Luksus własnego zdania Jana Rokity. To jeszcze nie ta bitwa

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. To jeszcze nie ta bitwa

Jan Rokita

Entuzjazm, jaki wzbudziła w Europie i Ameryce ukraińska kontrofensywa na Słobodszczyźnie jest najzupełniej uzasadniony. Ukraiński atak - jak napisał publicysta Jurij Butusow – „osiągnął efekt absolutnej taktycznej gwałtowności”, a powstrzymany został przez rosyjską artylerię dopiero za granicą Donbasu i przy samej granicy Rosji.

Znawcy taktyki militarnej przekonują, że Ukraińcom zabrakło w toku tej bitwy odwodów, które – gdyby je armia ukraińska miała – mogłyby już teraz rozstrzygnąć na rzecz Kijowa losy bitwy o Donbas. Nie umiem ocenić, czy tak jest istotnie. Ale sam żywię podziw dla armii ukraińskiej, która występując z pozycji słabszego, potrafi jednak przeganiać Moskali z całkiem sporych terytoriów. Teraz dowiadujemy się z przecieków w mediach amerykańskich, że ofensywę tę ponoć wymyślono, taktycznie dopracowano i uzbrojono w Waszyngtonie. Tym lepiej, bo to kolejny sygnał, że rząd Bidena powoli wciąga się w tę wojnę i chce ją coraz bardziej, rękami żołnierza ukraińskiego, wygrać.

Ci sami Amerykanie przekonują jednak do ostrożności, a zwłaszcza do niepropagowania hurra-optymizmu, który może przynieść tylko wielkie rozczarowanie. Sekretarz stanu Blinken przypomina, że: „Rosja ma nadal potężne siły na Ukrainie”, więc wojna wcale nie zmierza do rychłego końca. Amerykanie mają rację, bowiem ów „blitzkrieg”, jaki udał się właśnie na terytorium Słobodszczyzny, nie ma decydującego wpływu na dalsze losy wojny. W czarnym scenariuszu można sobie bez trudu wyobrazić, że Rosjanie pierzchają z całej, czy niemal całej, historycznej Ukrainy Słobodzkiej, ale umacniają i fortyfikują swe przyczółki na Ukrainie Prawobrzeżnej, wzdłuż dolnego Dniepru. I w ten sposób jeszcze bardziej zagrażają samej egzystencji niepodległej Ukrainy, otwierając sobie, po jakiejś potrzebnej im „pieriedyszce”, możliwości dalszej inwazji na Odessę, Mikołajów, Krzywy Róg, Zaporoże i Dniepropietrowsk (przemianowany teraz na Dniepr). Takiej inwazji, która na powrót otworzyłaby upiorne, ale ciągle wiszące nad całą wschodnią Europą pytanie, o samą zdolność przetrwania niepodległej państwowości ukraińskiej.

Rzecz bowiem w tym, że o ile ukraiński „blitzkrieg” na dalekiej Słobodszczyźnie ma trudną do przecenienia wagę polityczną i psychologiczną, to nie ma aż tak dużego znaczenia w ściśle militarnym planie ocalenia państwa ukraińskiego. To ocalenie nastąpi wówczas, kiedy moskiewski okupant zostanie definitywnie wyparty z Ukrainy Prawobrzeżnej. I żeby się nie utopić w szerokim Dnieprze, będzie musiał uciekać na jego lewy brzeg. Dopiero takie zwycięstwo nad Dnieprem sprawiłoby, że nad wielkimi miastami centralnej Ukrainy przestanie wisieć groźba okupacji. A i sąsiedzi Ukrainy, np. Polska, będą mogli wtedy odetchnąć, wierząc że Moskale naprawdę zostali odepchnięci od Europy.

Tej wielkiej bitwy Rosja tak łatwo nie odpuści, jak odpuściła właśnie sporą część odległej Ukrainy Słobodzkiej. I co kluczowe w tej sprawie, tej wielkiej bitwy, która musi się jeszcze w obecnej wojnie wydarzyć, Ukraina nie wygra bez zaangażowania lotnictwa amerykańskiego i ataków powietrznych na Krym i sławetny Most Kerczeński. Polityczna doniosłość „blitzkriegu” na Słobodszczyźnie tkwi właśnie w tym, że po ukraińskim sukcesie, wymyślonym i zaplanowanym przez Amerykanów, takie głębokie wciągnięcie USA w wojnę wschodnią, po raz pierwszy wydaje się czymś więcej, niźli tylko wschodnioeuropejskim pobożnym życzeniem.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.