Jan Rokita

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Kto ma mieć władzę nad miastem?

Luksus własnego zdania Jana Rokity. Kto ma mieć władzę nad miastem?
Jan Rokita

Nie jestem entuzjastą ubiegłorocznej uchwały krakowskich radnych, wprowadzającej zakaz wjazdu do miasta dla starych samochodów. Najpierw z powodów (rzec by tak można) „filozoficznych”: moim zdaniem władza nie powinna zbyt gwałtownie wkraczać w utrwalony styl ludzkiego życia. Zwłaszcza tam, gdzie rzecz dotyczy długoletnich nawyków życia codziennego, winna działać ostrożnie, zachowawczo, bez nadmiernego „entuzjazmu administracyjnego”. A powiedzieć nagle komuś, kto mieszka całe życie w Krakowie, że teraz bratku nie będziesz mógł już nawet wjechać do miasta swoim autem, to dokonać dość bezceremonialnej politycznej ingerencji w jego życie.

Poza tym (do czego mogę się otwarcie przyznać) - uchwała uderzy również w moją własną wygodę życia. Bo choć, całe szczęście, większość życia spędzam teraz pod Bieszczadami, to moim 24-letnim mercedesem (którego nie zamierzam się pozbywać, bo jest lepszy od współczesnych aut) niedługo nie będę mógł już przyjechać do domu w Krakowie. Gdybym więc był radnym, tobym głosował przeciw tej uchwale. Ale jako obywatel Krakowa przyjąłem ją do wiadomości, tłumacząc sobie, że przecież radnym chodzi o to, żeby w Krakowie można było w końcu oddychać czystym powietrzem.

Zdumiałem się jednak, że wojewoda Kmita skarży teraz ową uchwałę i chce, aby to sędziowie rozstrzygnęli, kto zachowa, a kto zostanie pozbawiony prawa jeżdżenia po mieście. Gdyby szło tylko o rozstrzygnięcie kwestii prawniczej - czy wolno było radnym, czy też nie było im wolno, delegować na prezydenta prawa do zakreślenia terytorialnych granic przyszłego zakazu, tobym na tę skargę nawet nie zwrócił uwagi. A sąd uznałbym za najlepsze miejsce do rozstrzygnięcia takiego prawnego sporu.

Rzecz jednak w tym, że kluczowy argument przedkładany przez wojewodę jest czysto polityczny, i to „z grubej rury”. Czytam, że uchwała rajców miejskich ogranicza prawa jednostki (to bez wątpienia prawda), więc: „dlatego poddanie uchwały ocenie sądu jest niewątpliwie uzasadnione”. Jeśliby wojewoda chwilę pomyślał, to zauważyłby może, iż rzecz ma się dokładnie odwrotnie. Właśnie dlatego, że cały problem tak wyraźnie wkracza w sferę polityki i dotyka praw oraz zwyczajów codziennego życia ludzi, w żadnym razie nie powinien stać się przedmiotem decyzji sędziów.

To nie trzech anonimowych panów (bądź trzy panie) w togach ma rozstrzygać o tym, jak ma być zorganizowany Kraków i jak ma wyglądać codzienne życie mieszkańców. Do rozstrzygania o takich par excellence politycznych problemach wybraliśmy przecież prezydenta i radnych miejskich, dając im mandat demokratycznej władzy i społecznego poparcia. Czyżby wojewoda Kmita nie słyszał o jednym z nieszczęść współczesnej Polski, polegającym na tym, że sędziowie co rusz przechwytują dla siebie polityczną władzę? I chcą nami rządzić, ZAMIAST ludzi, których wybraliśmy do rządzenia. Jeśli Kmita o tym nie słyszał, to powinien się zapytać o to swojego zwierzchnika-premiera, albo ministra sprawiedliwości, którzy borykają się z tym kłopotem każdego dnia. Niestety, skarżąc uchwałę radnych do sądu z tak polityczną argumentacją, wojewoda podrzuca tylko polan do sędziowskiego kotła. A w sądzie przy Rakowickiej aż ręce zacierają, iż dzięki takiemu mądremu wojewodzie to oni - przed nikim nie odpowiadający i nikomu nie muszący się tłumaczyć władcy i zwierzchnicy polityków, zyskają znów potężny kawał politycznej władzy nad miastem.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.