Luksus własnego zdania Jana Rokity. ONZ za likwidacją grzechu

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. ONZ za likwidacją grzechu

Jan Rokita

Jak można dowiedzieć się z internetowych stron Uniwersytetu Harvarda, latynoski prawnik Victor Madrigal-Borloz jest starszym profesorem wizytującym w tamtejszej Harvard Law School. Kostarykanin jest akademickim autorytetem w dziedzinie praw człowieka, a przy tym zajmuje kluczowe funkcje w najrozmaitszych europejskich i amerykańskich instytucjach walczących z prześladowaniami, torturami, dyskryminacją.

Również ONZ powołała go na swego tzw. „niezależnego eksperta”, co w logice tej instytucji oznacza kluczową funkcję autorytetu formułującego raporty uznawane potem za globalną opinię Narodów Zjednoczonych. Ostatnio ONZ ogłosiła jego kolejny raport dotyczący praw mniejszości w kontekście wolności religijnej. Można by przypuścić, iż w świecie, w którym prześladowania religijne osiągnęły skalę nieznaną od czasu wojen religijnych XVI/XVII wieku, sprawozdawca ONZ ma do spełnienia misję obrony idei swobodnego wyznawania religii przez ludzi na całym świecie. Nic jednak bardziej błędnego.

W raporcie Madrigal-Borloza ONZ wzywa w stanowczych słowach do… zawężenia wolności religii przez państwa i domaga się od rządów, aby na całym świecie poddały kościoły ściślejszemu prawnemu i policyjnemu nadzorowi. A to z tej racji, iż różne religie, w tym chrześcijaństwo oraz islam, uparcie podtrzymują koncept grzechu w dziedzinie moralności seksualnej. Takie ich podejście sprawia, że to właśnie za sprawą religii istnieją w świecie „ciemne zakątki”, w których niektórzy ludzie uważani są za „grzeszników, czyli obywateli drugiej kategorii”. A to jest pogwałceniem praw człowieka. Jaka zatem jest na to recepta? To proste. ONZ domaga się od państw członkowskich, aby stworzyły dla kościołów „nową przestrzeń normatywną”, stanowiąc prawa, które zlikwidują pojęcie grzechu, jak również zabronią religiom uznawać kogokolwiek za grzesznika. A kościoły, które by się temu nie podporządkowały, powinny być karane przez prawo, jako organizacje „dogmatyczne i homokolonialne”.

Z ONZ zawsze były dwa duże kłopoty. Pierwszy ten, że skala marnowania pieniędzy i obdzielania się nimi przez oenzetowską biurokrację, gorszy i złości normalnych ludzi, zwłaszcza w Ameryce, która finansuje lwią część tego utracjuszostwa. Drugi, jeszcze poważniejszy i bardziej polityczny - że ONZ to system zapewniający bezkarność najsilniejszym krwawym dyktaturom, takim jak niegdyś Sowiety, a teraz putinowska Moskwa, czy komunistyczne Chiny. O degeneracji i nieprzydatności ONZ wypowiedziały w ciągu ostatniego roku wiele cierpkich słów władze Ukrainy, napadniętej przez stałego członka Rady Bezpieczeństwa.

Jednak radykalizacja ogarniającej świat wojny o kulturę zaczyna sprawiać, że ONZ już nie tylko bywa często narzędziem w ręku brutalnych i agresywnych dyktatur, które przemoc nazywają wolnością, a agresję walką o pokój. Pojawiło się bowiem realne ryzyko, że ONZ zacznie teraz czynnie wymuszać na państwach członkowskich, aby w imię jakiejś obłąkanej ideologii likwidowały u siebie podstawowe ludzkie swobody, takie choćby jak wolność religijna. Zdeprawowani myślowo prawnicy, tacy jak ów profesor sławnej na cały świat Harvard Law School, tworzą intelektualny klimat dla takiej nowej formy przemocy. Wygląda na to, że na prestiżowych uniwersytetach dochowaliśmy się godnych następców licznych intelektualistów z nie tak znów odległego czasu, którzy z pasją uzasadniali komunistyczną opresję oraz mądrość systemu sowieckich łagrów.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.