Luksus własnego zdania Jana Rokity. Miękka tyrania

Czytaj dalej
Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Miękka tyrania

Jan Rokita

W ciągu tego tygodnia miały miejsce wybory w dwóch krajach - obu demokratycznych i obu istotnych dla politycznego ładu świata. W niedzielę wybory w Brazylii wygrał komunista Lula, co demokratyczny świat przyjął z entuzjazmem. W szczególności Bruksela i Waszyngton nie kryły swej satysfakcji z przegranej dotychczasowego prezydenta Bolsonaro, który zasłynął jako sceptyk wobec ocieplenia klimatu i koronawirusa, a jako zwolennik rynku - domagał się uznania przez świat prawa Brazylii do inwestowania na terenie Puszczy Amazońskiej. Rząd Bidena przestrzegł nawet odchodzącego prezydenta, aby czasem nie przyszło mu do głowy kontestować zwycięstwa Luli.

Dwa dni później - we wtorek - w Izraelu wybory wygrała narodowo-religijna koalicja prawicy pod wodzą Netanjahu. Demokratyczny świat uznał ten wynik za katastrofę dla wolności i demokracji, a wielkie zachodnie gazety uderzyły na larum. Idzie zwłaszcza o to, że jeden z partnerów nowej koalicji - Ben-Gwir - stoi na czele partii nacjonalistyczno-religijnej, popieranej zwłaszcza przez młodych Izraelczyków, która swe idee wyprowadza wprost z Biblii. Więc nim jeszcze ogłoszono wyniki, rząd Bidena przestrzegł Izrael, że wpuszczenie ludzi Ben-Gwira do rządu będzie się wiązać z „pogorszeniem relacji z USA”. Bardzo proamerykański Netanjahu odparł, iż nie jest w zwyczaju, aby skład rządu Izraela obsadzały obce kraje.

Obaj liderzy - Lula i Netanjahu wracają do władzy, którą sprawowali już przez wiele lat. Obaj też mają za sobą oskarżenia o korupcję, a Lula nawet wyrok dziewięciu lat więzienia. Wraz ze swoją rodziną stworzył swego czasu jeden z najbardziej łapówkarskich reżimów świata, zaś głównym zarzutem wobec Netanjahu jest to, iż wspierał „na lewo” media izraelskie w zamian za pisanie w nich dobrze o jego rządzie. Prawdę mówiąc, gdyby standardy izraelskie obowiązywały w Polsce, to większość naszych premierów i ministrów kultury musiałaby chyba siedzieć w pudle. Ale jeśli słuchać i czytać w tym tygodniu zachodnie media, to obraz jest jasny. W Brasilii władzę zdobył bohater skrzywdzony przez tendencyjny wymiar sprawiedliwości, zaś w Jerozolimie wraca do władzy zdeprawowany ojciec żydowskiej korupcji.

Nie ma wątpliwości, że w ostatnich latach establishment unijnej Europy i Ameryki okazuje coraz większą irytację każdym demokratycznym zwycięstwem prawicy, niezależnie od kraju, gdzie ono się przydarza. A za tą irytacją podąża rosnąca zuchwałość w ostrzeganiu, grożeniu, naciskaniu i próbach izolacji krajów, które ośmieliły się wybrać prawicowe rządy. Zaczęło się to dawno temu od Austrii w roku 2000, ale to była jeszcze inna epoka, więc Unia, która podjęła taką próbę ostracyzmu wobec Wiednia, musiała się z niej rychło wycofać. Od tamtego czasu świat się jednak mocno zmienił, a prawicowe rządy stają się coraz częściej obiektami szantażu, presji, a nawet sankcji.

Zastanawiam się, co z tego może wyniknąć dla politycznej przyszłości świata i dostrzegam dziś dwie, równie prawdopodobne możliwości. Pierwsza - że społeczne poparcie prawicy w różnych krajach będzie na tyle silne, że poradzi ona sobie z tą rosnąca presją. Druga - że presja stanie się tak brutalna, iż partie prawicy zostaną siłą wypchnięte poza wyborcze spektrum „wolnego” świata. Ale wtedy staniemy się świadkami smutnego uwiądu demokracji, która chyłkiem przemieni się w miękką tyranię, z twardym zakazem odwoływania się w życiu publicznym do idei religijnych i narodowych.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.