Moi rodzice w latach międzywojennych początkowo mieszkali w Gdańsku. Potem , ok. roku 1933, z całą rodziną przenieśli się do Torunia.
Tata był pracownikiem Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowej. Z uwagi na prześladowania Polaków przez Niemców w Wolnym Mieście Gdańsku, Dyrekcja Kolei w 1933 roku została przeniesiona do Torunia. W ten sposób z całą rodziną i my znaleźliśmy się w Toruniu. Tata pracował w dyrekcji kolei, a mama prowadziła sklep obuwniczy, jakże by inaczej, przy ul. Szewskiej. Powodziło nam się dobrze, tata kupił nawet samochód. Zapłacił za niego, ale przed wybuchem wojny nie zdążył go odebrać.
Już w pierwszych tygodniach okupacji rodzice zostali aresztowani przez gestapo. Aresztowano też mojego najstarszego, wówczas 12-letniego brata Czesława. Najpierw rodziców i brata przetrzymywano w Toruniu, potem wywieziono ich do więzienia w Gdańsku.
W 1941 roku brata przeniesiono do wyjątkowo mrocznego miejsca, do niemieckiego obozu karnego dla dzieci w Lubawie. Był jednym z pierwszych dziecięcych więźniów. Miał numer 87. I był w tym więzieniu do końca, do ewakuacji przed nacierającą Armią Czerwoną. Po wojnie swoje chwytające za serce wspomnienia z tych lat pozbawionych dzieciństwa opisał we wzruszającej książce „Listy do Lagerkommandanta”.
Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów
- dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
- codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
- artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
- co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.