Luksus własnego zdania Jana Rokity. Tusk na wojnie z Republikanami

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Tusk na wojnie z Republikanami

Jan Rokita

Werbalna szarża polskiego premiera przeciw Donaldowi Trumpowi jest w podwójnym sensie faktem bez precedensu. Najpierw dlatego, że nigdy dotąd, od czasu odzyskania niepodległości, żaden polski prezydent ani premier nie dopuścił się ataku na kandydata jednej z dwóch wielkich partii do prezydentury USA, i to na dodatek w samym środku amerykańskiej kampanii wyborczej.

Rzecz jasna nie dlatego, by polscy politycy nie mieli swoich politycznych preferencji w amerykańskich wyborach. Natura relacji pomiędzy Ameryką, a wszystkimi innymi demokracjami zachodnimi jest bowiem taka (czy się to komu podoba, czy też nie), że wszystkie one mają swoje kluczowe interesy w USA, więc liczą na to, że jeden kandydat zrealizuje je lepiej, a inny gorzej. Ale ustawianie sobie któregokolwiek z kandydatów w roli osobistego wroga, nie tylko w polskiej sytuacji, przekraczałoby przecież granice politycznego nonsensu.

Szarża Tuska jest też bez precedensu w skali unijnej Europy. Co prawda spora część obecnej unijnej elity boi się Trumpa, zwłaszcza brukselska euro-biurokracja, gdyż kandydat Republikanów jest znany ze swej antypatii do Unii (co zresztą w polityce amerykańskiej nie jest nowością). Wygranej Trumpa obawia się też lewicowy rząd w Berlinie, ale bynajmniej nie z powodu - jak się to w Polsce przedstawia - wojny na Ukrainie. Berlin boi się polityki handlowej Republikanów, uderzającej w interesy niemieckiego eksportu, oraz wznowienia presji na wzrost niemieckich zbrojeń. Ale to wszystko nie skłania któregokolwiek (powtórzmy: któregokolwiek!) z europejskich liderów do ryzykowania interesami swojego kraju i atakowania Trumpa. Przeciwnie, liberalny premier Niderlandów Mark Rutte pokpiwał sobie niedawno na unijnym szczycie ze swoich europejskich kolegów, pytając retorycznie: „Co wy tak się boicie tego Trumpa?” I ponoć ta jego otwartość i chęć współpracy z Trumpem walnie przyczyniła się do tego, iż przywódcy Europy chcą teraz Holendrowi powierzyć funkcję szefa NATO.

Tusk jest więc także przypadkiem odosobnionym w unijnej Europie. Nasuwa się zatem pytanie - co skłania polskiego premiera do czynienia czegoś, czego ani nikt w Polsce dotąd nie czynił, ani też nie czyni w unijnej Europie? Odpowiedź nie jest łatwa, jak zawsze wtedy, gdy chce się zrozumieć zachowanie pozbawione politycznego sensu, ba… wręcz politycznie irracjonalne. Tusk przecież nie tylko szkodzi w ten sposób polskim interesom, ale przede wszystkim, szkodzi samemu sobie jako premierowi, który już za chwilę może być w najwyższym stopniu zależny od decyzji Trumpa, jeśli ten zostanie prezydentem USA.

Mam dwie hipotezy, próbujące jakoś rozgryźć dziwne zachowanie polskiego premiera. Jedna taka, że zapowiedź spotkania Dudy z Trumpem w Nowym Jorku wzbudziła taką jego furię, że nie mógł się powstrzymać od zdeprecjonowania obu uczestników tego spotkania. Jeśli tak, to znaczyłoby, że Tusk ma uraz na tle prezydenta Dudy, który - podobnie jak niegdyś Lech Kaczyński - „przeszkadza mu w rządzeniu”. Hipoteza druga wskazywałaby na zacietrzewienie ideologiczne Tuska, który już niegdyś w Brukseli tak bardzo musiał przesiąknąć fanatyzmem nieustannej walki z prawicą, że ideologiczna rozprawa z globalnym „trumpizmem” stała się dlań ważniejsza i od polskich interesów, i co ciekawe - od jego własnego interesu politycznego.
A może ktoś ma jakąś lepszą hipotezę wyjaśniającą irracjonalną szarżę polskiego premiera?

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.