Luksus własnego zdania Jana Rokity. Wybory bez znaczenia

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Wybory bez znaczenia

Jan Rokita

W demokracji nie ma takich wyborów, które zasługiwałyby na całkowite zignorowanie. Ale co jakiś czas zdarza się głosowanie, którego wynik jest dla naszej przyszłości tak mało ważny, że można je w istocie uznać za pozbawione znaczenia. Tak właśnie będzie w najbliższą niedzielę.

W ogólnych zarysach wynik tego głosowania jest łatwo przewidywalny. PiS i Platforma dostaną mniej więcej po dwudziestu europosłów, a trzy pozostałe partie po kilku. To czy w przypadku dwóch głównych partii będzie to równo po dwudziestu dla każdej, czy też jedna z nich dostanie aż dwudziestu dwóch, a druga tylko osiemnastu - ma znaczenie dla liderów i propagandzistów obu formacji. Każdy z nich bowiem chciałby w niedzielę wieczorem z udawanym patosem w głosie obwieścić, iż to on właśnie wygrał wybory, a jego wróg - poniósł straszliwą klęskę. Ale to tylko przecież propagandowa fikcja.

Za kilka miesięcy nikt w Polsce, poza fachowcami od wyborów, nie będzie pamiętać ani tego, która z dwóch wielkich partii uzyskała przewagę jednego czy dwóch mandatów w Brukseli, ani tym bardziej tego, czy Konfederacja ma o jednego europosła więcej od Lewicy, czy też odwrotnie. A to dlatego, że rzeczy bez znaczenia nie utrwalają się w zbiorowej pamięci. To właśnie różni głosowanie do europarlamentu i wybory krajowe. Te ostatnie bowiem często decydują o wszystkim. I nawet dorastające dziecko będzie za parę lat pamiętać, że w roku 2023 Kaczyński przegrał, a Tusk wygrał z niewielką przewagą. Bo skutki tego faktu jeszcze długo będą się odbijać na życiu każdego z nas.

Dlatego eurowybory to są raczej wybory polityków, niźli obywateli. Tak, to prawda: politycy mają dobre powody, aby pasjonować się ich wynikami. To czy na liście Platformy Hanna Gronkiewicz Waltz wypchnie z europarlamentu ministra Kierwińskiego, albo czy na liście PiS Jacek Kurski zakończy europejską przygodę europosła Bielana - może być dla tych ludzi i ich partyjnych towarzyszy kwestią o wielkiej doniosłości. Nie tylko z racji gigantycznych kwot pieniędzy, motywujących do kandydowania, ale również ze względu na wewnętrzne hierarchie partyjne. Pokonanie silnego konkurenta na własnej liście rodzi nadzieję na przyspieszenie kariery partyjnej i docenienie przez partyjnego lidera. Tyle tylko, że żadne z tego rodzaju rozstrzygnięć ani nie zmieni tych partii, ani nie wpłynie na ich ideologie czy programy. To nie są bowiem rozstrzygnięcia pomiędzy jakimiś ideowymi partyjnymi frakcjami. A PiS i Platforma są partiami wodzowskimi, więc to co będzie się w nich dziać i tak zależy od chęci i woli ich przywódców.

Co prawda układ sił w nowym Parlamencie Europejskim będzie mieć spore znaczenie dla przyszłego kształtu Unii. Rzecz tylko w tym, że akurat polskie wyniki nie mają pod tym względem istotnego znaczenia. Wygrana PiS dwoma mandatami przewagi niczego w Europie nie zmienia, podobnie jak taka sama wygrana Platformy. W Europie liczy się fakt, iż obie te partie są silnymi i stabilnymi filarami międzynarodówki konserwatywnej (PiS) i chadeckiej (PO), a ta ich niezła pozycja nie zależy od tego, czy wygrają dwa mandaty więcej, czy mniej. Rzecz jasna, nie piszę tego wszystkiego, aby kogokolwiek zniechęcić do udziału w niedzielnym głosowaniu; sam zresztą się na nie wybieram. Idzie mi tylko o to, aby trzeźwo spojrzeć na rozemocjonowanych polityków, którzy chcą nam wmówić, iż to właśnie ta niedziela będzie najważniejszą ze wszystkich.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.