Maradona z ul. Floriańskiej chce wrócić do gry

Czytaj dalej
Wojciech Mucha

Maradona z ul. Floriańskiej chce wrócić do gry

Wojciech Mucha

Zawsze miałem go za mistrza. Ja, który w popularnej grze „w marynarza” zawsze przegrywałem, nie umiejąc podbić piłki więcej niż trzy razy, co kończyło się tym, że zamiast grać w polu, musiałem stać na bramce.

On podbijał tę piłkę w zasadzie bez przerwy, przez lata. Jeśli tylko pozwalała pogoda, meldował się u wylotu Floriańskiej w Rynek, gdzie godzinami zabawiał turystów piłkarską żonglerką, a wiecznie towarzyszący mu psinka ocieplał ich wizerunek i sprawiał, że przybysze z całego świata głębiej sięgali do kieszeni, widząc, jak „Maradona na kartonach” kapkuje wciąż i wciąż.

Spotkałem go kilka dni temu. Poznałem po psie-zadbanym, wesołym węgielku, cieszącym się od ogona do czubka mokrego nosa. Siedzieli obaj na krawężniku przy Szpitalnej, jak zawsze równi sobie. On w przeciwieństwie do psiny był smutny i zrezygnowany, oj, nie wyglądał jak milion dolarów. Patrzył w telefon, na którym oglądał - właśnie - chyba mecz. Chwilę pogadaliśmy, bo choć wcale się nie znamy, to mam wrażenie, że są co najmniej dalekimi znajomymi - on i pies.

Rozmawialiśmy chwilę, ale wszystko wiadomo. Słońce świeci, maj przestał być „wyjątkowo zimny”, idą wakacje, sezon turystyczny. Czas, na który tacy jak „Maradona z Floriańskiej” i jemu podobni czekają z utęsknieniem. Może wreszcie coś się ruszy, może ludzki potok na Floriańskiej wreszcie przestanie przypominać strumyk po suszy.

Iluż takich ludzi znamy choćby z widzenia? Przez lata wpisali się w krajobraz Starego Miasta, żyjąc z turystyki, podobnie jak potężni hotelarze, właściciele wykwintnych restauracji i kultowych kawiarenek. Z tą różnicą, że „Maradony” nie ochroniła żadna tarcza, nie schował się za optymalizacją kosztów. Cierpi, jak wielu jemu podobnych, dziś czekających na turystów, jak w latach 90. ja na ciocię z Kanady. Przez lata polityka naszego miasta i jego zorientowanie na bycie „turystyczną stolicą Polski” sprawiły, że tacy jak Maradona myśleli, że „tak będzie zawsze”. Dziś modlą się, by wreszcie wrócić do gry.

Wojciech Mucha

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.