Luna przed Eurowizją: Staram się przekuwać negatywną energię w coś twórczego

Czytaj dalej
Fot. K_kapica_afk
Paweł Gzyl

Luna przed Eurowizją: Staram się przekuwać negatywną energię w coś twórczego

Paweł Gzyl

Już 7 maja Polska zaprezentuje się w półfinale konkursu Eurowizji. Naszym przedstawicielem będzie Luna z piosenką „The Tower”. Młoda wokalistka opowiada nam jak przygotowuje się do swego występu w Malmö.

- Niedawno odwołałaś dwa zagraniczne występy ze względu na niepokojącą chrypkę. Skąd te kłopoty z głosem?
- Ostatecznie okazało się, że nie była to niepokojąca chrypka, tylko choroba i całkowita utrata głosu. Trochę się przeciążyłam: mieliśmy bardzo dużo koncertów i prób, a do tego mało snu, zmęczenie i klimatyzacja w hotelach. Wszystko to zrobiło swoje i mój organizm dał mi znak, że na chwilę trzeba przystopować i o niego zadbać, bo nie można tak wiecznie jechać do przodu bez chwili odpoczynku. Musiałam więc zadbać o głos. Ale sobie tłumaczę, że dzięki temu będę mogła wrócić do śpiewania ze zdwojoną siłą.

- Stres też niekorzystnie wpływa na twój głos?
- Oczywiście, że tak. Po tym, jak wróciłam z Londynu, poszłam w Warszawie do laryngologa i pani doktor powiedziała mi, że mam bardzo zaciśniętą całą szyję i gardło od stresu. Dlatego w odzyskaniu głosu pomogły mi leki i masaż. Niestety: stres nie jest moim sprzymierzeńcem.

- Tymczasem rośnie z dnia na dzień coraz większy. Jaki masz sposób, by sobie z nim poradzić?
- Zwyczajne i drobne czynności codzienne. Najlepiej radzę sobie ze stresem przez ruch – przede wszystkim ćwiczę jogę. Ale też medytuję, maluję i układam puzzle. To dla mnie najważniejsze techniki radzenia sobie ze stresem.

- Masz opiekę psychologa?
- Tak. Eurowizja to nie tylko praca fizyczna, ale też mentalna. To duże wydarzenie w życiu artysty. Dlatego od pewnego czasu jestem pod opieką psychologa, z którym mogę sobie spokojnie porozmawiać o tym, jak się czuję.

- Masz za sobą występy w kilku europejskich miastach. Z jakim spotkałaś się przyjęciem?
- Zapamiętam tę reakcję na całe życie – bo była przepiękna. Dostałam mnóstwo pozytywnej energii, słów wsparcia, ludzkiej empatii. Widok fanów z całego świata, którzy śpiewają ze mną każde słowo mojej piosenki, to było coś niesamowitego.

- Byli tam też polscy fani?
- Było ich też trochę, najwięcej chyba w Szwecji. Kiedy wyszłam na scenę, od razu usłyszałam okrzyki: „Luna, dajesz!” i „Luna, lecisz!”. Zastanawiałam się nawet przez moment czy to możliwe, że słyszę polski język. Bardzo mi to dodało otuchy, bo przecież wsparcie rodaków jest dla mnie ważne. W końcu reprezentuję Polskę.

- Podczas niektórych koncertów wykonałaś drugi nowy utwór – „Blind”. Część fanów stwierdziła, że to lepsza piosenka od „The Tower”. Co o tym sądzisz?
- Co osoba, to inna opinia. „Blind” jest jedną z moich ulubionych piosenek, bo jest bardzo tajemnicza. Trudno jednak ocenić, który z tych utworów jest lepszy, a który gorszy. Moim zdaniem „The Tower” bardziej pasuje na Eurowizję. Bo ma większą siłę i moc. „Blind” nie śpiewały już ze mną tłumy, jak „The Tower”. Ja patrzę na tę reakcję. I w moim odczuciu „The Tower” jest lepsza na Eurowizję. Ale czy mam rację, oczywiście okaże się w maju.

- Sukces na Eurowizji zależy w dużej mierze od występu. Co zaprezentujesz 7 maja w Malmö?
- Przygotowania trwają od kilku tygodni. Mam dużo treningów i sesji choreograficznych. Trzeba przygotować się na każdym polu. Musi zadziałać głos, ale trzeba mieć też przygotowane ciało i głowę. Dlatego przez te kilka dni, kiedy zupełnie straciłam głos, bardziej ćwiczyłam się mentalnie na ten konkurs. Odtwarzałam sobie w głowie występ, to, jak chcę, żeby on wyglądał, z jaką energią chcę się pokazać, bo wchodząc na scenę, będę miała tylko trzy minuty, które trzeba będzie wykorzystać jak najlepiej, żeby widzów zelektryzować i zainteresować. Chcę ich zaciekawić i zaskoczyć, wprowadzić element niespodzianki, pokazać coś, czego się w ogóle nie spodziewają.

- Klip do „The Tower” jest dosyć stonowany i spokojny. Podobnie będzie w Malmö?
- Klip jest minimalistyczny, a na Eurowizji musi się dużo dziać. Dlatego występ nie będzie stonowany. Ja nie lubię przepychu i cenię sobie dobry gust. Pojawią się wizualizacje, które przeniosą widzów do innego wymiaru. Będzie też dużo ruchu, a przede wszystkim historia, którą opowiem tym występem. Nie zabraknie naszej narodowej symboliki – czyli biało-czerwonych kolorów. Trochę więc będzie się działo.

- Podczas niedawnych koncertów występowałaś w czarnej sukni. Będziesz ją też miała na sobie podczas konkursu?
- W półfinale założę raczej kostium niż sukienkę, a będzie on utrzymany w naszych narodowych barwach - bieli i czerwieni.

- Wspomniałaś o choreografii. Jak się odnajdujesz na tanecznych treningach?
- Bardzo dobrze. Nie jestem zawodową tancerką, ale bardzo lubię tańczyć, bo to wspaniała forma ekspresji. Wraz z muzyką świetnie się sprawdza. Ruch jest też nośnikiem emocji, dodaje bardzo dużo energii występowi. Staram się więc uzyskać jak najlepszy efekt, choć mój taniec nigdy nie będzie na profesjonalnym poziomie. Chodzi mi bardziej o ruch, który będzie przedłużeniem emocji i historii, którą chcę opowiedzieć przez muzykę.

- Całe dzieciństwo spędziłaś w teatrze i masz aktorskie doświadczenia. To też ci się przyda?
- Na pewno. Występy w teatrze i w operze dały mi obycie ze sceną. Myślę, że dzięki temu, trema mnie nie zje, kiedy wyjdę na estradę. Będąc dzieckiem śpiewałam w największych teatrach i operach w Polsce. Trochę się więc przygotowałam do tego, co teraz mnie czeka. Chciałabym ten operowy czy teatralny element przekuć na mój występ. Przecież eurowizyjny konkurs jest swego rodzaju spektaklem. Na pewno więc skorzystam z tego mojego doświadczenia.

- Do tej pory polscy artyści pracowali przed Eurowizją z polskimi reżyserami. Tymczasem twój występ reżyseruje Brytyjczyk. Jakie masz z nim porozumienie?
- Zaprosiłem do współpracy Jerry’ego Reeve’a. Było to podyktowane przede wszystkim chęcią artystycznego połączenia. Mamy podobną energię, jesteśmy kreatywnymi duszami, podobnie myślimy. On współpracował ze wspaniałymi artystami: Taylor Swift, Justinem Timberlake’iem czy Black Eyed Peas. Czyli z gwiazdami z najwyższej półki. To do mnie przemówiło. Co ciekawe: mamy głowy pełne podobnych pomysłów. Od razu złapaliśmy wspólny język i wiedzieliśmy, w którą stronę ma iść ten występ. Nie było żadnych sporów, tylko stworzyliśmy wspólnie jedną wizję.

- Występ na Eurowizji trwa tylko 3 minuty. W tym czasie musisz dać z siebie to, co najlepsze. To jak w sporcie. Masz takie nastawienie?
- To prawda. Czuję, że Eurowizja jest jak olimpiada. Dlatego potrzebne jest sportowe przygotowanie. Ale ten mój trzyminutowy występ różni się jednak od występów olimpijczyków. Oni podchodzą do swego występu zadaniowo: mają konkretne zadanie do wykonania. A na Eurowizji trudno aż tak przewidzieć i zaplanować co się wydarzy. Oczywiście ja przygotowuję się na sto procent – ale jest też tutaj element emocji, przekazu i kontaktu z ludźmi. A tego nie da się przewidzieć. To, co się wydarzy w tym danym momencie, będzie niepowtarzalne.

- Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, mówiłaś, że zgodnie z twoim pseudonimem, księżyc ma duży wpływ na twoją kreatywność. Sprawdzałaś jak będzie 7 maja?
- W nocy z 7 na 8 maja, kiedy odbędzie się pierwszy półfinał Eurowizji, w którym zaprezentuje się Polska, jest nów księżyca. Czyli będzie nowa energia.

- Nie myślałaś, żeby pójść do wróżki, aby zapytać jak ci pójdzie?
- Nie wiem czy chcę przewidywać przyszłość. Wolę żyć tą chwilą, która jest przede mną i zaufać swojej własnej intuicji i głosowi.

- Pamiętam, że wierzysz w siłę woli i motywacji. Myślisz, że możesz sobie wizualizować zwycięstwo na Eurowizji?
- Jak najbardziej. Co prawda Eurowizja jest bardzo nieprzewidywalna, więc nigdy nie wiadomo co w tym roku najbardziej się spodoba i poruszy serca widzów. Ja swoją siłą woli zwizualizowałam sobie siebie jako reprezentantkę Polski w tym konkursie – i sprawdziło się. Teraz wierzę, że takie pozytywne nastawienie zwiększy moje szanse na dobry wynik.

- Bukmacherzy twierdzą, że zakwalifikujesz się do finału. Dodaje ci to wiary w siebie?
- Oczywiście. Musimy przejść do finału! Tam stoczy się główna rozgrywka. Tam pokażemy na co, tak naprawdę nas stać. Półfinał traktuję jako taki rozbieg.

- Spotkałaś się niedawno z ambasadorem Szwecji w Polsce. I on powiedział, że twoja piosenka może zrobić furorę na Eurowizji. Byłaś zaskoczona taką pozytywną opinią?
- Bardzo mnie to ucieszyło. Pozytywny feedback, zwłaszcza od osób tak ważnych i istotnych, jest dla mnie niezwykle ważny. Dostaję tak naprawdę wiele słów wsparcia od fanów z różnych stron świata. Ale słowa od ambasadora Szwecji znaczą coś więcej.

- Myślisz, że „The Tower” ma potencjał na zwycięstwo w Malmö?
- Oczywiście, że tak. Widząc reakcje osób z zagranicy na moich występach, myślę, że ta piosenka ma szanse trafić do serc, głów i uszu wielu Europejczyków. Wszystko zależy od wielu innych czynników – ale wierzę, że ta piosenka ma szansę na ogromny sukces. Tego się trzymam. Takiego pozytywnego myślenia i wiary w siebie. To jest najważniejsze. Gdybym nie wierzyła w siebie, nie byłoby mnie tutaj. Teraz mam nadzieję, że ta piosenka wybrzmi jeszcze lepiej i pełniej w tej oprawie, którą jej przygotowujemy. A mogę zapewnić, że występ będzie zaskakujący i niespodziewany.

- Czujesz tutaj w Polsce wsparcie ze strony rodaków?
- Fani Eurowizji mnie wspierają i bardzo sobie to cenię. Muszę jednak przyznać, że w Polsce czuję się najmniej pewnie w tym momencie.

- Dlaczego?
- Kiedy wracam do Polski, najbardziej się stresuję. Tutaj jestem najbardziej surowo oceniana, tutaj czuję na sobie największą presję. Każdy mój ruch jest dokładnie śledzony. I czuję dużą dozę nieufności ze strony Polaków. Bardzo bym chciała, żeby to się zmieniło, ponieważ ja dokładam wszelkich starań, żeby występ był najlepszy. Mam nadzieję, że kiedy polska publiczność zobaczy mnie w półfinale, w pełni we mnie uwierzy.

- W internecie jest równie tyle słów wsparcia dla ciebie, co niechęci. Dlaczego każdy polski reprezentant na Eurowizję, musi się mierzyć z hejtem?
- To jest już niestety norma. Tak to u nas wygląda co roku, że Polacy podchodzą do preselekcji do Eurowizji z wielkimi emocjami. Traktujemy to bardzo poważnie. Nie ma w tym zabawy, tylko bierzemy to naprawdę na serio. Ja nie jestem w stanie przekonać do siebie sto procent Polaków. Nawet, jeśli przekonam tylko dwa procent, to będzie dla mnie wiele, bo te osoby pójdą dalej za mną i za moją muzyką. Każdy ma innego faworyta, bo każdy ma inny gust. Jeśli czyjś kandydat potem nie wygrywa, to ta osoba jest oburzona i daje temu wyraz w internecie. Jest mi przykro z tego powodu. Ja rozumiem, że ktoś może być niezadowolony, że preselekcji nie wygrała jego faworytka czy faworyt, ale dla każdego byłego i przyszłego reprezentanta takie mocno negatywne podejście jest bardzo trudne do zrozumienia. Marzę o tym, aby dialog odbywał się bez nienawiści i wulgaryzmów.

- Starasz się nie czytać tego, co ludzie wypisują o tobie w internecie?
- Tak. Nic z tego pozytywnego nie wynika, że czytam negatywne komunikaty na swój temat. Niestety: dotykają mnie one, bo jestem bardzo wrażliwą osobą. Staram się jednak myśleć, że jest to po coś. Najgorzej być obojętnym i nie wywoływać żadnych emocji. Dlatego staram się przekuwać tę negatywną energię w coś twórczego. Ten hejt jeszcze bardziej mobilizuje mnie, żeby dać z siebie wszystko i udowodnić, że potrafię. Jeśli się to komuś nie spodoba – to trudno, przecież wszyscy nie mogą mnie lubić.

- Myślisz, że w innych krajach jest podobnie?
- Bardzo różnie. W Polsce jest to bardzo zaostrzone. Kiedy rozmawiałam z innymi kandydatami, okazało się, że w Hiszpanii jej reprezentant otrzymuje ogromne wsparcie. Tam jest wielka solidarność. Cała Hiszpania jest gotowa iść za nim w ogień. Z kolei na Litwie jest jak u nas. Tam kandydat spotyka się z dużym hejtem. Wszystko zależy więc od narodu i jego temperamentu. Część naszej populacji jest bardzo krytyczna i wybuchowa i daje upust m.in. w hejterskich komentarzach, bo nie da się tego nazwać konstruktywną krytyką. Tylko tak naprawdę te komentarze świadczą o tym, kto je pisze, a nie do kogo są kierowane.

- A możesz liczyć w tych dniach na wsparcie najbliższych?
- To jest najważniejsze, żeby mieć wokół siebie ludzi, na których wsparcie mogę liczyć. Kiedy obudzę się w środku nocy i spanikuję, to będę mogła zadzwonić i wiem, że ta osoba odbierze. Wtedy mogę spać spokojnie i dotrwam do Eurowizji. I nie tylko – jeszcze wiele rzeczy w życiu pokonam.

- Twoi rodzice polecą z tobą do Malmö?
- Nie. Będą ze mną duchem. Leci ze mną tylko mój team z telewizji i management. To nie jest tak, że ja mogę sobie zabrać pół domu i mojego pieska. Jedziemy tam przecież do pracy. Każdy ma swoje zadanie do wykonania, a ilość miejsc jest ograniczona. Wszyscy moi bliscy będą oglądać Eurowizję w telewizji.

- Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, zapytałem cię, dlaczego nie pojawiłaś się w żadnym telewizyjnym talent-show. A ty odpowiedziałaś: „Ja nie lubię rywalizacji. Konkurowanie ze sobą, zwłaszcza na polu artystycznym, to nie mój świat”. Dlaczego zmieniłaś zdanie i zgłosiłaś się do polskich preselekcji do Eurowizji?
- Nadal zgadzam się z tym, co wtedy powiedziałam. Nie lubię w muzyce rywalizacji. Kiedy wniknie się w tkankę konkursu Eurowizji i pozna wszystkich uczestników, to wtedy okazuje się, że tam nie ma rywalizacji. To bardziej wydarzenie niż konkurs. Niby ktoś wygrywa, są rankingi i bukmacherzy, ale sama energia jest tam taka, że nie czuć ducha rywalizacji. Każdy jest inny i ma coś innego do zaoferowania. To, kto wygra, zależy od tego, na co Europa w danym roku czeka i czego chce. Nie ma więc rywalizacji typu ktoś jest lepszy, ktoś jest gorszy czy ktoś lepiej śpiewa, ktoś gorzej śpiewa. Tam wszyscy są po prostu świetnymi artystami. Nie można nikogo umniejszać. Wszyscy są kreatywni – ale każdy inny. Dlatego zdecydowałam się na Eurowizję, bo nie czuję tam ducha rywalizacji. Tam chodzi o coś innego. Wszyscy tworzymy w tym konkursie wspólnotę.

- Jak oceniasz tegoroczną formułę wyłonienia reprezentanta Polski przez komisję, zamiast telewizyjnego koncertu, w którym decydują widzowie?
- Bardzo żałuję, że nie było takiego koncertu i nie można było na żywo zaprezentować swych piosenek. Niestety: sytuacja wyglądała, jak wyglądała. Chciałabym jednak, żeby to się zmieniło. Żeby zrobić coś takiego, jak w Szwecji – wspaniały Melodien Festival, który jest ogromnym wydarzeniem muzycznym. Myślę, że w Polsce można by coś takiego zorganizować, bo jest u nas bardzo dużo fanów Eurowizji.

- Co zdecydowało, że wybrano akurat twoją piosenkę?
- Nie mnie to oceniać. Od tego była komisja. Ja oczywiście bardzo się cieszę z takiej decyzji. Myślę, że moja piosenka przemówiła do wszystkich. Bo szybko wpada w ucho i ma uniwersalny przekaz. Do tego ja jako artystka mam charakterystyczny wizerunek i coś ciekawego do zaoferowania. Jakoś to wszystko złożyło się na taki wynik. Bardzo się z tego powodu cieszę.

- „The Tower” została napisana specjalnie pod kątem Eurowizji?
- Tak. Ta piosenka została napisana w zeszłym roku, kiedy świadomie poczułam, że chciałabym wziąć udział w Eurowizji i spróbować swoich sił. Jedną z sesji songwriterskich, które odbywałam wtedy w Londynie, poświęciłam specjalnie na napisanie tej piosenki. Miałam pomysł na ten utwór: wiedziałam o czym chcę, żeby był i stworzyłam ogólny zarys tekstu.

- Jak ci się pracowało z brytyjskimi twórcami?
- Bardzo dobrze. Oni mają w sobie dużo pozytywnej energii. Cieszę się, że to produkcja na światowym poziomie. Ta piosenka powstała w małym studiu, w miłym, wręcz rodzinnym gronie. Napisaliśmy ją we trójkę: ja, Paul Dixon i Max Cooke. To był wspaniały czas twórczej wymiany myśli. Na pewno zapamiętam ten moment samego powstawania tego utworu na długo.

- „The Tower” ma bardziej popowy charakter niż twoja wcześniejsza twórczość. To oznacza zmianę kierunku twojej kariery?
- Tak. To dla mnie nowe otwarcie. Ta piosenka zapowiada nowy etap w mojej twórczości. Zaczynam śpiewać po angielsku i bardziej popowo. Nie boję tego słowa. Bo czemu? Będę działała bardziej mainstreamowo. Wcześniej trochę bałam się pójść w taką stronę. Teraz poczułam w sobie odwagę, by trafić do większej liczby osób. By wyjść poza krąg muzyki alternatywnej, tylko dla wybranych. Postanowiłam pojechać na Eurowizję i napisać na konkurs piosenkę, która będzie po prostu popowa.

- Zamierzasz kuć żelazo, póki gorące i po Eurowizji zaprezentować kolejne nowe piosenki, a może nawet całą nową płytę?
- Jak najbardziej. Cały czas tworzę dużo nowego materiału. Drugi mój album jest prawie skończony. Tuż po Eurowizji wrócę z kolejnymi singlami, żeby jak najwięcej mojej nowej muzyki dać fanom.

- Twoja nowa muzyka też będzie „kosmiczna”, czy tym razem schodzisz na Ziemię?
- Moja druga płyta będzie bardziej ziemska i jasna. Będzie na niej więcej pozytywnej energii. Natomiast w moim artystycznym DNA jest na dobre wpisany ten element kosmosu i tajemnicy. Na pewno więc będzie to też słychać na nowym albumie. Nie jestem bowiem w stanie zerwać z tym, jaka jestem. Ewoluuję i zmieniam się, ale nadal pozostaję sobą.

- Luna to twoje sceniczne alter ego?
- Luna to po prostu ja. Ja się równam Luna. Tutaj nie ma żadnego rozgraniczenia. Nie jestem osobą, która oddziela swoje życie prywatne od zawodowego. Bo to muzyka i sztuka są całym moim życiem i wypełniają cały mój świat. Luna to nie sztucznie wykreowane alter-ego. To jestem ja. Taka jestem na co dzień i taka też jestem na scenie. Może mam tam więcej emocji czy pewności siebie, ale to dlatego, że mam więcej do przekazania.

- Wspomniałaś, że twoje nowe piosenki będą po angielsku. To znaczy, że planujesz międzynarodową karierę?
- Z taką myślą postanowiłam wziąć udział w Eurowizji. Chciałabym bardzo nie zamykać się tylko na Polskę, ale dotrzeć do słuchaczy na całym świecie. Jednym z moich największych marzeń jest międzynarodowa trasa koncertowa. Dlatego już sam występ w półfinale Eurowizji będzie dla mnie wielką wygraną.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.