Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity: Sojusznicze kategorie

Luksus własnego zdania Jana Rokity: Sojusznicze kategorie
Jan Rokita

Post factum dowiadujemy się, że Amerykanie wiedzieli wcześniej o planach rebelii najemników w Rosji. Wedle przecieków do amerykańskich mediów CIA znała te plany już w połowie czerwca, a przed 21 czerwca przekazała tę wiedzę rządowi i Kongresowi USA.

Możemy się domyślać, że wywiad USA pozyskał owe informacje z nasłuchu tego, co się dzieje w Rosji, albo od dobrze posadowionych agentów. W każdym razie zarówno Biden, jak i liderzy Demokratów i Republikanów wiedzieli o planach rebelii co najmniej na dwa dni przed jej faktycznym wybuchem. Nikt wtedy nie mógł odpowiedzialnie przewidzieć, jakie mogą być następstwa buntu 25 tysięcy świetnie wyszkolonych rosyjskich „psów wojny” pod wodzą Prigożyna. Czy w Rosji dojdzie do wojny domowej? Czy rozbici rebelianci nie zaatakują państw graniczących z Rosją? Jaki nowy reżim może zapanować na Kremlu?
Co Ameryka zrobiła z tą wiedzą? Jak dziś wiemy dzięki ustaleniom telewizji CNN - podzieliła się nią z… Anglikami. Tak jakby los Wielkiej Brytanii zależał od tego, jak dramatycznie przebiegną zdarzenia w Rosji. Nie dano sygnału prezydentowi Zełenskiemu, aby jego armia przygotowała się na spodziewane przemieszczenia armii Prigożyna. Nie powiadomiono ani choćby ogólnie nie ostrzeżono żadnego z siedmiu sojuszników z NATO, bezpośrednio graniczących z Rosją i Ukrainą.

Co ciekawe, nie dano znać nawet Niemcom, których ekipa Bidena zwykła traktować jako najważniejszych sojuszników europejskich. Zabawne jest słuchać teraz skonsternowanego kanclerza Scholza, który przyznaje, że niemiecka BND sama nie wiedziała niczego o planach buntu, a od Amerykanów nie dowiedziała się też niczego. „Wszyscy będziemy musieli omówić to razem, także to, co dotyczy rzeczy, o których teraz się spekuluje” - mówi Scholz, a w tych mętnie sformułowanych słowach słychać tłumioną pretensję do Ameryki.

Biden zaczął dzwonić z informacjami i przestrogami 24 czerwca, kiedy bunt w Rosji był już faktem publicznym. Ale to, kogo już post factum powiadamiał o tym, co sam wiedział od kilku dni, jest również charakterystyczne. Byli to przywódcy Kanady, Niemiec, Francji i Ukrainy. Przy czym do Zełenskiego Biden miał interes: nalegał, aby ten nie próbował czasem jakoś wykorzystać zamętu w Rosji, bo mogłoby to być politycznie niewygodne dla USA. I choć i tak wydarzenia szybko biegły już swoim torem, to nadal w Waszyngtonie nikomu nie przyszło do głowy dzielić się danymi wywiadowczymi z żadnym z siedmiu sojuszników z tzw. flanki wschodniej.

Wszystko to pokazuje swoisty sojuszniczy „porządek dziobania”, jaki obowiązuje w Waszyngtonie w sytuacjach kryzysowych. Jasno widać trzy kategorie sojuszników. W kategorii A lokuje się tylko Wielka Brytania. I decyduje o tym nie fakt, czy akurat jakaś wiedza Brytyjczykom jest potrzebna, czy też nie, ale tradycyjne sojusznicze zaufanie do Londynu, jak również do tamtejszych służb wywiadowczych. Anglia jest od zawsze swoistą częścią polityki amerykańskiej, a fakt ten pokazuje, jak wielką siłę mają w polityce więzi stworzone przez historię. Do kategorii B należą: Kanada, Niemcy i Francja, gdyż to, co powiedzą i zrobią przywódcy tych państw w chwili kryzysu, jest w Waszyngtonie traktowane jako ważne dla Ameryki. Ukraina wpadła do tej kategorii na chwilę, gdyż Biden miał do niej akurat ów swoisty interes. A potem są dopiero dalsze kategorie sojusznicze. I można założyć, że w kategorii C zmieściłaby się już także Polska.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.