Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Niemcy nie dali rady

Jan Rokita Fot. archiwum
Jan Rokita

W kwietniu świat obiegł publiczny i niemal błagalny apel prezydenta Zełeńskiego o pilne, interwencyjne dostarczenie armii ukraińskiej co najmniej siedmiu baterii Patriotów, czyli lokowanych na ciężarówkach systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.

Zełeński argumentował, iż bez nich kraj nie jest w stanie ochronić ludności atakowanego przez Moskali dwumilionowego Charkowa, oraz kilku kluczowych węzłów ukraińskiej infrastruktury energetycznej. W końcu kwietnia odbyła się w tej sprawie narada około 50 państw - sojuszników Ukrainy, a roli koordynatora całej akcji podjął się rząd niemiecki. Z przecieków publikowanych teraz przez dobrze poinformowane media (m.in. dziennik „Politico”) dowiadujemy się, że po upływie miesiąca niemieckie starania kończą się fiaskiem.

Dlaczego? Bo jak dotąd tylko Berlin zgodził się pilnie przekazać trzy baterie Patriotów na Ukrainę, narażając przy tym - przynajmniej na jakiś czas - własny system obrony powietrznej. Amerykanie mają swój własny harmonogram dostaw broni dla armii ukraińskiej, który realizują na powrót, po tym, jak Kongres uwolnił budżet na te cele. Szef NATO Jens Stoltenberg mówi, że sojusznicy europejscy bez większych problemów mogliby doraźnie uratować ukraińską obronę powietrzną, gdyż dysponują odpowiednimi zasobami Patriotów. Ale mimo trwających miesiąc wysiłków i presji niemieckiej szefowej dyplomacji pani Baerbock i ministra obrony Pistoriusa - nikt w Europie nie zgodził się uczestniczyć w doraźnym planie pomocy dla Ukrainy. Odmowa przyszła od wszystkich rządów, które mogłyby takiej szybkiej pomocy udzielić.

Z przecieków znana jest - zapewne niepełna - lista tych, którzy odmówili. Jest na niej: Hiszpania, Grecja, Rumunia, Polska, a także neutralna Szwajcaria, która właśnie na swoje potrzeby zakupiła aż pięć nowych baterii. Oczywiście Patrioty są drogie, jeden zestaw kosztuje coś koło miliarda dolarów. Ale wygląda na to, że rzecz nie tkwi głównie w pieniądzach. Obok Niemiec, pięciu innych bogatych sojuszników - Belgia, Dania, Kanada, Niderlandy i Norwegia - gotowych byłoby ponoć wyłożyć gotówkę na ten cel, ale nie ma po prostu ani jak, ani gdzie kupić Patriotów dla Ukrainy. Koncern Raytheon, produkujący rakiety, zawalony jest zamówieniami, z których wykonaniem na czas nie daje sobie rady. I ani ci, którzy mają na wyposażeniu Patrioty - poza Niemcami - nie chcą osłabiać czasowo własnej obrony dla ratowania Ukrainy. Ani też ci, którzy stoją w kolejce do Raytheonu i mają teraz właśnie terminy dostaw (jak Szwajcarzy) nie zamierzają ustępować kolejki dla Ukraińców.

W jakimś sensie można zrozumieć swoisty egoizm jednych i drugich. Dopóki Europa na serio wierzyła w perspektywę zwycięstwa Ukrainy, skłonna była też myśleć, iż wzmacniając siłę Ukrainy, nawet kosztem przejściowej luki wyposażenia własnych armii, odsuwa w istocie wojnę od swoich granic. Ale dziś mało kto wierzy w ukraińskie zwycięstwo, a panująca atmosfera wyczekiwania na rychłą wojnę każe rządom myśleć przede wszystkim o zasobach własnych armii. Takie myślenie dominuje teraz także w polskim rządzie. No i co ciekawe, jedynym istotnym krajem, który nadal jest gotów dla Ukrainy ryzykować własnymi zasobami, a pośrednio własnym bezpieczeństwem - są Niemcy. Widać wyraźnie, jak dalece realia dzisiejszej europejskiej polityki rozmijają się z utartymi schematami i obiegowymi opiniami, zwłaszcza tymi, które panują nad Wisłą.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.