Luksus własnego zdania Jana Rokity: To nie mogą być rodacy…

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity: To nie mogą być rodacy…

Jan Rokita

W ostatni wtorek europejskie media obiegły filmiki video oraz zdjęcia z polskiej wschodniej granicy. Na jednym z nich widać, jak jacyś mężczyźni siłą rozszczelniają wagony pociągu towarowego, a na tory i otaczające je kamienie wysypuje się zboże jadące z Ukrainy. Wokół porozwieszane są wszędzie biało-czerwone flagi, a w tle słychać jakieś wydzierające się głosy, wrzeszczące bez dającej się zidentyfikować melodii znaną każdemu Polakowi frazę: „Marsz, marsz Dąbrowski!”.

Widać też dwóch policjantów z pałkami trzymanymi za plecami, którzy bezczynnie przyglądają się zdarzeniu. Miejsce akcji opisane jest jako „polska granica”, ale zdaje się, że wszystko odbywa się gdzieś przy torach w Medyce.

Muszę przyznać, że w ogóle niszczenie zboża, ktokolwiek by tego nie czynił, budzi we mnie zawsze odruch gwałtownego sprzeciwu. Może dlatego, że moja Matka rygorystycznie respektowała wyniesiony ze swego domu rodzinnego w Przemyślu obyczaj, wedle którego chleba nie wolno wyrzucać, bo - jak zawsze mi powtarzała – „to jest obraza Boska”. Jestem rzecz jasna świadom, że obyczaje mojej Matki należą do świata, który nie istnieje, i nie domagałbym się dziś od nikogo rygorystycznego dla nich respektu. Ale trzeba być kompletnie wyzbytym empatii wobec walczących o przetrwanie Ukraińców, aby nie zdawać sobie sprawy, co dla naszych sąsiadów znaczy niszczenie ukraińskiego zboża przez obcych.

Każdy Ukrainiec odnosi takie obrazy do dziejów Hołodomoru, kiedy to Sowieci z premedytacją niszczyli ukraińskie zboże, doprowadzając do głodowej śmierci czterech milionów ludzi. Cześć dla ofiar Hołodomoru stała się w ciągu ostatnich lat kluczowym składnikiem nowej patriotycznej tożsamości Ukrainy. A my wpisujemy się teraz w tę ukraińską narodową traumę, za sprawą tych zdziczałych gwałtowników z Medyki. Warto uważnie słuchać, co mówi na ten temat Siergiej Sumlenny, analityk znany tak dobrze z wielkiej sympatii dla Polski. Oto jego słowa: „Proszę, nie popełnijcie błędu. To przywołuje wspomnienie Hołodmoru. Widziałem komentarze zazwyczaj bardzo spokojnych Ukraińców, którzy są wstrząśnięci. To jest absolutnie nie do przyjęcia”.

Niszczenie cudzego mienia jest w polskim kodeksie karnym zagrożone karą pięciu lat więzienia. Wyobrażam sobie, że gdyby niszczone tu było polskie zboże, policja nie okazywałaby bierności, a też przestępcy nie byliby tak pewni siebie. To wprawdzie doby znak, że w czwartek, dwa dni po tych zdarzeniach, premier Tusk ogłasza wpisanie przejść granicznych między Polską i Ukrainą do tzw. „infrastruktury krytycznej”, co ma oznaczać (jak mówi) „innego typu reżim organizacyjny na przejściach granicznych”. Chcę wierzyć, że po tej decyzji premiera takie sceny, jak ta w Medyce, nie będą się już powtarzać.
Ale i tak nadal nie mogę pojąć, co sprawia, że przestępcy, występujący w roli „rolników broniących Polski”, mogą być bezkarni, jeśli niszczą cudze zboże, a na dodatek uderzają w najczulszy punkt zbiorowej wrażliwości naszych sąsiadów? Dlaczego żadne służby państwowe nie przeszkodziły im na czas? Dlaczego nie zostali zatrzymani? Dlaczego nie słychać o śledztwie prokuratorskim?

Moją uwagę zwróciła tylko polska konsul ze Lwowa – pani Eliza Dzwonkiewicz, która pisze, niemal z rozpaczą: „Przepraszam was drodzy ukraińscy przyjaciele. To co się dzieje nie może być dziełem moich rodaków”. Też tak chciałbym uważać. Mój wielki szacunek dla Pani Konsul.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.