Małgorzata Foremniak wreszcie złapała oddech. Dziś jest sama dla siebie największą wartością

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Paweł Gzyl

Małgorzata Foremniak wreszcie złapała oddech. Dziś jest sama dla siebie największą wartością

Paweł Gzyl

Zaliczyła dwa nieudane małżeństwa. Wychowała trójkę dzieci. Nie zaniedbała jednak kariery. Kiedy przyszła depresja, to praca utrzymała ją w pionie.

Jedni widzą w niej doktor Zosię z telenoweli „Na dobre i na złe”, inni – cenioną aktorkę dramatyczną, która potrafi poruszyć najgłębsze struny wrażliwości u widza, tak jak niedawnym występem w filmie „Sonata”. Świetnie sprawdza się też w roli jurorki w „Mam talent”, gdzie zawsze potrafi podbudować każdego występującego ciepłym słowem. Stroni od świata celebrytów, zamiast bywania na „ścinkach”, preferując spokojne wieczory z książką w ręku.

- Po przekroczeniu półwiecza postanowiłam moje życie poukładać od środka, żeby mieć w sobie spokój. Zmieniłam priorytety: ja a moja praca, ja a mój dom, ja a moje potrzeby, ja a moje uczucia. Innymi słowy, najważniejsze jest to, czy jestem spokojna, czy jestem osadzona w sobie. To jest dążenie do takiego stanu, kiedy stajesz przed sobą i wiesz, że to ty jesteś największą wartością – mówi w serwisie Polki.pl.

Zagubiona we mgle

W dzieciństwie mieszkała z dwójką rodzeństwa we wspólnym pokoju. Każde dziecko od małego było przyzwyczajone, by pomagać rodzicom. Małgosia sprzątała w domu, gotowała obiady i pracowała w ogródku. Pieniądze w rodzinie Foremniaków szły tylko na najpotrzebniejsze rzeczy. Małgosia nie dostawała zbyt często nowych ubrań, większość przejmowała od starszej siostry, gdy ta z nich wyrastała. Była zgodnym dzieckiem i nigdy się nie buntowała przeciw rodzicom.

- Nasz dom stał na końcu Jedlińska, dalej były już tylko łąki, wracałam zimą ze szkoły, była mgła, przed sobą miałam przestrzeń, w której nie wiedziałam co jest. I zamiast skręcić w dróżkę do domu, rzuciłam się w tę mgłę. Biegłam ile sił z zamkniętymi oczami, zatrzymałam się w kompletnej ciemności. Poczułam wtedy niesamowitą lekkość, ale potem pojawił się strach i wróciłam – wspomina w jednym z wywiadów.

Uczyła się dobrze. W wieku dojrzewania miała kłopoty z cerą, co sprawiło, że była nieco nieśmiała. Wszelkie opory znikały jednak, kiedy miała wystąpić na szkolnej akademii i zadeklamować wiersz. Pasję do recytowania poezji dzieliła z pasją do piosenki. Uwielbiała słuchać na magnetofonie Grundig nagrań Barbry Streisand. Jej głos otwierał przed nią marzenia o szerokim świecie. To pomogło jej w końcu skonkretyzować plany na dorosłe życie.

- W drugiej klasie liceum zainscenizowaliśmy kilka scen ze „Ślubów panieńskich”. Bardzo spodobało się to naszej profesorce i postanowiła założyć kółko teatralne. I tam bawiliśmy się w aktorstwo. Po kilku wystąpieniach usłyszałam, że powinnam w tym kierunku coś zrobić. Ale dopiero pod koniec czwartej klasy kolega namówił mnie, żeby spróbowała zdawać do PWST. Okazało się, że ze wszystkich moich znajomych, którzy startowali do szkoły teatralnej, tylko ja się dostałam – opowiada w „Gazecie Krakowskiej”.

Ciesząc się ostrożnie

Kiedy była na studiach, zamieniła się w prawdziwą piękność. W miłej i urodziwej „Foremce” kochali się wszyscy koledzy z roku. Nie była jednak typem imprezowej dziewczyny. O mały figiel a nie zrezygnowałaby z aktorstwa, kiedy podczas jazdy konnej uległa poważnemu wypadkowi i uszkodziła kręgosłup. Spędziła kilka miesięcy w gipsie i była całkowicie zdana na pomoc mamy. Kiedy wyzdrowiała, występy na scenie stały się dla niej okazją, by wyrzucić z siebie nagromadzoną frustrację.

- Mój tata zbierał wszelkie wycinki o mnie, stąd mam notatkę ze znanego dwutygodnika sprzed ponad 20 lat. Miałam wtedy 26 lat, zagrałam w serialu „Bank nie z tej ziemi”". I nagle w rankingu najpopularniejszych aktorów znalazłam się w pierwszej trójce, między takimi nazwiskami jak Marek Kondrat i Piotr Fronczewski. Mój brat ekscytował się: „Foremniak, ledwo zaczęłaś być aktorką, a zobacz, ilu widzów na ciebie głosowało!”. Co wtedy czułam? Cieszyłam się ostrożnie – zdradza w „Twoim Stylu”.

Potem posypały się kolejne seriale – „Radio Romans”, „Matki, żony, kochanki” czy „Tajemnica Sagali”. Cała Polska zakochała się w niej jednak dopiero, kiedy zaczęła występować w „Na dobre i na złe”. Za tę rolę dostała trzykrotnie Telekamerę dla najpopularniejszej aktorki. Z czasem świetnie zaczęła sobie również radzić w kinie. Dziś ma w dorobku tak różne role, jak te w filmach „Avatar”, „Quo Vadis”, „Zmruż oczy”, „Sługi boże” czy „Sonata”.

- W aktorstwie chodzi o elastyczność: tak jak na siłowni ćwiczy się różne mięśnie, tak w aktorstwie trzeba się sprawdzać w komedii i w dramacie. Próbowałam naprawdę bardzo różnych form. I to jest najfajniejsze w aktorstwie, że dostajemy role w odmiennych odsłonach. Wtedy ta praca jest ciekawa i cały czas czegoś się uczymy. Dzięki temu dowiadujemy się, czy lepiej sprawdzamy się w lekkim repertuarze, czy w bardziej dramatycznym. Czy wolimy teatr, czy film – tłumaczy w „Dzienniku Polskim”.

Między duchem a materią

Już na studiach chciała wyjść za mąż i mieć dzieci. Dlatego zaszła w ciążę, mając zaledwie 22 lata. Jej wybrankiem był kolega z uczelni – Tomasz Jędruszczak. Ponieważ na uczelni zaliczono jej jako dyplom występ w Teatrze Telewizji, po trzecim roku pojechała z mężem i z dzieckiem do Radomia i zaczęła tam występować w teatrze. Niestety: małżeństwo szybko okazało się pomyłką. Postawiła wtedy wszystko na jedną kartę. Spakowała się i z córką pod pachą przeprowadziła się do Warszawy.

Los się do niej jednak uśmiechnął. Dostała etat w Teatrze Kwadrat i z powodzeniem zaczęła występować w telewizji i w kinie. Poznała wówczas cenionego reżysera Waldemara Dzikiego. Mężczyzna zostawił dla niej żonę – aktorkę Darię Trafankowską. Para wychowywała córkę Małgorzaty – Olę – oraz dwójkę adoptowanych dzieci. Kiedy były już prawie dorosłe, reżyser zostawił rodzinę i zaangażował się w inny związek. Małgorzata przypłaciła to depresją. Z czasem jednak stanęła na nogi. Dziś ponoć jest związana z producentem Pawłem Jodłowskim, który mieszka i pracuje w Anglii.

- W życiu potrzebny jest balans pomiędzy duchem a materią. Jesteśmy energią obleczoną w ciało, dlatego należy mocno stąpać po ziemi, korzystając z jej dóbr w sposób mądry, umysł mieć wypełniony wartościami, które budują nasze człowieczeństwo, dają motywację do stawania się lepszymi, do tworzenia piękna, harmonii, czynienia dobra, bo nie istnieje dobro, kiedy go nie czynimy – podkreśla w „Urodzie Życia”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.