Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. O benzynie i prawdzie

Luksus własnego zdania Jana Rokity. O benzynie i prawdzie
Jan Rokita

Po drastycznej podwyżce podatków wszyscy czekali na równie drastyczne podwyżki ceny benzyny na stacjach. Gdyby podwyżki były, wszyscy byliby niezadowoleni, ale poza tym byłby spokój. Zdarzyła się jednak rzecz niedopuszczalna: podwyżek na stacjach nie było! Więc choć po cichu ludzie są zadowoleni, to zaraz po Nowym Roku wybuchła karczemna polityczna draka.

Komu jak komu, ale Obajtkowi udało się w Polsce przyszyć okropną gębę, więc nie dziw, że nieszczęsnego szefa Orlenu broni mało kto. A co najmniej pół Polski, od mediów i polityków, aż po ekspertów od paliw, ruszyło na wyprawę przeciw znienawidzonemu Obajtkowi, z nadzieją, że tym razem w końcu uda się go dopaść.

To że Obajtek mógł od Nowego Roku tak znacząco obniżyć hurtowe ceny paliw, że skok podatkowy stał się dla kierowców niezauważalny, stało się koronnym argumentem przeciw szefowi Orlenu. Skoro bowiem taka obniżka dochodów koncernu była możliwa teraz, z dnia na dzień – to przecież mniejsze obniżki cen hurtowych były już możliwy znacznie wcześniej, ale Orlen ich nie robił. Dlaczego ich nie robił? Ano z dwóch powodów. Po pierwsze, bo od dawna było wiadomo, że rząd podniesie podatki od benzyny i będzie wtedy społeczno-medialna presja na to, aby „coś zrobić”, aby tylko stabilizować sytuację na stacjach. A po drugie, bo rządowi zwierzchnicy Obajtka (czyli Sasin, a pośrednio Kaczyński) oczekują od szefa Orlenu aby zadbał, iżby wyborczy rok nie rozpoczął się dla władzy od skokowych podwyżek na stacjach benzynowych.

Co więc zrobił Obajtek? Kiedy jesienią 2022 roku ceny gazu na świecie powoli zaczęły wracać do normy po szaleństwach pierwszych miesięcy wojny, spowolnił schodzenie przez Orlen z cen hurtowych. W ten sposób osiągał dwa cele. Po pierwsze - czasowo zwiększał przychody firmy, gromadząc rezerwy na spodziewaną „akcję noworoczną”, o której wiadomo było, że zostanie na Orlenie wymuszona, jak nie przez rząd, to przez media i opinię publiczną. Po

drugie - zabezpieczał firmę i jej akcjonariuszy przed ryzykiem gwałtownej utraty dochodów po Nowym Roku. Obajtek zatem robił dokładnie to, co na jego miejscu robiłby każdy rozsądnie myślący i dbający o interes firmy menadżer. Czy z tego powodu zasługuje na naganę? To oczywiste, że nie zasługuje.

Dlaczego zatem ani prezes Orlenu, ani jego ekonomiści, dający teraz liczne wywiady, nie mówią prosto i jasno tych oczywistości? No właśnie, tu się zaczyna absurd tej historii. Nie mówią, bo się boją oskarżenia, że koncern z premedytacją działa w politycznym interesie władzy. I dlatego kręcą i zmyślają jakieś mało dorzeczne argumenty, jakoby jesienią nie obniżali cen hurtowych, bo… NATO brałoby dla armii jeszcze więcej taniego paliwa i zabrakło by go dla ludzi (tak tłumaczy główny ekonomista Orlenu). Z drugiej strony jeszcze bardziej niedorzecznie zachowuje się antyobajtkowa strona tej awantury. Nie mogłem powstrzymać śmiechu, kiedy przeczytałem, że miasto Wrocław wyliczyło sobie „straty”, które poniosło dlatego, że Orlen zbyt powoli schodził jesienią z cenami. Cała historia zakrawa więc na groteskę, ale trzeba przyznać, że jest w niej również coś bardzo smutnego. Nawet jak ktoś działa rozsądnie i przewidująco myśli o przyszłości, to i tak na użytek propagandy woli zmyślać, i to głupio zmyślać, niźli opowiedzieć ludziom prostą prawdę. Czemu? Bo oszalała propaganda najbardziej boi się prostego mówienia o rzeczach takimi jakimi one są.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.