy na temat Polski wygłasza nie z powodu jakiegoś antypolonizmu, tylko z miłości do niezbyt udanego małżonka. I to jest naprawdę wzruszająca historia.

Amerykanie już zupełnie nie ogarniają meandrów polskiej sceny politycznej. Nie ma się czemu dziwić. Gdyż z jednej strony jest ona dość nietypowa, z drugiej znajomość jej nie jest specjalnie im konieczna.
Próbowałem kiedyś człowiekowi zza oceanu tłumaczyć pewne rzeczy. Nie trafiałem, póki nie przypomniała mi się myśl nieodżałowanego Szewacha Weissa: że Żydzi są zupełnie jak Polacy, tylko bardziej. Wtedy zaczął łapać. Polska jest trochę jak Izrael. Z tą różnicą, że Żydzi funkcjonują w permanentnym stanie wojny, więc w pewnych sprawach potrafią się dogadywać. My się stanu wojny dopiero przyzwyczajamy. Ale może kiedyś kwestie bezpieczeństwa wyjęte zostaną z bieżącej politycznej nawalanki (nie wierzę, w to, co napisałem).

Obchody 4 czerwca były w 2014 roku dla prezydenta Komorowskiego bardzo ważne. Dziś pewnie mało kto pamięta, ale miał on wielkie plany związane ze swoją – pewną przecież – drugą kadencją. Plany polityczne. W związku narastającym kryzysem Platformy Obywatelskiej, prezydent Komorowski planował stworzyć nowy ruch polityczny. Właściwie nie tyle stworzyć, co odtworzyć. Unię Wolności. Mitem założycielskim miały być właśnie wybory 4 czerwca 1989 roku. I okrągły stół. Co jest o tyle zabawne, że ćwierć wieku wcześniej, Bronisław Komorowski do zwolenników okrągłego stołu nie należał. Na obchody udało się zaprosić najważniejszego człowieka świata. I ten najważniejszy człowiek świata miał wygłosić przemówienie, w którym miał powiedzieć, że okrągły stół i czerwcowe wybory to było coś wielkiego. No i najważniejszy człowiek świata takie przemówienie wygłosił. Ale chyba nie do końca takie, na jakim zależało słuchającym go elitom.

The Communist regime thought an election would validate their rule.

Przyzwyczailiśmy się do opowieści, w której Okrągły stół miał być drogą do pokojowego przekazania władzy w Polsce. A to nieprawda. I to właśnie powiedział Obama. Okrągły stół i jego porozumienia miały na lata umocnić władzę peerelowskich elit w Polsce. Prezydent i premier in spe: generałowie Kiszczak i Jaruzelski zdjęli mundury, ubrali garnitury i mieli robić za nowoczesnych liberalnych europejskich polityków. W zachodnich telewizjach wyglądałoby to świetnie. Wszystko było dogadane. Było, ale nie wyszło. Miliony Polaków zagłosowały inaczej. Wykreślając listę krajową, pokazały, co sądzą o umowach, do podpisywania których nikogo nie upoważniły. Końcem komunizmu w Polsce nie był okrągły stół. Była niezgoda na jego efekty.
Swoją drogą reakcja na czerwcowe wybory podzieliła ówczesną opozycję. Na tych, którzy uważali, że porozumienia okrągłostołowe obowiązują („pacta sunt servanda”), i tych, którzy stwierdzili, że Polacy chcą inaczej. Co ciekawe linia podziału jest w tym samym miejscu. Zmieniły się tylko dzielące kwestie.

4 czerwca to wielkie święto. Zupełnie czegoś innego, niż nam się wydaje. To święto narodu. Nie jego elit. O od 34 lat wciąż ktoś próbuje to święto Polakom odebrać.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.